Artykuły

Wiklinowy rumak

MOTYWY "Baśni z tysiąca i jednej nocy" są znane. Są przetwarzane, przytaczane... widać fascynują, skoro wciąż się do nich powraca. Rozwinął je wielki poeta Bolesław Leśmian w "Klechdach sezamowych", "Przygodach Sindbada Żeglarza". A teraz - w Teatrze "Wybrzeża" premiera "Latającego rumaka" Jana Skotnickiego na motywach baśni Bolesława Leśmiana.

Przed zamkniętą kurtyną mży czerwienią róża - symbol miłości. Za chwilę - zgodnie z konwencją baśni pojawią się Opowiadacz (Jerzy Dąbkowski), aby nie tylko przedstawić nam przygody, ale i zwrócić uwagę na głębszy sens wydarzeń. Tak więc - jak to często bywa, kiedy słuchamy opowiadania - akcja ulega nieraz zawieszeniu. Mamy raczej rozkoszować się niezwykłością, śledzić meandry losu z estetyczną przyjemnością, niż niecierpliwie czekać na definitywne rozwiązanie. Wszystko dobrze, pod warunkiem, że na widowni zasiądą starsi albo wyjątkowo filozoficznie nastawieni ośmioletni esteci. Na premierze najwyraźniej było inaczej; słychać było kilka razy pytanie zasadnicze "Czy to już koniec?". Wyobraźnia dzieci (nierzadko oglądających w TV filmy kryminalne dla dorosłych) jest atakowana i kształtowana przez bodźce gwałtowne. Oczekują sytuacji jasnych, charakterów ostro zarysowanych, rozwiązań szybkich i ostatecznych. Tutaj tymczasem, właściwie, nie ma zakończenia. Chyba nie zdradzę tajemnicy, jeśli powiem, że Opowiadacz zawiesza akcję, polecając naszej uwadze parę zakochanych. W ten sposób zachęca nas, abyśmy posłuchali następnej baśni, zobaczyli następne przygody - krótko mówiąc, znów poszli do teatru. Zabieg nie tylko estetyczny, ukazujący nam perspektywy wyobraźni, tajemnicę sztuki i życia. Wszystko to zamiast jasno określonej rzeczywistości, gotowych do naśladowania wzorców. Bo przecież nawet w bajkach podsuwa się dzieciom zwykle, jakiś morał. Tutaj - nic z tego.

Skotnicki jako autor i reżyser chce najwyraźniej, rozwijać wyobraźnię i wrażliwość dzieci. Ukazuje im zupełnie inne marzenie, niż to, jakim są dziś w większości owładnięte. To nie sen o komputerze i wideo, przemocy fizycznej i dominacji. "Latający rumak", krótko mówiąc, to coś zupełnie innego od typowych produkcji dla dzieci. Zwykle w teatrach uważa się, że wystarczy pokazać starszego pana z brodą, w czerwonym płaszczu obszytym białym futerkiem - żeby zyskać sukces u dzieci i rodziców? Tymczasem Teatr "Wybrzeże" postanowił traktować najmłodszą publiczność poważnie; świadczy o tym przede wszystkim "Biały łabędź" Strindberga w reżyserii Krzysztofa Babickiego autorskie przedstawienie "Złodzieja serc" Lucyny Legut. Pytanie tylko, czy w tym przypadku, nie za poważnie? W każdym razie, nie jest to przedstawienie dla malców. Już raczej dla młodych osób w wieku ośmiu lat, które - zapewne - właściwie ocenią perypetie i zawikłania miłosnej fascynacji, zarysowanych na tle niełatwych obowiązków władców.

A wszystko to rozgrywa się na tle scenografii Adama Kiliana. Kilian ma swój styl, upodobania - a nawet dowcipy - rozpoznawalne, od pierwszego rzutu oka. Stąd ten tytuł "Latający rumak".

To wiklinowy latający rumak na kółkach, swojski niczym, fotel bujany w domu dziadków. A także egzotyka (jak w dziecinnej zabawie) stwarzana poprzez przedmioty codzienne, dobrze znane; takie jak trzepaczka, miotła, wiklinowe koszyczki, bombki choinkowe. Zwiewny urok pałaców sugerują zasłony, białe materie w ruchu, jak płaszcz - tren Księżniczki (Dorota Kolak). Pojawiają się jeszcze ogromne zwierzaki: słoń bojowy i tygrys pancerny. Ale jakże sympatyczne: warto pójść choćby po to, żeby je zobaczyć.

Aktorstwo najwyżej oceniam w scenach zbiorowych. Dialogi zwłaszcza grzeszą, w moim pojęciu, nadmierną celebracją. Z solistów (bo są tacy w tym przedstawieniu) najwyżej oceniam Jerzego Łapińskiego jako Króla, świetnie skontrastowanego z księciem, Firuz Szachem, w transie mistycznym. Przy tym Krzysztof Matuszewski w roli księcia wykazuje sprawność fizyczną, na naszych scenach, zdumiewającą.

"Latający rumak" - Jan Skotnicki na motywach baśni Bagusława Leśmiana. Teatr "Wybrzeże" 7. 05. 1988. Reżyseria: Jan Skotnicki. Scenografia: Adam Kilian. Muzyka: Andrzej Głowiński. Ruch sceniczny: Eugeniusz Ozga. Asystent reżysera: Waldemar Gajewski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji