Antoni Czechow niczym Mike Leigh
Podeszłam do "Trzech sióstr" bardzo osobiście. Starałam się nie myśleć o poprzednich inscenizacjach. Skupiłam się na bohaterach sztuki, próbowałam wnikliwie ich obserwować i właśnie przez nich dowiedzieć się czegoś więcej o świecie, w którym żyją.
Sztuki Czechowa są ponadczasowe, obchodziły i będą nas obchodzić. Ten pisarz ma niezwykłą siłę mówienia o prostych ludziach, o prostych sprawach, o prostych emocjach, jego sztuki stają się spotkaniami z grupą zwyczajnych ludzi. To nie są anegdoty ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem. Czechow nie ma zamiaru wyrażać sądów, oceniać. Raczej stawia znaki zapytania: Jak żyć? Co z tym życiem zrobić? Próbujemy, mozolimy się, męczymy i co z tego - oto najbanalniejsza, ale najgłębsza prawda o nas. Jesteśmy blisko siebie, ale nie możemy się dogadać. Jesteśmy skazani na jakiś los, ale nie umiemy się z tym pogodzić.
Czechowa czytam przez współczesne kino brytyjskie, szczególnie przez filmy Mike'a Leigh. Leigh, tak samo jak Czechow, wchodzi z butami do domów bohaterów i uczestniczy przez chwilę w życiu najzwyklejszych ludzi. Nie oglądamy ich obiektywnie, śledzimy ich emocje.
Akcja "Trzech sióstr" obejmuje cztery lata. Bohaterów sztuki spotykamy w czterech etapach życia. Widzimy ich wiosną, zimą, a potem latem, jesienią, w sytuacjach zarówno zwyczajnych, jak i ekstremalnych. Próbujemy się domyślić, co się stało w tym czasie. To trochę tak, jak jazda autobusem ciągle tą samą trasą. Spotykamy wciąż tych samych ludzi. Nie wiemy o nich wiele, domyślamy się: "O, ta pani się zmieniła, a ta pani teraz czyta, kiedyś nie czytała. A ten pan się chyba zakochał w tej pani, bo już tak długo razem jeżdżą". Nagle spostrzegamy, że inny pan, który jeździł z nami autobusem przez kilka lat, już się nie pojawia: "Co się z nim stało? Zmienił trasę? Może umarł?".