Żywe sumienie
WŁAŚNIE upłynął wiek od napisania przez Dostojewskiego jednej z najznakomitszych jego powieści "Idioty" (ukazała się w roku 1867), ale myliłby się ten, kto by w najnowszej adaptacji scenicznej szukał w związku z tym odzwierciedlenia epoki drugiej połowy XIX wieku, spraw związanych z ówczesnym obyczajem. Adaptatorowi Stanisławowi Brejdygantowi chodziło o coś całkiem innego. Przede wszystkim położył on nacisk na sprawy z dziedziny moralności ludzkiej i w związku z tym wysunął zdecydowanie na plan pierwszy jako uosobienie sumienia i człowieczeństwa postać księcia Myszkina, osaczonego przez postacie, które z tych, czy innych względów są tylko z nazwy ludźmi. Adaptacji "Idioty" na scenę było już wiele, zarówno w ojczyźnie Dostojewskiego (ostatnia radziecka, w której triumfy święcił znakomity aktor Smoktunowskij w roli Myszkina) i każda z nich podejmowała inne wątki z tej bogatej, wspanialej, tak bardzo rosyjskiej i tak bardzo zasługującej na miano "dostojewszczyzny" powieści.
Brejdygant zgodnie ze swym założeniem ukazał sceny, które składają się na obraz charakteru ks. Myszkina. Udało mu się w ten sposób uwypuklić tę postać, która jest żywym sumieniem. Cel został osiągnięty.
OCZYWIŚCIE przy tym wyborcze, któremu przyświecał przede wszystkim jeden cel, musiało się zagubić wiele wątków tej tak bogatej pod każdym względem powieści. Zaginęła strona obyczajowa, wspaniale ukazana przez Dostojewskiego, zagubiła się charakterystyka niektórych bohaterów. Wielbiciele Dostojewskiego, a takich jest wielu na całym świecie, na próżno będą szukali niektórych swych ulubionych scen, które zapamiętali na całe życie (ja osobiście z żalem spostrzegłam brak sceny, w której ks. Myszkin na przyjęciu cały czas lęka się, że stłucze kosztowną, wazę i... wreszcie ją tłucze). Ale te opuszczenia, konieczne zresztą przy ogromie tekstu Dostojewskiego, są konsekwencją dążenia do jednego celu, przez adaptatora osiągniętego.
Stanisław Brejdygant jest pod każdym względem bohaterem tego spektaklu: i jako adaptator, i jako reżyser, i w charakterze wykonawcy roli głównej księcia Myszkina.
Ujął tę postać kameralnie z najdalej posuniętą dyskrecją i trzeba przyznać, że chwilami był wzruszający.
Trudną i skomplikowaną rolę Nastazji Filipowny będącej w centrum zarówno powieści, jak spektaklu, udźwignęła nad podziw lekko Halina Dobrowolska. Była piękna, zasługiwała na uwielbienie otaczających ją mężczyzn, a co najważniejsza potrafiła wygrać odcienie tej bogato wyposażonej przez Dostojewskiego kontrowersyjnej postaci. Druga bohaterka Agłaja znalazła pełną wdzięku odtwórczynię w osobie Mirosławy Krajewskiej, która ujęła postać młodej, zakochanej dziewczyny jak należało, w sposób emocjonalny.
Pełnym brutalnej siły i namiętności Rogożynem był Zbigniew Zapasiewicz i rozsądnym Lebiediewem - Tadeusz Bartosik. Ryszard Barycz sprawił swą grą, że czuliśmy głębokie współczucie dla pokrzywdzonego Gani, dostojnym generałem był Czesław Kalinowski. Jego małżonką Irena Górska, a córkami, poza Agłają, Barbara Klimkiewicz i Krystyna Miecikówna. Charakterystycznym Ferdyszczenką był Zygmunt Kęstowicz. Niewielką rolę Matki Gani grała Halina Jasnorzewska.
JAK widać, w sztuce występuje wiele osób. Czy nie należałoby tego spektaklu przenieść na większą scenę Teatru Dramatycznego? Dałoby to możność rozwinięcia się scenografii, która tu przedstawia się dość ubogo i ponuro.