Artykuły

Perichola

Kiedy w początkach lat sześćdziesiątych, za kierownictwa artystycznego w Teatrze "Wybrzeże" Alego Bunscha - po długiej przerwie - wznawiałem pisanie na łamach naszych gazet (nie ja je przedtem pisałem) tych felietonów, nie przyszło mi do głowy, że będę to robił, mniej lub bardziej regularnie, tyle, tyle lat. Gdyby je zebrać "zusammen do kupy" byłoby z nich pokaźny tomik i chyba niezłe świadectwo - dokument naszych teatralnych upodobań, pasji, wykrętów, parawanów i "nadążania za" (za modą i polityką).

Dzisiaj mam napisać "reklamówkę" PERICHOLI. Jest to operetka pana Jacquesa Offenbacha utkana na kanwie jednoaktówki pana Merimeego "Karoca świętych sakramentów". Rzecz dzieje się w Peru. Występuje tu, oprócz tytułowej Pericholi i wicekróla Don Andresa Ribera, wiele postaci, z naszego punktu widzenia nieco "obcych". Co one robią na scenie i jak się mają do siebie, dowiecie się państwo jeżeli zechcecie przyjść do naszego teatru już w dniu 19 XI bm. (premiera). Zespół na czele z Grażyną Brodzińską (była wychowanka naszego studia wokalno-aktorskiego, obecnie solistka operetki warszawskiej), Grażyną Drejską i Bożeną Zawiślak (Perichola), Danielem Saulskim, Maciejem Dunalem (Piquillo), Zdzisławem Tygielskim (Don Andres) - reżyserowany przez Jerzego Gruzę - wytłumaczy wam to lepiej ode mnie.

Ja za to zatrzymam się przez chwilę przy znowu modnym dzisiaj sporze, czy operetki należy przepędzić raz na zawsze ze sceny, bo nie ma już klasy społecznej, która je stworzyła, czy też grać je na pociechę i uciechę tych, co nie mają zielonego pojęcia o fraku pana Offenbacha i cylindrach panów Meilhaca i Halevyego - librecistów? Po mojemu (przepraszam za ten rusycyzm, ale akurat mi tu pasuje) "Pericholę" trzeba grać, bo jest muzykalna, czyli śpiewna i roztańczona. Poza tym nie taka znowu przysłowiowo głupia. Nie ma w niej co prawda prawd olśniewających i nowych, jak spod igły, ale są przynajmniej trzy stare, jak świat lecz warte ciągłego pamiętania. Pierwsza to ta: "Kobiety kobiety/ ziemi tej świata/ ach, wokół nich od niepamiętnych lat/ wiruje cały świat!" Drugą wypowiada Don Andres: "Artyści powinni mówić prawdę - a władca ją znaćl" Trzecia też do niego należy: "Artystą zawsze publiczność wesprze, lecz on ma się liczyć z jej gustami." Poza tym reżyser Jerzy Gruza, scenografowie: L. Jankowska i A. Zaporska, dyrygent Zbigniew Pawelec oraz choreograf K. Gruszkówna, tchnęli w nią "coś z naszych pasji i upodobań", więc myślę, że będzie się podobać podwójnie.

A tak w ogóle to przestańmy udawać i wreszcie przyznajmy się otwarcie, że muzyka operetkowa Offenbacha nam "szerokim masom" bardziej odpowiada od muzyki Bacha. A znowu perypetie Pericholi i Piquilla (para ulicznych śpiewaków zakochanych w sobie) są nam bliższe od perypetii bohaterów prawdziwych dramatów. Chociażby dlatego, te tych pierwszych sami chętnie doświadczamy, a tych drugich powinien nam los zaoszczędzić. Nie są to wszystkie i jedyne powody, dla których operetki nie należy ze sceny wypędzać. Nie wyrzucamy starych fotografii z kufrów. Przeciwnie, wciąż podziwiamy ich pożółkły urok. Nie rozstajemy się z obrazami impresjonistów, choć dzisiaj i niejeden z nas dałby dużo, gdyby mógł mieć u siebie w domu kanapę, na której czuliła się Wiktoria ze swoim huzarem. Nadto, ale to już moje osobiste patrzenie, operetka jest tak daleka od tego, co się wokół nas dzieje, że aż chce się ją z przyjemnością i ulgą oglądać. Tedy idźmy do Teatru Muzycznego i przenieśmy się wraz z aktorami na dwie i pół godziny do miasta Limy w Peru. Dobrze nam to zrobi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji