Artykuły

Relacja z upadku alkoholika

"Lęki poranne" w reż. Bogdana Michalika w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Ocenia Tadeusz Piersiak w Gazecie Wyborczej-Częstochowa.

Lęki poranne", zrealizowane przez Bogdana Michalika, są chłodną relacją o pewnym alkoholiku. Czy wstrząsają widzem? Cóż, podobnych poznaliśmy tak wiele, że nas znieczuliły.

Stanisław Grochowiak wydał "Lęki poranne" na kilka miesięcy przed śmiercią, sam umarł jako alkoholik. Tę refleksję o spustoszeniu, jakie czyni alkohol w życiu człowieka, pisał poeta - co widać w urodzie języka dramatu. Ale też pisał ćwierć wieku temu i to się dziś czuje, mimo zabiegów inscenizacyjnych, likwidujących rozmaite anachronizmy.

Na scenie widzimy Alfa (Marek Ślosarski), alkoholika już na dnie upadku. Bada go lekarz (Adam Hutyra), dawny przyjaciel. Chcąc odstraszyć pacjenta od alkoholu, opowiada mu o pijackim koszmarze prześladującym ich wspólnego znajomego. Alfa też otaczają koszmary - ludzie z jego życia: dozorczyni Bednarkowa (Teresa Dzielska) - wdowa po wesołym alkoholiku, żona (Iwona Chołuj), która z nienawiści do męża powiedziała dzieciom, że ich ojciec nie żyje, Kola Brynion (Andrzej Iwiński) - włóczęga i alkoholik napawający się do spółki z Alfem mirażami lepszego życia. Wreszcie Bis (Waldemar Cudzik) - postać tajemnicza. Wytwór wypaczonej przez nałóg wyobraźni bohatera. Ciemna strona jego jaźni. Zmora. Albo szatan wiodący alkoholików ku krańcowościom.

Wreszcie sam Alf - człowiek udręczony przez nałóg. Moim nieszczęściem jest to, że pamiętam Romana Wilhelmiego grającego tę postać w Teatrze Telewizji. To była wielka kreacja, aż bolesna dla widza. Markowi Ślosarskiemu nie udało się osiągnąć tego poziomu aktorstwa. Oczywiście telewizja miała przewagę - możliwość patrzenia z bliska w twarz aktora. Ale nawet biorąc to pod uwagę, twierdzę, że w roli Ślosarskiego zabrakło intensywności przeżycia. Właściwie wykorzystał warsztat aktorski... i nie wyszedł poza rzemiosło. Jego postać przyjmujemy do wiadomości, nie: odczuwamy. Może tylko w scenach lęku przed pojawieniem się Bisa. Ale nawet wtedy bardziej działa wyciemnienie świateł i dramatyczna muzyka Janusza Yaniny Iwańskiego.

Bo cały spektakl odbywa się przy pełnym oświetleniu, w realistycznych, choć uproszczonych dekoracjach Ryszarda Melliwy. Realistycznie też są zarysowane postaci. Łącznie z Bisem, któremu brakuje demonizmu. Urocza przy tym pozostaje scena z pierwszego aktu z udziałem Koli Bryniona, który wnosi do sztuki nieco poezji. Teresa Dzielska ładnie, groteskowo podrasowała rolę serdecznej prostaczki Bednarkowej. Komediowo zrealizowana została przez Agnieszkę Łopacką postać panny Frunze - rozpoetyzowanej pracownicy ośrodka antyalkoholowego.

Wydaje się, że ten dramat powinien wstrząsnąć. Pokazuje przecież cierpienie człowieka. Ale nie wstrząsa. Pozostaje ilustrowanym wykładem o chorobie alkoholowej. Tego się dobrze słucha, puszczając tezy mimo uszu. Katharsis brak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji