Artykuły

Ianuguracja sezonu w Teatrze Ziemi Pomorskiej w Toruniu ,,Lato w Nohant"

Komedia w 3-ch aktach Jarosława Iwaszkiewicza

Krytyka warszawska przyjęła komedią Iwaszkiewicza z entuzjazmem. Mam wrażenie, że stało się to pod wpływem sugestii tematu - i nazwiska autora, niewątpliwie twórcy nieprzeciętnej miary.

"Lato w Nohant" ma temat istotnie bardzo pociągający: - Chopin i pani George Sand. Tyle o tym mówiono, tyle o tym pisano, że ukazanie tych dwojga ludzi na scenie mogło i musiało wywołać bardzo żywe zainteresowanie, zwłaszcza w obecnej chwili, kiedy Chopin jest na ustach wszystkich z okazji wystawy chopinowskiej.

Nie ze wszystkim jednak mógłbym się zgodzić z entuzjastyczna oceną sztuki - napisanej, prawda, językiem pięknym, pełnej nastrojów powiewnych, dzięki muzyce Chopina, dopełniającej to, co się czyni i mówi na scenie, ale - nie wydaje mi się, że to, co się tam czyni i mówi jest istotne dla poznania prawdy o Chopinie. Owszem, tło anegdotyczne sztuki zapewne odpowiada rzeczywistości - ale tej rzeczywistości relatywnej, która z dusza twórczą Chopina nie ma nic wspólnego.

Cała sztuka wydała mi się papierową - osoby działające mówią ogromnie dużo, ale nie mają żywej krwi w żyłach. Jest tam dużo literatury - a mało życia, dlatego też wydłużone dialogi nużą, przeładowane właśnie literaturą.

Zresztą sztuka zbudowana nie zbyt zręcznie - główna osoba, stanowiąca oś, około której wszystko się obraca, Chopin, wychodzi na scenę dopiero przy końcu drugiego aktu, przedtem zaś słyszy się o nim bezustannie, i słyszy jego muzykę, w czym jednak - wszyscy przeszkadzają! - Może to miało być oryginalne, ale - nie wyszło szczęśliwie.

Są niedociągnięcia w rysunku poszczególnych postaci, niekonsekwencje różne. Przecież Chopin, o którym pani George Sand mówi, że znieść nie może jego wytwornych, arystokratycznych manier, jednak raz i drugi odzywa się dość niewytwornie - i to razi...

Cała ta komedia, to właściwie uscenizowana kronika pewnych momentów z życia Chopina, jednak na jotę nie zbliża nas do niego - i właściwie nic nam nie mówi.

Ratują sztukę niektóre sceny nastrojowe, a przede wszystkim końcowa, z której autor, jakby chciał wykazać wielkość Chopina i potęgę i czar przemożny jego muzyki, wobec której wszyscy i wszystko milknie, komponuje bardzo piękny i nastrojowy żywy obraz - ale to wszystko... Za wiele słów - za mało życia. A potem jeszcze - nie wiem, czy to konieczne, byśmy wchodzili z kaloszami w duszę Chopina właśnie, i pokazywali na scenie to wszystko, co w jego życiu było, przykre i małe? Może byłoby lepiej zostawić jego wielkość w spokoju, zdaje mi się, że kto naprawdę czuje muzykę jego, zgodzi się ze mną.

Znamion wielkości "Lato w Nohant" zdaniem moim nie posiada - a właśnie dlatego powinno je mieć, gdy Chopin jest jego bohaterem.

Wystawiono sztukę na scenie naszej bardzo starannie i z należytym pietyzmem. Pani Małkowska jako reżyser zdobyła poważny tytuł zasługi - aczkolwiek nie mogę milczkiem pominąć pewnych usterek, zdaniem moim dość poważnych. Pokój, w którym na środku stoi kanapa, zwrócona do publiczności, nie ma właściwego charakteru. Jest w tym jakaś sztuczność, zwłaszcza, że poza tą kanapą i biurkiem, nic więcej nie ma w pokoju.

Pozatem dekoracja ścian, stylowa, może nie zgodziłbym się na kompozycję barwną, ale to kwestia, nad którą można dyskutować. Natomiast nie podlega moim zdaniem dyskusji, że poręcz przy schodkach z lewej strony zupełnie nie odpowiadała całości, i raziła swoją trywialnością. Jako George Sand pani Małkowska grała z właściwym umiarem, a wyglądała bardzo dobrze, zwłaszcza w stroju męskim. Radwan-Łodziński jako Chopin był dobry, o ile na to pozwolił autor, który go narysował dość blado. Mówiłem już, że osoby sztuki nie mają krwi w żyłach. Najwięcej życia ma Solange, i tę rolę odtworzyła Szyszko-Bohuszówna z gorącym jej odczuciem i pełnią szczerości, a dobrze jej sekundował Surzyński jako Clesinger. Pozostałe postacie były dość blade - jednakowoż nie winię ani reżyserii ani artystów, - dusze z papieru mogą być tylko duszami z papieru, cokolwiek by z nich chciał uczynić aktor przy całej jego sumienności.

Sumarycznie zresztą biorąc, nowy zespół prezentuje się naogół nienagannie. Suknie niewiast były piękne... Publiczności było dużo, ale - mogło być więcej.

Za to dużo było kwiatów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji