Artykuły

"On i kinomanki"

Krotochwila w 3 aktach K. Wroczyńskiego w wykonaniu zespołu Teatru Ziemi Pom.

Nie tyle arcywesołą, ile raczej wielce niefrasobliwą krotochwilę w 3 aktach K. Wroczyńskiego p. t "On i kinomanki" wystawił wczoraj Teatr Ziemi Pomorskiej w najlepszej bodaj obsadzie komedjowej swego zespołu, z gościnnym występem p. Stanisława Milskiego.

Kazimierz Wroczyński szturmem zdobył sobie krytykę i publiczność swemi "Dziejami salonu", dobrze zrobioną komedją, świetną satyrą na czasy powojenne, czasy paskarstwa i dorobkiewiczostwa. Ale sukces ten odniósł dobrych 10 lat tamu. A potem... "non plus ultra", jeśli użyć jednego z nieprzeliczonych powiedzonek z wczorajszej premjery. Pisał wprawdzie wystawiał, jednak wszystkie jego późniejsze utwory sceniczne dalekie są od "Dziejów salonu". Być może zjadła go scena. Jest bowiem aktorem, obecnie dyrektorem teatru w Łodzi. "On i kinomanki" to krotochwila, wzorowana na lekkich farsach francuskich. Niestety autor zastąpił zwykle przekomiczne sytuacje farsy przezabawnemi - nawiasem mówiąc - powiedzonkami i "aforyzmami", któremi strzela ni w pięć ni w dziewięć na prawo i lewo przystojny gwiazdor fiilmowy Artur Dolmen recte Antek Brukiew... "Spontanicznie", "Permanentnie". Treść krotochwili jest niebywale naiwną i to jest jeszcze jedną przyczyną, że publiczność zaśmiewa się do łez. "Frenetycznie...".

Oto krótka treść: gwiazdor filmowy "incognito" bawi na wypoczynku (ze swoją sekretarką osobistą notabene) w instytucie heliopatycznym dr. Łąckiego w jednem z uroczych uzdrowisk na Podhalu. "Incognito"' szybko zostaje zdemaskowane. Kilka przewrażliwych kinomanek poczyna szaleć za gwiazdorem. Kres "szaleństwu" kładzie koleżanka po fachu gwiazdora, również w nim zakochana. Wymyśla poprostu odstraszającą dla innych historyjkę o popularnym gwiazdorze i - zdobywa gwiazdora dla siebie. W treść szczęśliwie wpleciono niecodzienną miłość dwojga młodych, laboratorjum nieco sfiksowanego profesora i - krotochwila gotowa.

P. Surzyński w roli głównej gwiazdora, kapitalny, wywiązał się ze swej paradoksalnej roli znakomicie. Dysponuje poza tem doskonałemi warunkami zewnętrznemi.

P. Milski w roli Staszka, zakochanego studenta, gra wprawdzie epizodycznie, za to z dużym temperamentem i pewnością siebie, jak nie można lepiej.

P. Cybulski (aby już "wykończyć" panów) w dekoracyjnej roli zbzikowanego zlekka profesora w sam raz. Bawi i rozśmiesza niemniej jak cała trójka płci brzydkiej.

Z ról kobiecych najwdzięczniejsza przypadła tym razem p. Łukowskiej jako sekretarki "gwiazdora". Gra naturalnie, z dużą dozą sentymentu, gdy trzeba również wybuchowego temperamentu.

P. Doree (Ira Miavalle), jako "gwiazda" filmowa tym razem nie miała pola do popisu.

Pp. Bracka (Tecia Mintołłowiczówna), Małkowska (dysia Ciepluchowa), Zbierzowska (Lala Lichtarkiewiczówna) b. dobrze zgrane, z komiczna w farsie przesadą oddające typy z trzech kobiet dzielnic - wywoływały salwy śmiechu. Zwłaszcza przekonywująco wyszła p. Zbierzowska, która również zachwycała to zaletami.

Reżyserja p. Stanisława Milskiego poprawna z właściwem wyczuciem paradoksalności sytuacyj, z nadaniem dobrego tempa sztuce. Nieco przydługie są może przerwy.

Wnętrza p. W. Małkowskiego miłe i oryginalne.

Całość bawi jak rzadko. Krotochwila będzie miała napewno powodzenie przez szereg wieczorów. Niezależnie jednak od tego warto pod adresem dyrekcji wyrazić życzenie: kiedy ujrzymy na scenie naszego teatru dramat?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji