Nieśmiały bunt Ksantypy
76-letni dziś Ludwik Hieronim Morstin, autor o ogromnej kulturze i znajomości antyku, należy do reprezentatywnych pisarzy zwłaszcza XX-lecia międzywojennego, a z licznych jego utworów scenicznych szczególnie "Obrona Ksantypy" cieszyła się i cieszy dużym wzięciem w teatrze i u publiczności. Sztuka o paskudnej małżonce Sokratesa, a właściwie nie paskudnej - tylko nieszczęśliwej, znalazła się w nurcie współczesnych "przenicowań" antyku. Rewidowała przecież legendę i tradycję, nie zawsze sprawiedliwą dla otaczenia różnych wielkości, wprowadzała element zwyczajności do uwznioślonych okoliczności życia Sokratesa... Więc sztuka przeciw Sokratesowi? Oczywiście - nie. W "Obronie Ksantypy" nauczyciel Platona jest raczej postacią marginesową, a sprawa toczy się wyłącznie o poszerzenie sylwetki psychologicznej Ksantypy, nieżyczliwie, "jedną kraską" narysowanej przez współczesnych.
Napisałem wyżej, że sztuka Morstina znalazła się w nurcie współczesnych "przenicowań" antyku. Istotnie tak jest, choć sformułowanie to trzeba traktować bardzo dosłownie, wąsko. Morstin rożni się od Durrenmatta, Giraudoux czy Camusa z "Kaliguli" formatem ambicji autorskich, Nie zamierza poprzez antyk czy mitologię antyczną spoglądać na teraźniejszość, nie szuka kostiumu dla publicystycznego czy moralistycznego rozważania problemów politycznych lute filozoficznych współczesności. Jest tak samo dosłowny jak pretekst tej sztuki, pomyślanej dla teatru, dla aktora, dla szerokiej publiczności. Dodatkowo tylko spełnia "Obrona Ksantypy" bardzo skądinąd pożyteczną funkcję popularyzatora kultury antycznej, jej instytucji, jej klimatu. Jest to zaleta cenna szczególnie dziś, kiedy ponownie nabiera znaczenia postulat humanistycznego kształtowania osobowości ludzkiej...
Tak więc - "pokazać życie w zastygłym, martwym schemacie"... W inscenizacji ALEKSANDRA RODZIEWICZA ("Teatr Współczesny") portret psychologiczny Ksantypy (JADWIGA OKOŃSKA) rysuje się interesująco. Żona Sokratesa nie ma rysów wulgarnych, jej bunt, czy raczej próba określenia się ma charakter porywów prawie nieśmiałych, marzycielskich, jakby z góry porażonych kompleksem niewiary czy niemożliwości. Gwałtowne gesty Ksantypy nie tworzą postaci, są wyrazem ostateczności. Takie "ściszenie buntu" uchroniło ostatnią rozmowę w III akcie od znamion humorystycznego poskromienia złośnicy. W ogóle - odniosłem wrażenie, że Okońska całą postać komponowała wstecz, od tej właśnie rozmowy starszej, zmęczonej już i zrezygnowanej kobiety z mężem. Konwencjonalnie i blado wypadła scena z płaszczem Sokratesa w II akcie - po części dzięki Morstinowi, który tę psychologiczną niespodziankę wygotował arcybanalnie.
Poza Ksantypą nie ma właściwie ról w sztuce. Są większe i mniejsze epizody, często interesująco poprowadzone przez aktorów. Jedni uzyskali rezultat samą tylko interpretacją tekstu, bez nagrywania (LEOPOLD MATUSZCZAK, ZBIGNIEW MAMONT, BOHDAN GIERSZANIN oraz w III akcie JAN DASZEWSKI i ALEKSANDER RODZIEWICZ), inni - jak JERZY KOWNAS i ADA ZASADZIANKA - sięgnęli po bardziej bogate środki gry "intermediowej". Zabawny, dodatni efekt aktorski - pomimo powściągliwości - uzyskała WANDA CHLOUPEK", a także JAN IBEL. Natomiast mimo uznania, jakie żywię dla wysiłku ANTONIEGO SZUBARCZYKA, uważam, że nie udźwignął on postaci Sokratesa. Był ograniczony do wypowiadania tekstu, a i w takich ramach unikał bardziej ekspresyjnego wyrażenia osobowości filozofa. Szubarczyk miał jednak dobrą scenę tańca.
W całości spektakl ma stanowczo zbyt wolne tempo, dzięki czemu ujawniają się rozchwiania pomiędzy stylistyką aktorską scen o charakterze intermediów i niektórych innych (z Mirryną), a niekiedy przesadnie statyczną dostojnością pozostałych. Doskonałą jest natomiast scenografia JANUSZA WARPECHOWSKIEGO, ciekawe opracowanie muzyczne i choreograficzne (WANDA DUBANOWICZ i ZOFIA KULESZANKA).
Premiera "Obrony Ksantypy" połączona była z uroczystością wręczenia nagród, uzyskanych przez zespół teatrów szczecińskich na czerwcowym festiwalu Teatrów Polski Północnej w Toruniu.