Artykuły

Nostalgiczny kabaret show

"wariacje bernhardowskie" w reż. Gabriela Gietzky'ego w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Ocenia Leszek Pułka w Gazecie Wyborczej-Wrocław.

Wariacje bernhardowskie są bardzo zabawną sztuczką starczającą jedynie na godzinę kabaretowej sceny. Dobrze zagraną i wyreżyserowaną, ale zbyt małą na teatralny dramat.

Może to złudzenie, ale nagrodzony podczas EuroDramy schaefferowski z ducha warsztat aktorski jako spektakl repertuarowy zmienił nieco styl. Zwolnił tempo, nasycił się nostalgią. Samotność człowieka wobec absurdu biurokracji, patos bliżej nieokreślonych cnót uniwersalnych, wreszcie trudność w definiowaniu istoty sztuki doprowadzają młodziutkich bohaterów "Wariacji..." do spazmów. To tragiczne i śmieszne zarazem.

Teatralna fuga Przemysława F., pragnącego zachować anonimowość młodego dramaturga, jest reżyserowanym na dwa głosy monodramem. Stąd niewiele na scenie Teatru Polskiego klasycznego tragidramatu, za to sporo niemal kabaretowego show. Słuchamy wynurzeń, krzyku, oskarżeń i histerii dyrygentki oraz pianisty - artystów niespełnionych, wściekłych na własne środowisko.

Miejscem godzinnego spektaklu jest proscenium - jakby sala prób, może estrada przed koncertem. Dwoje młodych ludzi przymierza się do występu. Wnoszą kostiumy. Próbują ćwiczyć. Ona chce dyrygować. On siada do fortepianu, rozluźnia ręce. Wreszcie słychać pierwsze pasaże. Ale już po chwili wiemy, że razem nie zagrają. Poruszają się w niewielkiej przestrzeni niczym ludzie chorzy: nadekspresyjnie, nawet dziwacznie. Wyrzucają setki słów. Powtarzają mechaniczne ruchy i frazy. Jakby nie mogli przebić balonu absurdu, który ich otacza. Absurdu akademizmu - przechowalni i producenta zazdrosnych miernot, niedających sobie rady z próbą koncertowej sceny.

Kultura muzyczna jest konwencją, morderczą konwencją - powiada autor. Ale to zaledwie jeden z problemów. Szkoła wychowuje frustratów - dopowiada Gabriel Gietzky, który "Wariacje" reżyserował. To, co ważne dla bohaterów, dzieje się w nich samych. Chcą prawdy o swoim talencie, a dostają kłamstwa. Z ich pełnych furii wyznań wyziera potwór akademii. Moloch poniewierający talenty, pomniejszający artyzm - dla świętego spokoju profesorów-nieudaczników, hołubiących "zdolnych, dobrze się zapowiadających" studentów. Miernoty popierają miernoty - tyle wart świat przebrany w katedry i fraki. Gorzka, lecz banalna prawda. Dopiero w brawurowej interpretacji Agaty Skowrońskiej i Michała Chorosińskiego bywa to świat naprawdę komiczny. Autor włożył w ich usta blamaż urzędowych cytatów. Komiks idiotycznych rozporządzeń. Fragmenty żenujących półprawd. Przeciwwagą tego spotkania dwojga furiatów jest słyszana w tle muzyka mistrzów. To wspomniany element wyciszenia, refleksji. Mimo pustoty akademickiego zgiełku arcymistrzowie i arcydzieła są wciąż możliwe. Nawet jeśli trudno w to uwierzyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji