Artykuły

DUCH NA SEANSIE

Teatr Polski: Sławomir Mrozek - PORTRET. Reżyseria: Kazimierz Dejmek. Scenografia: Jacek Ukleja. Muzyka: Zbigniew Kamecki.

Przedstawienie (słusznie zresztą) zyskało już miano wydarzenia. Nastąpiło bowiem spotkanie interesującego tekstu z nastrojami społecznymi, klimatem rozmów, gdzie często wraca dziś temat stalinizmu; spustoszeń, jakie stalinizm pozostawił w psychice ludzi, którzy żyli i działali w orbicie jego oddziaływania. Aktualność - lecz nie ta potoczna, ale sięgająca znacznie głębiej to od dawna domena Kazimierza Dejmka - twórcy teatru politycznego, potrafiącego przekładać politykę na język sceny. Dlatego wyobrażam sobie jego satysfakcję, że oto w dobie radzieckiej pierestrojki i naszej przebudowy trafiła mu się sztuka mówiąca o historii i teraźniejszości, tragedii i farsie, wyrzutach sumienia i próbie wyjścia poza układ. W dodatku "Portret" osadzony jest w tradycji naszej literatury. Mrożek odwołuje się do cytatów i parafraz wątków romantycznych, by tym wyraziściej ukazać ciążenie przeszłości nad dniem dzisiejszym. Fabuła utworu nie ogranicza się przecież do dziejów przyjaźni Bartodzieja i Anatola zerwanej złożeniem przez Bartodzieja donosu: ofiara donosu, Anatol skazany na karę śmierci wychodzi w roku 1959 na wolność. I wtedy następuje spotkanie połączone z wywoływaniem ducha Stalina. Po czym... Nie, nie zamierzam ujawniać zaskakującego finału. Jedno pewne: w przeciwieństwie do kilku ostatnich sztuk Mrożka, gdzie postacie były właściwie rozpisanymi na szereg działań autorskimi tezami - w "Portrecie" oglądamy żywych ludzi. Tak jak w "Tangu". Tak jak w "Emigrantach"... Nic też dziwnego, że aktorzy mają co grać. Nie tylko Piotr Fronczewski (Anatol) i Jan Englert (Bartodziej) są świetni. Dotyczy to w równej mierze ról zarysowanych mniej pewną ręką: znakomita Anna Seniuk jako Oktawia; bardzo zabawny epizod Haliny Łabonarskiej (Psychiatra) budzi żal, że postać nie ma dalszego udziału w akcji. Reżyseria Dejmka punktuje to, co ważne, eliminuje miejsca słabsze, swobodnie zmieniając konwencje: od patosu prologu (niezbyt dobrego) po "Końcówkę" przefiltrowaną przez kanon polskich lektur i afektacją tym razem miłoszowską. Najciekawszy jest akt II. Najlepiej napisany i brawurowo zagrany przez Fronczewskiego i Englerta. W ogóle "Portret" sprawia wrażenie sztuki dającej się złożyć dopiero na scenie, co świadczy o dalszych przemianach dramaturgii Mrożka, dotąd zadowalającego się symetrią i matematyką efektów, co nierzadko pozbawiało jego komedie i dramaty pozorów realnego życia. Wystarczy porównać "Poczwórkę" (protoplasty "Portretu"), by uświadomić sobie jaki to już teraz inny autor, a przecież ciągle mający nam tyle do powiedzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji