Artykuły

Bo ja jestem, proszę pana, na zakręcie

Aktor, dziennikarz, konferansjer, showman. W TVP prowadził "Teleranek", był redaktorem naczelnym "Roweru Błażeja". Tak było przez lata. Dziś TADEUSZ BROŚ jest taksówkarzem.

Zawsze chciał być aktorem. I dopiął celu. Karierę rozpoczynał w Teatrze Pomorskim w Grudziądzu. Potem przez wiele lat pracował w TVP. Prowadził też duże imprezy. Wraz z grupą Papa Dance zaśpiewał popularną piosenkę "Teleranka" pt. "Na dzień dobry jestem dobry". Wystąpił w koncercie na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia w widowisku dla dzieci pt. "Smurfy Dzieciom". W 2001 roku w wyniku redukcji etatów stracił pracę w TVP. Popadł w długi. Zaczął pracować w korporacji taksówkarskiej.

Kilka dni temu przyjechał z Krakowa. Od siostry. - Nie miałem za co żyć, pieniądze się skończyły. Pojechałem do niej na przeżycie, na socjal. Ma pod Krakowem w Owczarach piękny dom. Już kiedyś miałem podobną sytuację, ale tak dramatycznej jeszcze nigdy.

Teraz byto go stać tylko na kupienie biletu na pociąg do Krakowa i mu się rozum skończył. - Na szczęście siostra była w stolicy i zabrała mnie samochodem. Ona uważa, że to, co się stało w moim życiu, wydarzyło się na moje życzenie. Stąd jej ambiwalentny stosunek do mnie. Ale jest dobrym człowiekiem.

Urodził się w Wałbrzychu. Jako mały chłopiec trafił do Krakowa. Tam skończył szkołę podstawową, liceum i rozpoczął studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Niestety, niebawem wyleciał z hukiem. - Na pierwszym roku zagrałem w filmie Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni", co nie było dozwolone na uczelni. Wystąpiłem w scenie z wielkim Janem Kreczmarem. To było niesamowite przeżycie.

Po wyrzuceniu z uczelni znalazł się w Grudziądzu, w Teatrze Ziemi Pomorskiej. - Zostałem adeptem. Tylko tam można było się dostać w takim charakterze.

Po roku otrzymał dwie, jak mówi, idealne propozycje. Jedna pochodziła z Teatru Ziemi Gdańskiej w Gdyni, druga zaś z Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu. - I zadziałał sentyment. Nigdy od wyjazdu w młodości z rodzicami nie byłem w Wałbrzychu. Dlatego tam pojechałem. Dyrektorem teatru był Adolf Chronicki. Zaangażował mnie, grałem nawet główne role. Nigdy jednak nie potrafiłem usiedzieć w jednym miejscu. Występując w Teatrze, zgłosiłem się do Domu Kultury i prowadziłem tam amatorski kabaret.

W tym czasie na występy do Wałbrzycha przyjechała Hanka Bielicka. Kiedy zachorował jeden z jej wykonawców, poproszono dyr. Cnronickiego, by kogoś wypożyczył. Miał wtedy powiedzieć, że jak już, to tylko Broś. - Rano dostałem tekst, a wieczorem już grałem. I na tyle spodobałem się pani Hance, że zaproponowała mi stałą współpracę.

Odszedł z pracy w teatrze i zaczął podróżować po kraju. - Hanka Bielicka nauczyła mnie wielu rzeczy. I to nie tylko dotyczących sztuki estradowej, ale i życia.

Po dwóch latach skończyła się trasa objazdowa po kraju. Ale miał już wtedy propozycje z estrady. - Przyjmowano na etaty. Przystąpiłem zatem do egzaminu aktorskiego, eksternistycznego w Ministerstwie Kultury i Sztuki. No i zdałem. Na pewno dzięki występom u pani Hanki. Zrobiłem specjalizację estradową. To był czas nowych programów artystycznych w lokalach gastronomicznych. Podstawą był strip-tiz, a szukali śpiewającego konferansjera.

Na początku odmówił. Ale kiedy dowiedział się, ile będzie zarabiał, szybko zmienił zdanie. - Po siedmiu miesiącach pracy kupiłem sobie pierwszy samochód.

Podczas jednej z wizyt w telewizji, podszedł do niego Włodzimierz Gawroński, znany wówczas reżyser programów rozrywkowych, i powiedział: - Mam dla pana propozycję. Chciał, abym został członkiem Zespołu Reprezentacyjnego Warszawskiego Okręgu Wojskowego "Desant". Chociaż nigdy w wojsku nie byłem, dałem się jednak namówić. Otrzymałem status gwiazdy z wysoką gażą. Z zespołem zjechałem całą Polskę, poznałem wszystkie garnizony, nawet te tajne. Była to niesłychana przygoda.

Występował w wielu widowiskach w głównej roli. Także na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. Tam właśnie zaproponowano mu wyreżyserowanie widowiska dla dzieci. - I tak powstały "Żołnierskie Przygody Tomaszka Pogody". A że zawsze miałem poczucie humoru, to wymyśliłem, że za rok wyreżyseruję kolejny spektakl "Moskiewska wycieczka małego Wojteczka". Niestety, nie zdążyłem, wybuchł bowiem stan wojenny.

Uznano go za kolaboranta. Mało kto wiedział, że zespół został zmilitaryzowany i nie było możliwości zwolnienia się.

W zespole występował do chwili zawieszenia stanu wojennego. Wtedy bowiem mógł się już zwolnić.

Wrócił na estradę. Prowadził m.in. pierwsze wybory Miss Polonia w 1982 roku i koncert festiwalowy w Opolu. W środowisku był znany jako konferansjer. Podróżował wiele po kraju z różnymi wykonawcami i zarabiał duże pieniądze. - Zawsze wszystko mi się układało, udawało i myślałem, że zawsze będzie niedziela.

Pewnego dnia, bez żadnej rekomendacji, znalazł się u kierownika Redakcji Dziecięcej TVP na Woronicza. - To było w poniedziałek, a już w czwartek prowadziłem "Teleferie". I tak rozpoczęła się moja przygoda z telewizją.

Przez pierwsze dwa lata miał swój kącik w "Sobótce". Prowadził "Klub bez kurtyny" o kulisach teatru. Bardzo podobała mu się praca dla dzieci. Prowadził też "Tele-ranki".

Nie ukrywa, że pracując w TVR miał kompleks estradowca. - Kiedy była możliwość, dalej bawiłem się w konferansjerkę, w prowadzenie koncertów.

W 1990 roku zobaczył ogłoszenie o zapisach na Wydział Realizacji Telewizyjnej w PWSFWiT w Łodzi. - To były studia zaoczne. Skończyłem je z bardzo dobrym wynikiem. Otrzymałem dyplom i uprawnienia reżyserowania w telewizji. Dla TVP zrealizowałem i prowadziłem w Sali Kongresowej widowisko " Wszystkie dzieci nasze są".

Zajmował się reżyserią koncertów i festiwali, głównie dziecięcych i młodzieżowych, był także dyrektorem Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Dzieci i Młodzieży Specjalnej Troski w Ciechocinku. Otrzymał m.in. Order Uśmiechu i wiele innych nagród.

Dobrze mu się powodziło. Wziął zatem kredyt hipoteczny na zakup pięknego mieszkania, nie ograniczał się w wydatkach. Pierwszy raz wyrzucono go z TVP za czasów prezesury Roberta Kwiatkowskiego. - Po prostu rozwiązano umowę o pracę. Ponoć reorganizacja.

Ale nie bardzo się tym zmartwił. - Krysia Gucewicz powiedziała mi wtedy że w Teatrze Syrena jest wolny etat. Asystenta literackiego. Poszedłem. Zostałem asystentem i zagrałem też w "Królowej Przedmieścia". Cały czas współpracowałem jednak z TVR Ale bez występów na wizji.

Po roku odszedł z teatru, ponieważ w czerwcu 1997 roku Sławomir Zieliński, dyr. TVP 1, zaproponował mu pracę przy nowym programie dla młodzieży, który na antenie, na żywo, miał się pojawić we wrześniu. - Zadanie prawie niewykonalne. Uruchomienie takiego programu zajmuje co najmniej pół roku. Nam się jednak udało, choć doba była za krótka.

I tak został szefem programu dla młodzieży "Rower Błażeja". Po dwóch latach go odwołano. Jego miejsce zajął Rafał Rastawicki, obecny szef TVP 2. Wciąż jednak pracował przy programie, był wydawcą.

W 2001 roku, przy kolejnej reorganizacji, ponownie wyrzucono go z pracy w TVR Został bez środków do życia. Niestety, już wcześniej wyleciał z tzw. obiegu w estradzie. - W telewizji zarabiałem 15-17 tys. miesięcznie. Rata za mieszkanie, które nabyłem za 180 tys. zł, wynosiła 3 tys. zł. Jak na tamte warunki,

nie była to wielka kwota i stać mnie było na spłacanie kredytu. Kiedy zwolniono mnie z pracy, rozpoczął się dramat. Nigdy nie miałem żadnych oszczędności.

Pomagają mu jednak znajomi. Po dwóch latach wraca do TVP Do Redakcji Publicystyki. Jako tzw. redaktor zamawiający. - Niestety, nie miałem możliwości robienia czegoś więcej, jakiejś realizacji. Do tego doszła jeszcze choroba. Gruźlica. Być może z powodu prowadzonego przeze mnie przez lata hulaszczego trybu życia.

Przez trzy miesiące przebywa w specjalistycznym szpitalu w Otwocku. Potem, w okresie rehabilitacji dostaje zatoru płuc. - Wszystko zaczęło się walić. Dowiedziałem się, że ponoć w kodeksie pracy jest taki przepis, który pozwala pracodawcy na rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia, jeśli ktoś przebywa na zwolnieniu lekarskim ponad półtora roku. Renty nie mogłem otrzymać, gdyż w orzeczeniu lekarskim stwierdzono, iż powracam do zdrowia. W TVP tego jednak nie uwzględnili. 17 grudnia 2007 roku, Małgorzata Raczyńska, akurat na święta, zwolniła mnie bez wypowiedzenia.

Popadł w krańcową depresję. Stracił sens życia. - Nie próbowano nawet mi niczego tłumaczyć. "Zapisał już pan swoją kartę w historii TVP, może pan odejść", tak mi napisano. Stanąłem pod ścianą.

W depresji tkwił przez pół roku. W końcu znalazł ogłoszenie, że szukają kierowców taxi. - Choć nie czułem się opozycjonistą, to przypomniałem sobie, że w latach 90. dziennikarze pracowali właśnie jako taksówkarze. Wydawało mi się, że znam życie. Niestety, wyszła cała prawda Tischnerowska. Gówno prawda.

Jako taksówkarz zaczął pracować w czerwcu 2008 roku. - Kiedy się zgłosiłem do korporacji taksówkarskiej, nie chcieli uwierzyć, że chcę jeździć. Myśleli, że robię jakiś program, i tak zostałem kierowcą. Woziłem wiele znamienitych postaci. Kazimierza Marcinkiewicza, Janusza Palikota, wiele osób z TVP.

Prosił o pomoc, ale bez efektów. Zarabiał i pożyczał. - Nie miałem żalu, że straciłem stanowisko, pieniądze, wciąż miałem nadzieję, że wrócę do telewizji. Taxi miała być czymś przejściowym.

W tym roku zaczęła obowiązywać Ustawa o upadłości konsumenckiej, która umożliwia przeciętnemu obywatelowi, w nieprzeciętnych okolicznościach ogłosić bankructwo. Jedną decyzją sądu dłużnik może się pozbyć windykatorów, banków i innych wierzycieli. I to jest jego nadzieja. - W tej chwili moje zadłużenie urosło już do wielkiej kwoty ponad 600 tys. zł. Ale wierzę, że sąd da mi szansę.

Wciąż wierzy, że wróci do TVP - Gdyby tak się stało, to miałbym gdzie zakończyć okres pracy potrzebny do emerytury. Znam się na telewizyjnej robocie, skończyłem studia. To była pasja moje życia.

Wychodzi z założenia, że największą wartością jest praca. Dlatego, jak mówi, rozwaliły mu się dwa małżeństwa i wciąż gryzie go sumienie, gdyż nie ma kontaktu z córką. - Na szczęście został mi syn, który ma własną firmę w Londynie i który mi pomaga. Używając słów Agnieszki Osieckiej, bo ja jestem proszę pana, na zakręcie. Ale na tyle znam się na technice jazdy, że nie wpadnę w poślizg.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji