Artykuły

Przeszłość i dzień dzisiejszy

HARMONIJNIE skomponowany program telewizyjny musi zawierać dwa elementy: rzut oka na przeszłość, historię, kulturę i sztukę dawnych czasów, jak również (a może nawet przede wszystkim) prawdziwy obraz dnia dzisiejszego, żywy kontakt z tym, co dzieje się w polityce, gospodarce i kulturze współczesnej, we wszystkich dziedzinach naszej skomplikowanej, bogatej cywilizacji i naszej burzliwej epoki. Od sesji sejmowej do sportu, od baletu do Nowej Huty, od Hanoi do Nowego Jorku, wszystko interesuje tu widza, co dzieje się nowego na naszym globie.

UDAŁO się w ubiegłym tygodniu naszej telewizji kilka ładnych wycieczek w przeszłość. Należy do nich przede wszystkim piękny program Wszechnicy Telewizyjnej o teatrze polskiego Oświecenia. Scenariusz tego wieczoru przygotowała starannie Marta Korotyńska. Niezwykle udana była jego sceneria: teatr w Pomarańczami, uroczy budynek, wzniesiony przez króla Stanisława Augusta w łazienkowskim parku. Duch wielkiego mecenasa literatury i sztuki polskiego Oświecenia patronował zarówno aktorom (Jerzy Kaliszewski i Andrzej Żarnecki), jak i uczestnikom rozmowy, jaka toczyła się w starej sali teatralnej. Wzięli w niej udział tak świetni znawcy przedmiotu, jak prof. Eugeniusz Szwankowski, doc. dr Stefan Treugutt i kustosz Łazienek mgr Marek Kwiatkowski, który mówił w sposób niezwykle interesujący o dawnych budynkach teatralnych w Warszawie XVIII wieku, a szczególnie o teatrach na terenie Łazienek, a więc o Teatrze na Wyspie i Teatrze w Pomarańczami. Cały program prowadził sam Adam Hanuszkiewicz, co nie wymaga komentarza. Jego udział podniósł niewątpliwie wagę i wartość tego wieczoru.

Na przedstawienia w Teatrze na Wyspie godził się kustosz Łazienek mgr Kwiatkowski. Natomiast oponował bardzo stanowczo, kiedy prof. Szwankowski wysunął nieśmiało propozycję, by można było grać także niekiedy, z odświętnych okazji, w Teatrze w Pomarańczarni. Tu sprzeciw był kategoryczny, choć przyznaję - mnie nie przekonał. Może więc uda się kiedyś przełamać opory muzeologów i rozkoszować się znowu przedstawieniami, granymi w tym czarownym teatrze, nie poprzestając tylko na lizaniu cukierka... przez szybkę telewizora. Bo przecież nie nos jest dla tabakiery, ale chyba tabakiera dla nosa. Obawy o bezpieczeństwo budynku obawami, ale możliwość pokazania tej sali w czasie normalnego przedstawienia publiczności, ma chyba też swoje znaczenie. Tym bardziej, że jak wykazuje historia, budynki teatralne płonęły częściej, kiedy nikogo w nich nie było niż wtedy, kiedy była na widowni publiczność.

Natomiast bliższym naszym współczesnym odczuciom był dramat wielkiego pisarza szwedzkiego Augusta Strindberga pt. "Eryk XIV" w inscenizacji młodego, bardzo utalentowanego reżysera, Józefa Grzegorzewskiego. "Eryk XIV" jest sztuką wybitną i trudną zarazem. Cenił wysoko ten dramat Leon Schiller, ale pamiętamy dobrze jak nieudane było jego przedstawienie przed kilku laty na scenie Teatru Polskiego w Warszawie. Grzegorzewski opracował doskonale tekst Strindberga i wydobył z niego zarówno te cechy, które łączyły "Eryka XIV" z kronikami historycznymi Szekspira, jak i ponure okrucieństwa i psychopatologię, jaką zaprawione jest dzieło Strindberga. Wielką kreację stwarza w tym przedstawieniu Krzysztof Chamiec w roli tytułowej, bardzo dobrze gra Bogusław Sochnacki i Ewa Mirowska.

TEATRALNA współczesność była mniej udana. "Kobra" nie wyszła tym razem poza przeciętność. Poprawna reżyseria miernej sztuczki francuskiej J. P. Conty pt. "Samobójstwo doskonałe" była wynikiem pracy Czesława Szpakowicza. Nieźle wywiązali się ze swych zadań aktorzy: Aleksandra Zawieruszanka, Wiktor Zatwarski, W. Kałuski i J. Wołłejkówna. Wyróżnił się Tadeusz Białoszczyński w roli komisarza, prowadzącego śledztwo. Początkowo przedstawienie trzymało nawet w napięciu i ciekawiło widzów do pewnego momentu. Jego rozwiązanie okazało się jednak dość naiwne, a scena w której podejrzani o zabójstwo kochankowie zwierzają się sobie w biurze komisarza policji, gdzie mogą być zamontowane aparaty podsłuchowe, lub włączony zwyczajny magnetofon, wyglądała już zgoła śmiesznie.

Dużo więcej sensacji od tego teatru sensacji przynosiło nam w ubiegłym tygodniu każdego dnia samo życie. Godna wyróżnienia jest operatywna informacja Dziennika TV o kryzysie rządowym w Bonn - zasługa Henryka Kollata, korespondenta telewizji w stolicy NRF.

Niezły był serwis informacyjny z sesji sejmowej, choć można by sobie wyobrazić ożywienie tych sprawozdań przez wprowadzenie krótkich rozmów z posłami. Wyobrażam sobie np. doskonale rozmowę z min. Henrykiem Jabłońskim po uchwale o połączeniu Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Oświaty i powołaniu go na stanowisko kierownika obu połączonych resortów.

KILKA słów o magazynach telewizyjnych. Dobre słowo należy się krakowskiej kronice kulturalnej, skomponowanej i poprowadzonej sprawnie przez Juliusza Kydryńskiego. Tu największą atrakcją była rozmowa z dyrektorem Państwowych Zbiorów Sztuki na Wawelu prof. Szabłowskim, który mówił o wspaniałych (częściowo już zrealizowanych) planach "wieczorów wawelskich", koncertów i imprez artystycznych w niezrównanej scenerii zamku królewskiego, które mogą stać się osobliwością europejskiej miary. Ciekawa była także rozmowa z nowym dyrektorem Teatru Ludowego w Nowej Hucie, Ireną Babel, na temat planów repertuarowych tej sceny. Krakowski "Maskaron" staje się groźną konkurencją dla "Pegaza" i taka rywalizacja jest zdrowa, potrzebna.

Magazyn telewizyjny "Poligon" zaprezentował program, obejmujący ciekawą relację o bitwie w Olszynce Grochowskiej w czasie Powstania Listopadowego i informację o najnowszych osiągnięciach techniki (telewizja, maszyny matematyczne itp.) w służbie dowódców wielkich operacji wojskowych, oraz dobrze sfotografowaną i skomentowaną defiladę wojskową w Moskwie w dniu 7 listopada. Był to magazyn bardzo ciekawy, nie tylko dla wojskowych, lecz także dla każdego laika.

I wreszcie MAGAZYN MEDYCZNY, prowadzony inteligentnie i z wdziękiem przez dr Hannę Gierowską. Tym razem był to program dla rodziców, bardzo pouczający i potrzebny. Wybitni specjaliści mówili w nim o problemach żywienia dziecka, o jego psychologii i o kłopotach związanych z uczuciowymi więzami między rodzicami i dziećmi, a szczególnie między ojcami i synami. Niezrozumiałe jest tylko dlaczego ten wartościowy magazyn nadany został tak późno (po godzinie 22-ej), że zapewne wielu rodziców nie mogło go już obejrzeć.

Słabą stroną programu telewizyjnego jest wciąż reportaż krajowy. Nie najlepiej wywiązuje się telewizja ze swych zadań recenzyjnych. Co prawda jest już w programie recenzja literacka. Prof. Jan Zygmunt Jakubowski mówił w ramach tego cyklu o nowym wydaniu dzieł Norwida. Ale czy nie powinno być w programie telewizyjnym miejsca dla operatywnej (nadawanej natychmiast po premierze) recenzji teatralnej, filmowej, muzycznej, na omówienie ważnej wystawy? Nie chodzi oczywiście o każdą premierę, każdy koncert, czy każdą wystawę, lecz o te, które mają najpoważniejsze znaczenie artystyczne.

I jeszcze jedna pretensja. Już po raz drugi muszę zwrócić uwagę na niepunktualność telewizji. Program piątkowy spóźnił się o 30 minut. Lekcja języka angielskiego miała się rozpocząć o godzinie 22.25. Rozpoczęła się około godz. 23-ej. Na sobotni film musieliśmy czekać 20 minut. Poważnie spóźniły się programy w niedzielę. Przeprosiny są tu słabym pocieszeniem. Szanujmy czas naszych bliźnich, bo czas to pieniądz nie tylko w angielskim przysłowiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji