Artykuły

Monumentalna Elektra

"Elektra" w reż. Willy'ego Deckera w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej. Pisze Jacek Hawryluk w Gazecie Wyborczej.

W Operze Narodowej znów zwycięża śpiew. Przeniesiona z Amsterdamu inscenizacja "Elektry" wydaje się jednowymiarowa, broni ją muzyka Straussa.

(...)

"Elektra żyje w kraju niczyim - przestrzeni niezamieszkanej przez nikogo", tak rozpoczyna komentarz do spektaklu Decker. "Właśnie z tego powodu z taką zaciętością i uporem broni jej granic - ponieważ tylko tu żyć może tym, co najpełniej wyraża istotę jej bytowania: sprzeciw". Te słowa idealnie wprowadzają w świat spektaklu. Pusta przestrzeń, zamknięta przerażającymi szarymi murami, pochlapanymi krwią, z olbrzymimi schodami - całkowity minimalizm scenograficzny zostanie utrzymany do końca. Żadnych zbędnych dekoracji, ozdób, zmian, nawet gra świateł została zredukowana do minimum.

Scenografia Wolfganga Gussmanna ma nas przytłaczać, a z drugiej strony skoncentrować naszą uwagę na tym, co w spektaklu najważniejsze: na emocjach głównych bohaterów, wzajemnych relacjach, na owym sprzeciwie Elektry wobec samej siebie i wszystkich dookoła, wreszcie na upragnionej zemście, z której myślą główna bohaterka nie rozstaje się ani przez chwilę. Decker tworzy na scenie dramat, który stopniuje z minuty na minutę, przemieniając go w prawdziwe piekło. Elektra, posługując się Orestesem, doprowadza do zemsty na matce Klitajmestrze i Egiście, ale także sama odchodzi. Zbrodnia się dokonała, jej bunt doprowadził do upragnionego celu. Celu życia.

W takiej konwencji spektaklu reżyser - do Warszawy przyjechał jego asystent Wim Trompert - musiał idealnie poprowadzić śpiewaków. I rzeczywiście Elektra - Jeanne-Michele Charbonnet - okazała się niezwykle przekonująca - demoniczna od pierwszego pojawienia się na scenie po tragiczny, krwawy finał. Świetnie sekundowała jej siostra Chryzotemis (ta, która pragnie żyć swoim życiem z dala od zemsty), Danielle Halbwachs, której postać została całkowicie skontrastowana z Elektrą. I wreszcie Klitajmestra Ewy Podleś - bezwzględna i wyrazista, choć poprowadzona mało konsekwentnie: jej wejście sugeruje osobę żegnającą się z życiem, po czym nagle przemienia się w prawdziwego demona.

Pod względem wokalnym spektakl okazał się znakomity. Ewa Podleś stworzyła wybitą rolę - niezwykle przecież trudną, naszpikowaną wieloma pułapkami. Obie siostry - Charbonnet i Halbwachs - dały z siebie wszystko (Charbonnet zaanonsowała nawet przed spektaklem swoją niedyspozycję). Dobre były śpiewaczki kreujące partie Służebnych. Tadeusz Kozłowski złożył spektakl z dużym wyczuciem, umiejętnie przeprowadzając przez orkiestrowe i wokalne kulminacje.

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji