Artykuły

ZASP na zakręcie

W swojej ponad 80-letniej historii ZASP kilka razy znajdował się na krawędzi, ale nigdy jeszcze autorytet tej organizacji nie upadł tak nisko, jak w ostatnich trzech latach - pisze Roman Pawłowski.

Dzień, w którym dyrektorka Zarządu ZASP Elżbieta Chustecka dowiedziała się, że związek utopił 9 mln złotych w obligacjach bankrutującej Stoczni Szczecińskiej, stał się początkiem kryzysu w największej organizacji polskich aktorów, który trwa do dziś. Był 25 czerwca 2002 roku, od trzech miesięcy funkcję prezesa pełnił Olgierd Łukaszewicz [na zdjęciu]. Znany aktor startował w wyborach z planem artystycznej reformy, chciał zakładać teatry offowe i wspierać niezależne grupy. Zamiast tego musiał zająć się rozliczaniem błędów, jakie popełnił jego poprzednik Kazimierz Kaczor.

Wewnętrzne śledztwo, które rozpoczął prezes Łukaszewicz, zamiast przywrócić związkowi wiarygodność, pogłębiło jednak kontrowersje. Środowisko podzieliło się na przeciwników i obrońców byłego prezesa. Same nieprawidłowości, które ujawnił Łukaszewicz nie wywołały takiego oburzenia, co kary, które zdaniem wielu członków ZASP są przedwczesne i niewspółmierne do czynów. Prezydium ZASP skreśliło w tym miesiącu Kaczora i Cezarego Morawskiego (byłego skarbnika) z listy członków, zanim powstała ekspertyza prawników w sprawie nieprawidłowości. Do dziś skreśleni nie otrzymali uzasadnienia, nie mogą się więc odwołać.

W reakcji na działania władz ZASP znani aktorzy składają legitymacje, uczynili to m.in. Igor Michalski, Sławomira Łozińska, Stanisław Tym. O napiętej atmosferze w związku świadczy ostry ton wypowiedzi. Sąd koleżeński nad Kaczorem, do którego doszło dwa lata temu Izabella Cywińska porównała do zebrania ZMP w latach 50. Autorzy listów krytykujących obecne działania władz piszą o "jakobińskich metodach".

Porozumienie ponad zaborami

A miało być zupełnie inaczej. Kiedy w 1918 roku Stefan Jaracz, Juliusz Osterwa i Aleksander Zelwerowicz pisali statut nowego związku, przyświecała im idea zjednoczenia aktorów z trzech zaborów. Nową organizację nazwali Związkiem Artystów Scen Polskich. I ZASP zjednoczył środowisko teatralne, stając się w międzywojniu jedną z najsilniejszych i najskuteczniejszych korporacji zawodowych.

Związek wywalczył m.in. przymus organizacyjny - teatry, z którymi podpisywał konwencje, musiały zatrudniać wyłącznie członków ZASP. Drugim wielkim osiągnięciem był kontrakt gwarantujący zatrudnienie aktorów przez cały sezon. Związek otwierał własne teatry, m.in. w Łodzi, Grodnie i Wilnie. Inwestował w nieruchomości pozostające do dziś głównym majątkiem organizacji. W latach 20. powstał Dom Artysty Weterana w Skolimowie i siedziba organizacji w Warszawie. O sile ZASP świadczył strajk w 1931 roku, kiedy na miesiąc stanęły teatry w całym kraju! Aktorzy wrócili na scenę dopiero, gdy otrzymali gwarancje minimalnej gaży i rocznego kontraktu.

ZASP dbał też o sprawy artystyczne. Przy jego poparciu powstał w 1932 roku Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej, pierwsza nowoczesna szkoła teatralna w kraju. Związek wydawał pismo "Scena Polska", a w 1936 roku zorganizował nadzwyczajny zjazd poświęcony sprawom artystycznym.

Organizacja z autorytetem

Podczas okupacji sprawy etyki i sztuki znalazły się na pierwszym planie. Władze konspiracyjnego ZASP wydały zakaz występów w jawnych teatrach kontrolowanych przez Niemców, którego przestrzegała większość środowiska. Tajna Rada Teatralna planowała organizację teatrów w wolnej Polsce.

Po wojnie ZASP zajął się odbudową życia teatralnego, ale i weryfikacją aktorów, którzy złamali zakaz. Kary nie uniknęli nawet tak znani, jak Adolf Dymsza czy Maria Malicka. ZASP-owcy, którymi przewodził Dobiesław Damięcki, chcieli wpływać na obsadę dyrekcji teatrów. Pod koniec lat 40. związek został jednak zlikwidowany na fali stalinowskich represji. W jego miejsce powstał SPATiF (Stowarzyszenie Polskich Artystów Teatru i Filmu).

Od tej pory przez czterdzieści lat organizacja była przedmiotem politycznych nacisków. ZASP-owcy mimo to obronili swój autorytet, choć nie jedność. W chwilach przełomowych, jak Marzec 1968 czy Sierpień 1980, nie bali się wyrażać sprzeciwu wobec władz dławiących wolność słowa. Taka była rezolucja w obronie zdjętych "Dziadów" Kazimierza Dejmka, na którą odpowiadał w przemówieniu Władysław Gomułka. Jesienią 1980 roku na Nadzwyczajnym Zjeździe organizacja wróciła do przedwojennej nazwy i wystąpiła w obronie wolności słowa. W stanie wojennym autorytet organizacji wzrósł jeszcze, kiedy jej członkowie ogłosili nieformalny bojkot telewizji. Za karę związek rozwiązano w grudniu 1982 roku, a na jego miejsce powołano nowy ZASP, do którego zapisała się tylko część 6-tysięcznego środowiska. Do zjednoczenia doszło w 1989 roku, a na czele odnowionego ZASP stanął cieszący się wielkim autorytetem Andrzej Łapicki.

Na wolnym rynku

Nowa rzeczywistość postawiła ZASP przed koniecznością reformy. Łapicki chciał nawiązać do przedwojennych tradycji związku, który łączył sprawy ekonomiczne z etycznymi i artystycznymi. Ale młode pokolenie wkraczające na wolny rynek nie chciało słuchać apeli na temat etyki zawodowej. Dopiero uchwalenie nowej ustawy o prawie autorskim w 1994 roku uratowało pozycję związku. Rok później ZASP otrzymał koncesję na zarządzanie prawami artystów wykonawców i zaczął ściągać tantiemy dla swoich członków.

To, co było wielkim sukcesem ZASP, siedem lat później stało się jego przekleństwem. To z nieodebranych tantiem finansowane były inwestycje w obligacje i nieruchomości. Paradoks polega na tym, że korzystne przepisy dla artystów wychodził w Sejmie Kazimierz Kaczor, wybrany w 1996 roku na prezesa. To dzięki niemu do kieszeni kilku tysięcy aktorów popłynęła rzeka pieniędzy - w pierwszym roku działalności działu repartycji było to razem z zaległościami 150 mln zł. Obecnie do kasy wpływa ok. 15 mln zł rocznie, z których korzysta też ZASP - pobiera 15-procentową prowizję na swoją działalność.

Albert kontra Kuraś

Afera wokół pieniędzy z repartycji podważyła wiarygodność ZASP, budowaną przez kilka pokoleń działaczy. Problem w tym, że walka na dokumenty, analizy i groźby sądowe toczy się w światłach jupiterów, wszak chodzi o gwiazdy. Dla wielu obserwatorów bohaterami tej historii nie są Łukaszewicz i Kaczor, ale Albert z "Seksmisji" i Kuraś z "Polskich dróg".

Tymczasem wielu znanych aktorów odchodzi z organizacji. Jeszcze za prezesury Kaczora gwiazdy filmu założyły własną organizację: Stowarzyszenie Artystów Filmu i Telewizji, do której należą m.in. Olaf Lubaszenko, Cezary Pazura, Wojciech Malajkat i Bogusław Linda. Teraz może odejść następna grupa. Nie zastąpią ich młodzi aktorzy, których coraz mniej zapisuje się do ZASP. - Ich nie interesuje kasa pogrzebowa i Dom w Skolimowie, ale praca - mówi Igor Michalski, który rzucił legitymacją jako jeden z pierwszych.

Dziś 70 proc. członków to aktorzy na emeryturze. Czy ZASP stanie się organizacją weteranów? Jak przetrwa kryzys? Na te pytania odpowiedź musi przynieść zjazd, tradycyjnie zaplanowany na Wielki Tydzień. W tym roku aktorskie rekolekcje mogą być szczególnie bolesne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji