,,WESOŁA WDÓWKA"
operetka Lehara.
Odkąd istnieje scena polska w Toruniu, zawsze były próby łączenia zespołu dramatyczno-komediowego z wodewilowo-opertkowym; eksperyment udawał się tym lepiej, im bardziej oddalano się od operetki, a zbliżano się do wodewilu czy też ,.komedii muzycznej". Jeśli mimo tych doświadczeń nie zaniechano dotąd wystawiania raz po raz rzeczywistych operetek, to widocznie w grę tu wchodzi jakaś "vis maior", względy kasowe czy inne.
Po niezbyt fortunnym eksperymencie z pseudooperetką Fanny Gordon, pokuszono się obecnie o wystawienie "Wesołej wdówki" Lehara. Znów mówić można tylko o eksperymencie, bo z całego zespołu śpiewa właściwie tylko p. Korowicz. Już p. Dorée (w roli tytułowej) jest raczej bardzo miłą "diseuse'ą" niż śpiewaczką. A cóż dopiero mówić o rolach męskich? P. Maciejewski jako amant operetkowy, to wogóle jakieś nieporozumienie; tym razem jako książę czarnogórski i bywalec Maxima przy pominął raczej zhisteryzowanego stróża stambulskiego haremu, a duecik o "głupim jeźdźcu" był kulminacyjnym punktem tego nieporozumienia. Albo p. Surzyński, niewątpliwie aktor zdolny i muzykalny, ale przecież nie śpiewak; a tu dla większego kontrastu popisywać się musi akurat z dobrze śpiewającą partnerką.
Obok tych niedociągnięć było jednak sporo momentów dodatnich. Przede wszystkim wystawa i pomysłowe dekoracje, efekty świetlne, kostiumy. Dalej sprawna reżyseria p. Cybulskiego i urozmaicenia taneczne. P. Dorée bardzo milutko zaśpiewała piosenkę o Wilii (tylko ten "chór" na początku 2-go aktu!). Wreszcie reprezentanci humoru z p. Ilcewiczem na czele. Oklaskami nagrodzono efektowne "huśtawki" i taneczny, sprawny występ gryzetek.
Słowem, publiczność przyjęła operetkę jak najżyczliwiej.