Śmiech przed północą
Wystrzałowy jubileusz miał miejsce w częstochowskim Teatrze. Swoje 35-lecie pracy aktorskiej świętował z udziałem publiczności i kolegów Andrzej Iwiński.
Do strzelaniny doszło podczas premiery komedii kryminalnej "Detektyw". Główną rolę w niej grał oczywiście jubilat. Kreował postać ekscentrycznego autora powieści kryminalnych, który wymyślił intrygę, gdzie pistolet kilkakrotnie dochodził do głosu. Tekst dramatyczny przedstawienia pochodził od Anthony Shaffera, brata bliźniaka Petera od "Amadeusza". "Detektyw" Anthony'ego miał również swoją filmową karierę. W filmie Josepha Mankiewicza wystąpili Laurence Oliver i Michael Caine. Reżyserii częstochowskiej premiery podjęła się Alicja Choińska, scenografię przygotowała Barbara Josepyszyn, spektakl opracował muzycznie Tomasz Kmiecik.
W skomplikowaną intrygę, w której poszczególne postaci prezentują coraz to odmienione oblicza, nie można wprowadzać czytelników - jako widzowie będą ją przecież śledzić w teatrze. Dwie sympatyczne kreacje zbudowali w niej Andrzej Iwiński i Antoni Rot. Jubilat, który przeszedł przez życie żartując, wszedł w rolę, o której Alicja Choińska twierdziła, że została dla niego stworzona. Postać Andrew Wyke'a funkcjonowała w wielu nastrojach: od liryzmu po psychosadyzmu. Jednocześnie pisarz obdarzony był dobrodziejstwem autodystansu - cechy wyróżniającej aktora w jego prywatności.
Antoni Rot jako Milo Tindle doskonale nadążał za swoim doświadczonym kolegą.
Wartka akcja pełna zaskakujących zwrotów, dobre dialogi - niektóre o zadziwiającej aktualności (np każda propozycja na zdobycie majątku w tym kraju musi być kryminalna), udane aktorstwo ("Ale pan to stworzył kreację", "To była rola we wzorowym stylu") sprawiły, że premierowa publiczność doskonale się bawiła. Raz po raz słychać było śmiechy publiczności. Sądzić należy, że widownia otwartych przedstawień również z zadowoleniem przyjmie nową, lekką propozycję teatru.
Oprócz gromkich braw dla wszystkich twórców spektaklu, Andrzej Iwiński został specjalnie uhonorowany po zapadnięciu kurtyny. Otrzymał kwiaty od licznych przyjaciół i kolegów z teatru. Andrzej Redosz, niegdyś aktor częstochowskiej sceny, przywiózł gratulacje z Radomia i Lublina. Wśród odczytanych depesz znalazło się choćby nazwisko Marka Walczewskiego. Były też listy gratulacyjne od władz. W imieniu przebywającego we Wrocławiu wojewody, życzenia złożył jubilatowi Józef Drosik, reprezentujący Wydział Kultury i Spraw Społecznych UW. Z gorliwej życzliwości uczcił aż 50-lecie pracy scenicznej Iwińskiego. Kilka lapsusów popełnił w swoim minutowym wystąpieniu wiceprezydent Józef Blaszczeć. Usprawiedliwiając m.in. nieobecność prezydenta powiedział, że jest on "przeszkodzony". Część oficjalna utrzymała się więc konsekwentnie w komediowym klimacie.
Niespodzianką jubileuszu był nadprogram w postaci przezabawnego "Hamleta", w którym Andrzej Iwiński spełnił swoje marzenie - zagrał tytułową postać. Że jednak o "człowieku śmiechu" mowa, grał w krótkich spodenkach i do tekstu - parodii Jeremiego Przybory. Obok niego w prześmiesznych scenkach uczestniczyli koledzy teatralni.
Całość nadprogramu, wraz z jego późniejszą kabaretową częścią prowadził Zbigniew Boniek czyli... Zbigniew Bebak i Boniek Dymarczyk (który program reżyserował). Dymarczyk był też wykonawcą jednego z zabawniejszych numerów wieczoru. Z absolutną powagą odśpiewał zapamiętaną z przedszkola piosenkę o "socjalistycznym internacjonalizmie". Szlagierem był występ Adama Hutyry. "Niekrasiwaja" w jego wykonaniu z rewelacyjnym wykorzystaniem rekwizytu w postaci przykrótkiego płaszcza rozśmieszyła gości i jubilata (spoczywającego w krótkich spodenkach na barowym stołku) do łez. Były też prezentacje serio - ciepła recytacja Gałczyńskiego przez Marka Ślosarskiego, znakomite wokalne występy Beaty Przewłockiej i Czesławy Monczki w piosenkach Osieckiej. Dwaj aktorzy popisali się nietuzinkowymi talentami poetyckimi: Zbigniew Bebak - jak zwykle i Marian Florek - jako debiutant. Kabaret był tak bogaty, że trudno wymienić wszystkie jego gwiazdy. Jak mówiło się zakulisowo, program i tak został przycięty, gdy niebezpiecznie zbliżyła się północ. Nie wykonał kilku piosenek Boniek Dymarczyk - trzeba wymusić na nim przyrzeczenie powtórzenia pełnego programu kabaretu w innej scenerii i sytuacji!
Jubileusz był więc wystrzałowy nie tylko z powodu użycia pistoletu w "Detektywie". Przez cały wieczór śmiech widzów strzelał równie głośno. Pozostaje mieć nadzieję, że z nową kabaretową premierą aktorzy nie będą czekać do kolejnego jubileuszu Andrzeja Iwińskiego, który działa na kolegów najwyraźniej mobilizująco.