Emocje opowiedziane obrazem
Teatr Telewizji "Jesiennym wieczorem" Zapolskiej dał przykład, czym powinien być teatr telewizyjny
Na ekranie podnosi się kurtyna, widać okotarowanie, deski sceny, w głębi plener. W długi, niemy, statyczny kadr na scenę wchodzi postać, klaps. Cięcie. Narasta nerwowy dźwięk smyczków Vivaldiego. Na pierwszym planie trwa kobieta; pustka, przez wykrój drzwi w teatralnej ścianie wchodzi dziewczyna i ksiądz. Bardzo długa cisza i niemal bezruch postaci. Narasta niedookreślony nastrój - niepokoju, wewnętrznego rozdygotania, cierpienia?...
Że "Jesiennym wieczorem" Zapolskiej jest przedstawieniem rzadkiej piękności, to wiele - i chwała scenarzyście i reżyserowi Marcinowi Jarnuszkiewiczowi i scenografowi Krzysztofowi Kelmowi. Lecz więcej jeszcze, że ta premiera Studia Teatralnego Dwójki to wydarzenie estetyczne wielkiej miary i rzadkości: teatr telewizyjny. W rzeczywistym tego pojęcia znaczeniu: jako kategoria artystyczna - odrębny gatunek sztuki widowiskowej.
Często w tej rubryce sarkam na brak w przedstawieniach przekładu dramatu scenicznego na telewizję, na udawanie przez teatr telewizji filmu bądź teatru żywego planu. Wciąż niejasna jest odpowiedź na pytanie, czy możliwości kamery skłaniać mają do fotografowania natury, czy raczej do jej kreowania. Odpowiedź Jarnuszkiewicza jest jasna: on kreuje rzeczywistość teatralną w teatrze telewizji. Nie ukrywa teatralności rozumianej jako pewien ład sztuczny, świadomie komponowany - on ją wręcz manifestuje. Nie udaje, że podgląda życie - on tworzy artystyczną figurę zdarzenia, wydobywa jego esencję.
Akcja jednoaktówki Gabrieli Zapolskiej toczy się w rocznicę śmierci zesłanego na Sybir powstańca. U Jarnuszkiewicza nie tyle się toczy, ile trwa. Młoda wdowa (Małgorzata Rudzka) szlachetnie oszukuje teścia (Gustaw Holoubek), że jego syn żyje, aby starzec "ostatnie chwile spędził spokojnie". W warstwie fabularnej - to wszystko. Cała reszta (ba!) to w scenariuszu Jarnuszkiewicza nastrój - nadzieja i beznadzieja, oczekiwanie i bezruch, zmagania sumienia i ciała, rozpacz.
I ta właśnie warstwa, esencja zaczynu fabularnego, zostaje przełożona na obraz telewizyjny.
W plener wchodzi Holoubek - żywy człowiek. Ale plener jest inscenizowany - nierealny, po ziemi snują się mgły. W dowa leży w łóżku, osnute draperiami stoi ono jakby na skraju pleneru - firankami łoża potrąca wiatr, gdzieś w tle przemazuje się impresjonistyczny pejzaż. Nad leżącą stoi dziewczyna. Nie ma słów, jest piękny obraz, łagodny ruch kamery, falowanie materii, ruch ręki, nagiej nogi leżącej, fortepianowa muzyka. Jest gęsta atmosfera - jest telewizyjny teatr.
Wolne zejście światła - dzieląca sceny kurtyna. Oto niemy obraz: pośrodku sceny czerwony podest, na nim wdowa i mąż stoją w strojach ślubnych, wokoło fruwają białe gołębie. I inne wspomnienie: w identycznym planie mąż siedzi na koniu - to kadr rozstania; w tle biel, mgła, w jasności kontrowego oświetlenia widać tylko sylwetki.
Jawnie teatralna scena tego spektaklu to jakby ustawiony w plenerze wielki namiot bez tylnej ściany, z dziurami drzwi i okien; na podłodze zwiędłe listowie, w pustej przestrzeni pojedyncze meble. Przy stoliku na krześle siedzi teść, przy nim stoi wdowa; wysmakowany kolor, precyzyjnie skomponowany każdy fałd koca, którym Holoubek okrywa nogi. Teraz on siedzi gdzieś w głębi, ona gra na fortepianie stojącym w pustej przestrzeni; subtelny surrealizm. Kurtyna wyciemnienia - i długi statyczny kadr: zza szyby przez okno patrzy dwoje dzieci, na szybę pada deszcz, i muzyka. Czekanie jet bezruchem. Kurtyna - i w holenderskim światłocieniu Holoubek zabija czas odkurzaniem jakiejś kolekcji, nieważne nawet, co w ciszy wolno poleruje ściereczką. Ciek czasu, i nieme cierpienie młodej kobiety i starca. Kurtyna - i olśniewająco piękny obraz: na tle białej ściany domu ksiądz i wdowa w czerni, czerń wewnątrz obrysu drzwi, brzoza i pastel pleneru, subtelny układ postaci; malowidło w ruchu. Emocje opowiedziane obrazem. Znakami telewizyjnego teatru. Jeżeli jest to teatr elitarny, to czuję się członkiem elity.