W każdej z nas jest trochę chłopca
Joanna Baran i Małgorzata Pruchnik - obie młode, filigranowe i kobiece. Na scenie biegają jak chłopcy, zaciskają butnie pięści, popychają się, szczypią i kopią. Bez odrobiny sztuczności - są Jackiem i Plackiem! - o rzeszowskich aktorkch, bohaterkach przedstawienie "O dwóch takich, co ukradli księżyc" pisze Barbara Sander w Super Nowościach.
Jak im się to udało? Kogo podglądały w czasie przygotowań do spektaklu? - Pewnie teraz chciałaby pani, żebym powiedziała, że podglądałam chłopców, ale nie... - śmieje się Joanna Baran, czyli Placek w spektaklu "O dwóch takich co ukradli Księżyc". - Nie mam żadnego urwisa w rodzinie. U mnie dom jest pełen kobiet.
- Ja miałam swoje pierwowzory. Wychowałam się z dwoma młodszymi braćmi. Tomek i Michał to były naprawdę duże łobuzy, największe na całym osiedlu. Wszyscy sąsiedzi ich znali. Mam też siostrzeńca. Maksymilian też jest urwisem nie z tej ziemi, który w tym momencie ma 9 lat, a w spektaklu gramy właśnie 9-letnich chłopców - opowiada Małgorzata Pruchnik, czyli sceniczny Jacek.
Wyrzekły się kobiecego ja?
- Bałam się bardzo - przyznaje Joanna Baran. - Wracałam do domu i zaczynałam zaciągać jak Placek. Pokrzykiwałam np. "Wyjść z tej łazienki" głosem Placka. Przestraszyłam się, co to będzie, jak mi tak zostanie. Boże, coś mi się dzieje! Poza
tym na początku wstydziłam się. Krępowała mnie rola chłopaka.
- Mnie zawsze korciło, żeby zagrać coś przeciwko sobie - zwierza się Małgorzata Pruchnik. - Rolą Jacka od początku byłam potwornie zafascynowana. Wiadomo, że ubranie sukienki i zagranie kobiety to jest fajne, ale jednak mało ciekawe. W roli Jacka trzeba było powalczyć ze sobą.
Nie od razu weszły w te role. Tu, jak mówią, duża zasługa choreografa, reżysera i zespołu. - Na początku prób koleżanki obserwowały i mówiły: "No, dziewczynki, piękny balecik" - stopki obciągnięte, nóżki pięknie złączone - w ogóle panieneczki - relacjonuje Joanna Baran. - Mnie może było łatwiej, bo kiedyś koledzy z podwórka nauczyli mnie, jak zaciskać pięści. Wiedziałam, jak trzymać kciuk, żeby się nie złamał - opowiada Małgorzata Pruchnik. - Ale psychikę mamy kobiecą, od dziecka zachowujemy się, poruszamy jak dziewczyny. Dopóki nie zaczęłyśmy się same bawić tymi rolami, było nam trudno.
Dogadały się i trzymają sztamę
- Dzięki tej sztuce między nami jedna ważna rzecz się wydarzyła - podkreśla Małgorzata Pruchnik.
- Obie jesteśmy podobnych gabarytów, zawsze jak jest rola do zagrania dla takich jak my, to gra albo jedna, albo druga. To jest problem, bo dublujemy się. W tym momencie obie dostałyśmy równą szansę i obie mogłyśmy wreszcie zagrać równorzędne role, nie martwiąc się o to, że ta druga będzie pokrzywdzona.
- Kiedy pierwszy raz założyłyśmy rude peruki, to obie parsknęłyśmy śmiechem. Ja mówię "Aśka, my naprawdę jesteśmy takie same, to jest czad" - śmieje się Małgorzata Pruchnik.
- Człowiek sam się nie widzi (i bardzo dobrze), a tuja zobaczyłam Goś-kę, Gośka zobaczyła mnie. Widziałyśmy nasze miny, nasze gesty jak w lustrze - uzupełnia Joanna Baran. - Ja śmiałam się z niej, a ona ze mnie...