Artykuły

Jak skończyć trzeci akt?

"Trzeba mieć wielki takt, by skończyć trzeci akt. To nie złudzenie - to fakt!" Takimi to słowami, jak dobrze pamiętamy, kończy Witkacy "Szewców". Kończy tę świetną sztukę właściwie żartem, żartem jakby bezradnym, który niczego nie wyjaśnia, a może być również traktowany jako chytry unik. Wydaje się jednak, że żart końcowy, a właściwie cały ciąg żartów, w których roztapia się trzeci akt "Szewców" gdzieś od momentu wejścia Chłopów, jest wyrazem niepewności autora w stosunku do tak przenikliwie postawionego problemu dalszych losów zwycięskiej rewolucji. Niepewności i bezradności. Dlatego sztuka się urywa, zostaje jakby nagle zawieszona.

Wszystko to sprawia, że trzeci akt "Szewców", a właściwie jego druga połowa, stanowi dla dzisiejszego teatru najtwardszy orzech do zgryzienia. W którą to stronę poprowadzić? Jak zainteresować? Co uczynić pointą przedstawienia? Jak zakończyć? Kończy się zwykle żartobliwymi słowami autora; tak jest i "wiernie", i wygodnie, ale coś przecież trzeba zrobić z tym, co dzieje się wcześniej, by nie poprzestać tylko na żartach. Bo żarty żartami, a tu Jan Błoński pisze, że "Szewcy" to "obraz końca ludzkości namalowany przez człowieka najgłębiej zrozpaczonego i nienawidzącego wszystkich i wszystkiego." Pogląd to - jak sądzę - mocno przesadzony, ale sprawa jest poważna, tak poważna, jak poważnie - wbrew niejakim pozorom - traktuje Witkiewicz w "Szewcach" sprawę rewolucji.

Jan Skotnicki w wyreżyserowanym przez siebie przedstawieniu "Szewców" w Teatrze Płockim nie puścił trzeciego aktu "na żywioł tekstu". W widoczny sposób zmierzył się z jego problemami interpretacyjnymi, co - jak sądzę - miało decydujący wpływ na znaczenie i wartość przedstawienia. Nie tylko zresztą to, ale o innych sprawach nieco później. Trzeci akt zarysował się w inscenizacji Skotnickiego wyjątkowo przejrzyście i nie roztopił się w żartach. Reżyser - tak jak to autor w istocie napisał - ukazał złożony obraz stosunków po zwycięstwie rewolucji, ich wieloznaczność i skomplikowanie.

Więc mamy na scenie głównych bohaterów dwóch pierwszych aktów: szewców Sajetana Tempe i dwóch Czeladników, pławiących się w dobrobycie i bezskutecznie szukających metafizycznego sensu tego, co się stało. Inny stan świadomości reprezentują Chłopi, którzy "mówić chcą po wyspiańsku, a nie nowocześnie drańsku". Scena z Chłopami jest przez Skotnickiego potraktowana z rozmachem. Kmiotkowie są bajecznie kolorowi, śpiewają i tańczą dziarsko jak "Mazowsze" - ale są zdezorientowani i właściwie jakby nie bardzo wiedzą, o co chodzi.

O lo Boga, lo świentego, coby nic nie było złego. O lo Boga, lo świentego, coby nic nie wyszło z tego.

W tej śpiewce streszczają się ich myśli.

Najważniejsze jest w płockim przedstawieniu wejście Hiper-Robociarza. Towarzyszy mu pojawienie się w głębi sceny ogromnego białego posągu robotnika górującego nad wszystkim. To Hiper-Robociarz będzie strzegł rewolucji przed wypaczeniami i wynaturzeniami. Taki jest sens ustawienia tej postaci w przedstawieniu. Dowodzi tego również zakończenie: kiedy opuszczają scenę po swoim krótkim, lecz znaczącym dialogu Towarzysz Abramowski i Towarzysz X - Hiper-Robociarz wyjdzie za nimi, jak cień, ze swoją bombą pod pachą. Tak Skotnicki zakończył trzeci akt.

Ale przedtem jeszcze jest kabaret. To Chochoł zaprosił na zabawę Księżnę Irinę i innych. Kabaret jest tandetny i bezmyślny - stanowi jednak obraz jeszcze jednego charakterystycznego fragmentu rzeczywistości z trzeciego aktu "Szewców".

Z wyłożonych na początku powodów zająłem się głównie trzecim aktem przedstawienia, tym bardziej że jest on tu szczególnie godny uwagi. Ale cały spektakl wydaje mi się jedną z najciekawszych realizacji "Szewców" w ostatnim okresie (a w ogóle nie było ich przecież tak wiele), nie mówiąc już o tym, że jest jednym z najlepszych przedstawień Teatru Płockiego w jego dotychczasowej działalności.

Pierwszy i drugi akt zrealizowane zostały sprawnie, z rozmachem, z bardzo dobrze wymierzanym narastającym rytmem, którego uwieńczeniem była świetna scena "uszewczenia" dziarskich chłopców prokuratora Scurvy'ego, scena symbolizująca rewolucję. Podkreślić trzeba, dynamikę układów sytuacyjnych i ruchowych. W pierwszym akcie kapitalne dialogi szewców urozmaicił reżyser fragmentami śpiewanymi.

Jeszcze jednym godnym uwagi zamysłem Skotnickiego było ukazanie sztuki w aspekcie historycznym, to znaczy w scenerii z epoki Witkiewicza. Chciał dać "Szewców" z epoki ich powstania, "Szewców" - jako klasyczną już dziś pozycję polskiego teatru. Nie szukał tedy zewnętrznych uwspółcześnień. Dlatego w scenografii Jerzego Juka-Kowarskiego znalazło się dosłownie tylko to, co zażyczył sobie autor, i to w stylu charakterystycznym dla plastyki polskiej międzywojennego dwudziestolecia.

Odznacza się również to przedstawienie bardzo staranną realizacją aktorską. Krzysztof Kursa (Sajetan), Sławomir Zemło i Henryk Tomczyk (Czeladnicy) wyraziście, a zarazem bez przerysowań zaprezentowali trójkę szewców. Może tylko chwilami brakło im dowcipu. Bardzo dobra była Księżna Irina Barbary Martynowicz - stylowa, chyba najbardziej ze wszystkich w stylu dwudziestolecia. Andrzej Kałuża jako Scuryy - bardzo ekspresyjny, ale ekspresja ta wydała mi się zbyt jednotonowa, za mało wycieniowana.

Reżyser i wykonawcy zadbali, by i mniejsze objętościowo role otrzymały właściwy wyraz. Tak też wyróżniają się postacie Towarzysza Abramowskiego i Towarzysza X (Jan Ibel i Jerzy Lipnicki), Chochoła (Stanisław Kędzia) i Hiper-Robociarza (Witold Mierzyński). Właśnie Hiper-Robociarza, który płockie przedstawienie "Szewców" kończy i pointuje.

Teatr Płocki w Płocku: SZEWCY Stanisława Ignacego Witkiewicza. Reżyseria: Jan Skotnicki, scenografia: Jerzy Juk-Kowarski, muzyka: Franciszek Barfuss, układ ruchu: Jan Uryga. Premiera 16 IV 1978

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji