Artykuły

"Sześć postaci" czyli wóz transmisyjny

To wydarzenie niebaga­telne i należy je zapisać wielkimi literami: Łódź po raz drugi w stosunkowo nie­długim czasie otrzymała od Warszawy wóz transmisyjny. Można więc chyba sobie w tym miejscu powiedzieć - jeszcze po cichutku, ale nie tylko przez skromność, lecz głównie po to, aby nie za­peszyć losu szczęścia - że nasza akcja nie poszła zu­pełnie na marne, i oto War­szawa zaczyna traktować ŁOT coraz bardziej jako równorzędnego partnera, do­ceniając jego możliwości. Przy okazji pragnę nadmie­nić wszystkim rodzimym sceptykom, którzy wygłaszali szereg mało budujących a wielce pesymistycznych prognostyków pod adresem redakcji publicystycznej ŁOT, że opinia z oficjalnej recenzji ("Radio i Telewi­zja", nr 40) wysoko oceniła walory pierwszego, nadanego w programie ogólnopolskim, reportażu publicystycznego: "Ludzie i renty".

Powracając do transmisji. Jeżeli pierwsza od wielu lat transmisja z łódzkich teatrów w końcu sierpnia ("Grube ryby" Bałuckiego, Teatr Powszechny) nie była zbyt reprezentatywną (do czego posiadaliśmy przecież pełne prawo, zważywszy na zmowę milczenia, jaką otaczano dorobek łódzkich tea­trów), to już ta druga trans­misja - miejmy nadzieję, że nie ostatnia, wierzymy też w pomyślność trwającej ko­niunktury - "Sześć postaci scenicznych w poszukiwaniu autora'' L. Pirandella z Teatru Jaracza, godnie zainaugurowała teatralny se­zon jesienno-zimowy.

"Sześć postaci scenicznych w poszukiwaniu autora" Pi­randella określa się jako sztukę niezwykle współczes­ną, natomiast przypomnienie daty jej prapremiery, która odbyła się w roku...1923, poddaje ciężkiej próbie usta­lone kryteria współczesnego dramatu. Na swoje szczęście nie muszę zajmować się analizą podobnych refleksji, ponieważ nie mam zamiaru "popełniać" recenzji ze spek­taklu w stylu klasycznym. Jednak sztuka Pirandella jest wyjątkowo trudna: trzy akty rozgrywają się właści­wie na proscenium, a nie­rzadko i w pierwszych rzę­dach widowni. Stąd - "Sześć postaci" Pirandella wydaje się posiadać o wiele silniejsze walory telewizyj­ne niż sceniczne.

Te usiłowano podkreślić podczas transmisji, niejako adaptując na żywo sztukę Pirandella do wymogów te­lewizji. Na pewno też spora część telewidzów była nieco zdziwiona, bowiem zapo­wiedź spikera brzmiała: "transmisja z teatru", zaś publiczności ani śladu. Ka­mera fotografowała pustą salę teatralną, rzędy krzeseł przykryte pokrowcami. Za­stosowany tu chwyt, który przydał kameralności przedstawieniu zbudował nastro­jową, sugestywną atmosferę realności rozgrywanej akcji, zmuszając widza do maksy­malnego skoncentrowania wokół niej swojej uwagi. Po­mysł tym cenniejszy, że no­wotarska forma sztuki Pi­randella dla przeciętnego te­lewidza, bądźmy szczerzy: raczej nie obytego z nowo­czesną koncepcją teatru, mo­gła wydać się mało komuni­katywnym, sztywnym i dziwnym tworem dramatur­gicznym. Oczywiście, ktoś może postawić zarzut, że w taki sposób pozbawiono wi­dza przyjemności obserwo­wania reakcji widowni, (spotkałem się z podobnym), jednak czy już nie mamy innych zmartwień?

P.S. Aktorzy - bardzo dobrzy, szczególnie wyróżni­ła się Siennicka w roli Pa­sierbicy. Ale dlaczego były tak denerwująco długie przerwy pomiędzy aktami?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji