Artykuły

Warszawskie Spotkania Teatralne. Czy tylko o inteligentach?

Przypomnijmy fakty. Gorki pisze swych "Letników" w 1904 roku. Już po pierwszych klęskach, poniesionych przez Rosję w wojnie japońskiej. Klęskach niespodziewanych, które niemal wszystkich zaskoczyły. W całej Europie panuje nastrój nerwowego oczekiwania. Ludzie wrażliwi przeczuwają, że skończył się dawny okres, że coś nowego nadciąga, że nieuchronny jest konflikt.

Obdarzony zmysłem obserwacyjnym i wyobraźnią, Aleksy Pieszkow, samouk pisujący pod pseudonimem Maksyma Gorkiego, wyczuwa ten stan rzeczy, Europejski, a równocześnie - specyficznie rosyjski. Bohaterami "Letników" są inteligenci lekarze, adwokaci, inżynierowie, pisarze. Dobrze ich rozumiejąc, Gorki surowo ich sądzi. Nie bez powodu sam siebie określa jako gorzkiego autora. Myślę jednak, że grupa tworzącej się inteligencji, pochodzeniem związana z drobnomieszczaństwem czy ludem jest w "Letnikach" - okazją do mówienia o sprawach szerszych. Nastrój przełomu wieków się tu zaznacza, ów niepokój, który w stosunku do spraw polskich, tak wnikliwie analizował Zygmunt Greń.

Twórca "Letników" nie obejmuje wszystkich swych bohaterów jednym schematem, czy formułą; interesująco ich różnicuje. Tytuł "Letnicy" brzmi po rosyjsku "Dacznicy" dotyczy zatem nie tych urlopowiczów, którzy się całkowicie od swych zajęć i zarobków odrywają. "Dacza" to drugie mieszkanie, położone blisko miasta. Znajdują się tam papiery jednego z bohaterów, adwokata Basowa, jego pomocnik zajmuje się przepisywaniem. Niemniej tytuł "Letnicy" zawiera też uogó1nienie. Jedna z postaci, krytycznych wobec środowiska mówi, "że oni wszyscy to letnicy" częściowo tylko związani z warsztatem pracy, z określoną i celową robotą. Nasuwa to porównanie z "Weselem".

Ale, jak wspomniałem, wewnątrz grupy zaznacza się różnica zdań, nawet walka. Jedni są zbuntowani, podminowani, zniechęceni. Nie chcą poprzestać na tym, co się dziś nazywa "stylem konsumpcyjnym": zarabianiem za wszelką cenę i wydawaniem na przyjemności najłatwiejsze. Inni takich zasad bronią. Ostry spór, tlejący od początku, wybucha w akcie ostatnim. Młody buntownik rzuca dorobkiewiczom w oczy wiersze satyryczne, druzgocące. Inżynier, działający bez skrupułów, cynicznie głosi swe prawo do zysku. Równocześnie dowiadujemy się o katastrofie na budowie, spowodowanej winą inżyniera. A inny inteligent, o zacięciu dekadenckim dokonuje zamachu samobójczego - zamachu kompromitująco nieudanego.

Bunt niezadowolonych jest jeszcze mało "zdefiniowany", zanadto emocjonalny. Ale już ma tyle siły, by doprowadzić do zerwania, nawet pociągnąć za sobą milionera, odczuwającego pustkę w życiu, o groteskowym nazwisku.

A przede wszystkim - bunt ten ogarnia kobiety. Wszystkie są niezadowolone, wszystkie doznają uczucia pustki i dezorientacji. Feminizm autora "Letników" jest jedną z najpiękniejszych nut utworu. W naszych oczach przeobrażają się pojęcia. Pękają dawne formuły. Prąd tak jest sugestywny, że w pełni rozumiemy tych którzy życie swe wypełniają uwielbieniem kobiety głęboko ich zachwycającej.

Poznański Teatr Nowy wystawił "Letników" w przekładzie Marii Zagórskiej, najlepszym z tych, które znam. Jest to tłumaczenie odznaczające się wyczuciem ostrego dialogu i dowcipu, szybko się krzyżujących replik. Reżyser Janusz Ńyczak, zainteresowany bogactwem utworu i jego perspektywami, nie chciał niczego uronić, ani opuścić. Przedstawienie jest długie, ale nie nuży. Ma dramatyczny nurt, urastający nastrój, barwne tło. Jeśli co można reżyserowi zarzucić, to pewną pobieżność w kontrolowaniu warunków akustycznych warszawskiej sali. Stałe to zresztą zjawisko. Przy przenoszeniu spektaklu, część wykonawców niedostatecznie oblicza nośność swego głosu i jego brzmienie. Ale od początku widać, że poziom aktorski jest godny naszych wyobrażeń o poznańskim Teatrze Nowym. Mamy tu kilka ról, które zapadają w pamięć. Haliny Łabonarskiej na przykład: Warwary, która żarem wewnętrznym, siłą przekonania i narastaniem nastroju umiała sobie dać radę z trudnościami roli, jej pułapkami, ryzykiem zbyt wielkiej "zasadności". Można też wyrazić uznanie Wandzie Ostrowskiej, spokojnie pięknie odtwarzającej dojrzałą lekarkę, która musi rozwiązać trudny problem miłości do dużo młodszego chłopca. Jak ocenić jego poryw? Czy nie przyniesie bolesnych rozczarowań? Jest też wdzięczny Ostrowskiej za piękne rozwiązanie sceny, w której samotna lekarska stawia czoło furii obraźliwych ataków. Kontrastowo odmienną postać lekkomyślnej i sztucznie rozbawionęj, a w gruncie rzeczy pełnej niesmaku "rozpustnicy" gra może nieco mniej wyrafinowanymi środkami, Urszula Lorenz. Wśród mężczyzn dużo inwencji wykazuje, szczególnie w pierwszych aktach, pełen ruchu i życia, Wiesław Komasa. Wojciech Standełło subtelnie, z umiarem, unikając łatwych uproszczeń, gra milionera prostaka, pozornie tylko prymitywnego. Ładny, niemal szekspirowski epizod dozorcy-filozofa, daje Henryk Abbe.

Scenografię projektował Jerzy Kowarski. Pięknie zaprezentowały się kostiumy pań. Krajobraz z rysunkiem nagich gałęzi jest raczej jesienny, niż letni. A przecież dopiero pod koniec sztuki nadciąga wczesna jesień.

[źródło i data publikacji artykułu nieznane]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji