Artykuły

"Portet" w poniedziałkowym Teatrze TV

Niedawno w Krakowie oficjalnie konsekrowaliśmy naszego najmłodszego klasyka. Przy tej okazji o Mrożku powiedziano i napisano tyle, że uzupełnienie jego portretu nowym szczegółem wymagałoby zegarmistrzowskiej precyzji. Zresztą najcelniej o Mrożku pisze... Mrożek. Lapidarne autorecenzje są są jak jego słynne rysunki: kilka kresek tworzy obraz, którego sugestywności trudno się oprzeć. Stosunek Mrożka do tradycji bywa dwuznaczny. Nie hołubi jej, ale też niezbyt żarliwie ją zwalcza - jest przewrotnym stylistą. W "Portrecie" są parafrazy "Dziadów", aluzje do "Kordiana", pastisze Gombrowicza i dosłowny cytat z Miłosza. Do literackich tropów Kazimierz Dejmek - reżyser przedstawienia - dodaje elementy tradycji teatralnej: sceny z "Dziadów" Swinarskiego. Na Bartodzieja patrzymy poprzez pryzmat romantycznych kreacji Jana Englerta, który jednocześnie autorem telewizyjnej wersji przedstawienia. Tylko tym razem teatralne i literackie symbole nie uczestniczą w grze jako rekwizyty intelektualnej żonglerki. "Portret" nie jest farsą, alegorią, groteską. To zupełnie inny Mrożek. Nie jest już tak jadowity jak kiedyś. Jest za to bardziej refleksyjny wręcz prywatny. Mrożek powoli przestaje być ironistą, chłodnym filozofem - logikiem. Staje się moralistą, choć zdaje sobie sprawę, że zajmowanie się etyką "nie jest w guście tej epoki".

Bohaterowie "Portretu" przypominają figury z reportażu-komiksu Mrożka pt. "Polska w obrazach" wydanego w 1957 roku. Dwaj osobnicy w charakterystycznych krakuskach na głowie siedzą w łódce, a każdy z zaciętym wyrazem twarzy wiosłuje w przeciwną stronę. Wysiłek nieproporcjonalny do efektu - bo łódka stoi w miejscu, czego obaj z premedytacją nie zauważają. Bartodziej z "Portretu" był komunistą. Wielbił Józefa Wissarionowicza, dla idei poświęcił nie tylko przyjaźń, ale i przyjaciela. Anatol, zanim trafił do więzienia, ukrywał się po lasach z powodu sympatii do zupełnie innego Józefa. Po piętnastu latach reżimowiec i opozycjonista spotykają się ponownie. Narodowa "łódka" nadal stoi w miejscu, tylko oni w międzyczasie zamienili się miejscami. Tu farty się kończą. Mrożek nie rozgrywa symetrii losów swoich bohaterów według starego, logicznego schematu. Bartodziej i Anatol nie rozumieją siebie sprzed lat. Nie potrafią połączyć tamtych wyborów z dzisiejszymi doświadczeniami. Zniknęło gdzieś to, co nadawało sens "jedynie słusznym" decyzjom, a one same, pozbawione propagandowej fasady, znaczą dla bohaterów coś zupełnie innego. Życiorysy Anatola i Bartodzieja rozpadły się na dwie części. Obu naraz zaakceptować nie mogą. Podążać starą drogą? Kontynuować? Ale co? Skażeni polityką, nie dostrzegamy nietrwałości ideologii. W naszej epoce ich żywot bywa krótszy od biografii wyznawców, którzy latami bezskutecznie łatają i przerabiają swoje życiorysy. Nie dajmy się im uwieść - ostrzega Mrożek - dopóki relacje między ludźmi będą uzależnione od koloru znaczków wpiętych w klapy marynarek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji