Artykuły

Dla pozbawionych fantazji

Teatr Telewizji: MIŁOŚĆ NA MADAGASKARZE Petera Turriniego. Przekład: Marek Szalsza. Scenariusz i reżyseria: Waldemar Krzystek, zdjęcia: Tomasz Dobrowolski, muzyka: Zbigniew Karnecki, scenografia: Barbara Komosińska, Barbara Drozdowska. Prapremiera polska - emisja 16 IV 2000.

Kto z nas nie wyobrażał sobie kiedyś, że bierze udział w filmie. Na przykład, wciela się w postaci porywającego romansu i przeżywa fascynującą historię miłosną zwieńczoną happy endem lub staje się bohaterem filmu przygodowego o wartkiej akcji, dziejącego się w jakimś egzotycznym zakątku. Pragnienie przeniesienia się w miejsca, których w rzeczywistości nie ma, choć istnieją w naszej wyobraźni, pragnienie zagrania ról, których być może nie będzie nam dane zagrać w życiu towarzyszy nam od zawsze. "Miłość na Madagaskarze" Petera Turriniego opowiada, zdawałoby się, o rzeczy najbanalniejszej z możliwych, o potrzebie marzeń, które spełniają się w kinie.

Waldemar Krzystek, reżyser telewizyjnej wersji dramatu, rezygnuje z niektórych jego wątków, eliminuje kilka drugoplanowych postaci, ale też opowiada historię, gdzie akcenty rozłożone są nieco inaczej. Początek jest niemalże jak z "Cinema Paradiso". Widzimy wnętrze staromodnego kina. Właśnie kończy się seans filmowy. Mężczyzna w średnim wieku wchodzi na salę, gdzie siedzi jedynie kilka osób, i odświeża powietrze dezodorantem. To właściciel podupadłego kina w XIV dzielnicy Wiednia - Johnny Ritter. Dowiadujemy się, że jego kino stoi na skraju bankructwa, a bohater jest "finansowo i w ogóle na dnie". Niespodziewanie jednak Ritter dostaje list od Klausa Kinskiego, którego kiedyś znał. Kinsky pisze, że leży w szpitalu w San Francisco i potrzebuje pieniędzy na leczenie. Chce, żeby Ritter pojechał do Cannes i spotkał się z latynoskimi biznesmenami, którzy chcą zainwestować w jego następny projekt. Ritter wyrusza w podróż. Wygląda na to, że w nijakim życiu "najżałośniejszego i najbardziej pozbawionego fantazji człowieka" pierwszy i być może ostatni raz wydarzy się coś niezwykłego, coś, co odmieni jego nędzny los. Rittera znakomicie gra Janusz Gajos. To człowiek nieśmiały, który boi się własnego cienia. Sprawia wrażenie typowego nieudacznika życiowego; Kinsky mówi o nim, że jest "za głupi na cokolwiek" i nazywa go "starą dupą". Kiedy Ritter dociera już do Cannes i, podając się za producenta filmowego, opowiada biznesmenom treść filmu, wygląda jak przestraszone zwierzątko. Co chwilę ze zdenerwowaniem wyciera chusteczką spoconą twarz, nadyma policzki z trudem wydobywając z siebie kolejne zdanie, przewraca oczami, z wysiłkiem wymyślając najbanalniejsze zwroty akcji. Świadkiem tej rozmowy jest pewna kobieta, jak się okazuje - aktorka. Pragnie wziąć udział w filmie, którego scenariusz przed chwilą poznała. Rolę tę bardzo dobrze gra Marta Klubowicz. Nachodzi Rittera w pokoju hotelowym, ale wmawia mu, że to on ją zaprosił. Tak subtelnie go kokietuje i uwodzi stosując przeróżne chwyty, że bohater niepostrzeżenie ulega jej urokowi. Na jej prośbę wydaje z siebie okrzyk Tarzana, choć w jego wykonaniu jest on raczej niemrawy. Ale z pewnością ma siłę oczyszczającą, podobnie jak ten, który wydobywa z siebie Liza Minelli w Kabarecie Boba Fossa. Wkrótce oboje odrywają się od rzeczywistości. Wcielają się w bohaterów "Casablanki", a potem odgrywają role pary zakochanych w filmie Rittera, to znaczy wyruszają w "wymarzoną podróż na Madagaskar".

Zarówno w dramacie jak i w przedstawieniu nie jesteśmy do końca pewni, czy wyjazd na Lazurowe Wybrzeże i wszystko, co z nim związane, wydarzyło się naprawdę, czy dzieje się w wyobraźni Rittera. To typowy dla Turriniego chwyt; zacieranie granic między rzeczywistością i fikcją jest charakterystyczne dla jego pisarstwa. W każdym razie bajkowa historia niespodziewanie zmienia bieg. Czar pryska. Okazuje się, że Klaus Kinski umarł. Biznesmeni w groteskowy sposób odbierają Ritterowi pieniądze. Wkrótce potem przychodzi następne rozczarowanie. Kobieta wyznaje, że pracuje w ubezpieczalni. Jest jednak wdzięczna, że Ritter spełnił jej największe marzenie, zaproponował jej główną rolę w swoim filmie. W ostatniej odsłonie widzimy na powrót bohatera w swoim kinie. Ale reżyser postanowił inaczej zakończyć jego historię. Bohater siedzi w pustej sali i ogląda napisy końcowe "Miłości na Madagaskarze" w reżyserii Waldemara Krzystka, w której główną rolę zagrał właśnie niejaki Ritter - Janusz Gajos. Dramat Turriniego jest jednak w większym stopniu niejednoznaczny niż przedstawienie telewizyjne. W tekście odbywa się przewrotna żonglerka różnymi konwencjami. Mamy tu wyciskający łzy, tandetny romans, parodię filmu gangsterskiego, sceny rodem z komedii, melodramatu czy kryminału itd. Ale Turrini nie byłby sobą, gdyby nie zahaczył o krytykę kapitalistycznego układu sił: choć ludzie potrzebują magii filmowej, to kino w XIV dzielnicy Wiednia nie ma szans na przetrwanie, bo nie jest w stanie na siebie zarobić. Krzystek zrezygnował jednak z warstwy ideologicznej utworu, miał do tego prawo. Przedstawił bardzo prawdziwą opowieść o potrzebie wymyślenia sobie lepszego życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji