Artykuły

"Freuda teoria snów" komedia w 3 aktach Cwojdzińskiego

Teatr Ziemi Pomorskiej zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że go publiczność toruńska polubiła i w nagrodę za to raz po raz oprócz normalnych sympozjonów, przyprawianych rękami własnego zespołu, sta-wia przed nami jakieś danie specjalne, czasem jakieś wyborne ciastko z kremem, a czasem świeże ostrygi z szampanem. Taką właśnie ucztą szampańską jest "Freuda Teoria Snów" Cwojdzińskiego w wykonaniu Janiny Romanówny i Mariusza Maszyńskiego. Spożywaliśmy tę ucztę w ubiegłą środę, a z nie mniejszym apetytem przyjmiemy dzisiaj jej powtórzenie.

"Freuda Teoria Snów" to rzeczywiście kielich szampana najlepszej francuskiej marki, tak się tam perli cudownie musujący dowcip, wytworna lekkość humoru. Poprzez pozornie zawiłe labirynty psychoanalityki przeprowadza autor starą jak świat prawdę o miłości, i niedość na tym, że czyni to z miną, jakoby coś nowego powiedział, ale co więcej, buja nas tak przekonywująco, że poddajemy się zupełnie i wierzymy, że istotnie powiedział nam nowość. A przecież... z drugiej strony nie autora wina, że miłość wynaleziono kilka milionów lat przed nim, a więc wystarczy, gdy na jego pochwałę stwierdzimy, że tę starą prawdę naświetlił nowocześnie, błyskotliwym, neonowym światłem, a wszystkie swoje twierdzenia uzasadnia z niesłychanie sprytną logiką, na to tylko, żeby później kota w miechu obrócić i z tą samą logiką uzasadnić słuszność strony drugiej. No, bo jasne jest, że obie strony mają rację, skoro i on i ona - kochają.

Komedia ogromnie pogodna i wesoła, kończy się zupełnie logicznie "happy endem" - pocałunkiem - oraz zdjęciem kapelusza z jej głowy...

Skoro pomyślę że komedie podobnego typu dotąd przeważnie stanowiły u nas import z zachodu, doznaję zadowolenia, że "Teoria Snów Freuda" wyszła z pod polskiego pióra - sądzą też; że wysłana zagranicę doskonale zaprezentuje tam inteligencję, dowcip i "esprit" polskiej komedii nowoczesnej. Pod względem techniki scenicznej posiada ona wybitne zalety, zbudowana logicznie i po prostu, dość powiedzieć, że nie jest nudną ani na moment, przeciwnie, trzyma widza w nieustannym napięciu, a przecież występują tylko dwie osoby.

Oczywiście nie trzeba zapominać, że ogromne powodzenie swej komedii zawdzięcza Cwojdziński w bardzo wielkiej mierze - obojgu wykonawcom. Janina Romanówna gra z niezrównanym wdziękiem i subtelnością, nawet powiedzonka dość mocne wychodzą u niej wdzięcznie i miło - po prostu wersal wysokiej klasy.

Mariusz Maszyński zaś posiada ogromnie ciekawą mimikę umie błyskawicznie zmieniać wyraz, żyje na scenie całą pełnią temperamentu, a mówi tak przekonywująco, jakby sam był autorem tego co mówi. Jednym słowem oboje przeżywają istotnie całą treść sztuki - no, a że ją grają już bardzo długo, dochodzą do prawdziwego wirtuozostwa - i wywołują wrażenie żywej prawdy.

Nie dziw, że publiczność bawiła się jak król i śmiała się jak dziecko - które myśli, że zawsze tak będzie ładnie i wesoło w życiu, jak tam było na scenie.

W sobotę ubiegłą odbyła się inauguracja nowego sezonu, premierą Jarosława Iwaszkiewicza: "Lato w Nohant". Publiczności było dużo - i dużo kwiatów. Nastrój miły. Szczegółową recenzję podamy jutro.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji