Artykuły

"Gospoda pod białym koniem"

Sobotnia premjera zaczęła się od dobrej wróżby: kiedy podniosła się kurtyna, publiczność oklaskami nagrodziła dekorację I. aktu: transparentowe jezioro alpejskie, śnieżne szczyty zaróżowione blaskiem wschodzącego słońca i inne t. p. stare efekty dekoracyjne, które zawsze jeszcze podobają się szerokiej publiczności. Wogóle w czasie całego pierwszego aktu roiło się wprost od niespodzianek dekoracyjnych: były autokary i autentycznie dymiący na widownię parowiec ("pali się!" - wołano za mną, zanim statek wypłynął na scenę), potem zaprezentowano nam oborę pełną autentycznie dojonych krów, wywracających przytem ślepia z zachwytu, a w końcu wśród piorunów i błyskawic lunęły srebrzyste strumienie deszczu. Gdy dodamy do tego jeszcze pływalnię, gdzie pławiły się półnagie girlsy, to jeszcze nie wyczerpaliśmy ani połowy pomysłów p. Małkowskiego, który tak słusznie pierwszy doczekał się aplauzu.

Niemniej udane były pomysły reżyserskie: dwojące i trojące się girlasy, to po tyrolsku, to po kąpielowemu, to z wiedeńska fikając, tańczące, pływające i dojące: świetnie zrobione powitanie najjaśniejszego pana Franciszka Józefa, przez lud, burmistrza, szkołę, dziewice z liljami, bractwo strzeleckie, orkiestrę strażacką i wogóle całe "społeczeństwo", wreszcie wiele innych epizodów ożywiających akcję nie wyłączając sceny uwodzenia młodocianego Józefa - pikolaka przez Putyfarę z kozą.

Bo jest i akcja; nad sztuką pracowała przecież istna "spółdzielnia" autorska, a muzykę też kompilowano zewsząd. Więc na tej barwnej dekoracyjno-reżyserskiej osnowie rozgrywają się melodramatyczne dzieje miłości sentymentalnego płatniczego Leopolda (któż mógł go zagrać lepiej niż p. Mierzejewski?), do uroczej wdówki, właścicielki gospody "Pod Białym Koniem" (oczywiście p. Doree). Jest i "ten trzeci" w osobie przystojnego adwokata Siedlera (p. Surzyński), ale w końcu trzy Numy wychodzą za trzech Pompiljuszów i z tej racji p. Alan przedstawia nam się jako syn fabrykanta zapinanych z tyłu kombinacyj zakochany w sepleniącej i tańczącej Klarci (p. Owczarska), a adwokat znajduje córkę fabrykanta takichże kombinezonów zapinanych jednak z przodu (p. Łukowska).

Papa natomiast we własnej osobie t. j fabrykant Krzywanek z Pragi, jest w tej komedji muzycznej osobistością centralną, wogóle, w szczególności zaś dlatego, że ta pepiczkowa rola znalazła niezrównanego wykonawcę w p. Ilcewiczu.

Dodajmy jeszcze, że i role małe obsadzone są pierwszorzędnie (Franciszka Józefa gra dyr. Bracki, profesora Cybulski, burmistrza Sroczyński) a powodzenie sobotniej premiery będzie zrozumiałe. Publiczność bawiła się znakomicie i szczodrze oklaskiwała artystów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji