Artykuły

Wykorzenieni

1. Edward Redliński debiutował na scenie przeróbką własną powieści "Awans" w Teatrze Rozmaitości w Warszawie. (1.II.1974). Później przerobiono "Konopielkę" - w Jeleniej Górze i w Gorzowie Wielkopolskim, skąd Jan Wojciech Krzyszczak wyprawiał się, by swój monodram zaprezentować w innych - licznych - miastach.

Specjalnie dla sceny Redliński napisał następnie "Jubileusz" i "Wcześniaka". "Jubileusz" drukowany w "Dialogu" pt. "Czworokąt" doczekał się kilku inscenizacji pod nazwami: "Jubileusz", "Segmentowcy", "Tacy jak my", "Czworokąt". W ciągu trzech lat, utwory Redlińskiego miały 15 inscenizacji w 10 miastach: w Białymstoku, w Bydgoszczy w Gdańsku, w Gorzowie Wielkopolskim, w Jeleniej Górze, w Koszalinie, w Olsztynie, w Szczecinie, w Warszawie i we Wrocławiu. Dostarczały widzom rozrywki lekkiej, ale skłaniającej do myślenia. Autorowi, co z punktu widzenia kultury narodowej może okazać się istotniejsze - doświadczenia. 2. Białostocka wersja "CZWOROKĄTA" jest szóstą z kolei. Nie należy do świetnych. Reżyseria Wandy Laskowskiej wydaje się niezdecydowana między dramatem a komedią, między sztuką psychologiczno-obyczajową a udramatyzowaną publicystyką, między rodzajowym obrazkiem a uprzystępnionymi w formie obrazów diagnozami socjologicznymi...

Za to niezdecydowanie najpełniej zapłacił scenograf. Krzysztof Pankiewicz dał ciekawe tło dekoracyjne; sięgnął tu pomysłem do lat dwudziestych naszego wieku, kiedy artyści i uczeni po raz pierwszy przestraszyli się skutków gwałtownej industrializacji i urbanizacji, a także spustoszeń, jakie te procesy czynią w naturalnym środowisku człowieka i w psychice lasów i łąk. Ale wnętrze zbudowane na scenie, niestety nie charakteryzowało dostatecznie ani mieszkańców, ani ducha epoki.

Za wspólne niezdecydowanie reżysera i scenografa krzywdzeni są co dzień aktorzy. Nie w kontaktach z publicznością. Ta bawi się, bije brawo, dostrzega po tamtej stronie rampy, jeżeli nie siebie, to przynajmniej swoich sąsiadów. Ale jak nie ma tu diagnoz zakodowanych w partyturze dramatu, tak nie ma ekwiwalentu, jaki w oparciu o partyturę dramatu mógłby aktor wnieść do teatru z życia. Ostatecznie w tym partnerstwie: autor - teatr żadna ze stron nie okazała się lepsza.

3. Sztuka mówi o naszym wykorzenieniu. Człowiek wykorzeniony to taki, który zerwał już stare więzy środowiskowe, w sferze duchowej zwłaszcza, a w nowym środowisku sam się czuje obcy i otoczenie tę obcość odczuwa.

Wykorzenienie towarzyszy procesowi pośpiesznego awansu, łączy się z brakiem świadomości o procesach społecznych, których jest się przedmiotem i z niedowładem więzi ponadśrodowiskowych. Te wszystkie zjawiska zasygnalizował Redliński, który napisał sztukę nie dla rodzajowego obrazka, lecz dla wywołania katharsis, gdy publiczność zrozumie ostrzeżenie.

A trzeba pamiętać, iż wykorzenienie jest to nie tylko brak więzi duchowych z otoczeniem, ale także brak więzi ponadśrodowiskowych, które daje świadomość historyczna.

Jeden z nauczycieli akademickich doc. Andrzej Kurz tak o tym pisze: "Świadomość historyczna jest (...) dla postawy obywatelskiej Polaków decydująca. Niestety, żyjemy chyba w okresie kryzysu tej świadomości. Dotknął on rodzin i środowiska. Może przynieść nieobliczalne konsekwencje ideowe i polityczne, daje bowiem pole do oddziaływania kłamliwych, antysocjalistycznych mitów,{ zwłaszcza takich, które szkodzą rozumieniu pozycji Polski na arenie międzynarodowej, a więc sprawie decydującej dla istnienia Polski i Polaków dziś i w przyszłości".

W dalszej perspektywie myślowej także o tym jest sztuka Redlińskiego.

4. Gdy tak spojrzeć na dramat Redlińskiego i białostockie przedstawienie, co zostało pokazane na scenie?

Trzy pokolenia, uosobione w czterech osobach. Ojciec, robotnik z pochodzenia, działacz robotniczy przed wojną, po wojnie jeden z pokolenia pierwszych budowniczych władzy ludowej, przejęty - chociaż nieco sztywno i dogmatycznie -ideałami socjalizmu. Jego związki (jak i żony, a matki Iny) ze społeczeństwem, dążeniami własnej klasy, otoczeniem - były silne, miały charakter trwały i oparty na przekonaniach idealnych.

Córka i zięć - pierwsze pokolenie inteligencji robotniczo-chłopskiego pochodzenia, które dostąpiło wszystkich dobrodziejstw i skutków awansu społecznego. Czwartą postacią jest Beata z pokolenia urodzonego już po wojnie, dla którego ucieczka ze wsi nie jest drogą awansu poprzez wykształcenie i spożytkowanie go w pracy dla społeczeństwa, lecz drogą prostą wyjścia ze wsi i wejścia w miasto, naturalnie i dla korzyści własnych.

I Ina, i Toni są typowymi przykładami ciążenia pierwszego pokolenia inteligencji pochodzenia robotniczo-chłopskiego ku wzorcom życia miejskiego typowo drobnomieszczańskiego, z jego kultem ciągłej krzątaniny wokół własnych spraw, drobnokupieckiej inicjatywy, egoizmu, kultu rzeczy i pozorów. Z przekonań ojców i własnych ideałów młodości pozostały w Tonim strzępki wiary w pracę dla dobra innych i w godność człowieka. W Inie - jedynie okruchy świadomości o wartościach wartych poznania, kultywowania, zabiegów jak literatura czy sztuka, podróże. Oboje, chociaż każde z innych powodów, zachowali kult wykształcenia.

O niej świadczą majtki, dżinsy, magnetofony z zagranicy, whisky z lodem, moda nie dopasowana do wieku, przyzwyczajeń, pozycji, praca by mieć pensję na pierwszego, doktorat by zdobyć podwyżkę na jeszcze jedne majtki, awans i respekt u znajomych z imieninowych przelotnych spotkań. O nim resztki buntu wobec świata pozorów oraz rzeczywiste całkowite podporządkowanie się im.

Niewątpliwą zasługą aktorów i reżysera jest wyważenie argumentów wszystkich postaci, dzięki temu komedia nie stała się farsą, chociaż szkoda, że nie stała się niczym więcej niż komedią, a wyposażenie obydwu stron w przekonujące argumenty i wyrównane proporcje w dyskusji sprawiły, że sztuka Redlińskiego na scenie białostockiej skłania do myślenia, dyskusji, polemik.

Aktorzy zadania swoje wykonali solidnie, choć każde z nich stanęło przed różnym stopniem trudności. Najmniejsze mieli ze względu na bogactwo materiału Ina - Ireny Kulickiej i Toni - Jerzego Z. Nowaka. Postać Iny niezupełnie chyba odpowiada intencjom autora z powodu jej oschłości, sztywności a przede wszystkim manier, które powinny być rzeczywiście inteligenckie, w kontraście do jej mentalności i wypowiedzi. Podobna uwaga odnosi się do Toniego. W tej postaci powinien być kontrast odwrotny: między kostiumem i sposobem zachowania nie przystającym do postaci, a sposobem mówienia, zalecającym się powagą, logiką. Odwrócenia relacji między Iną a Tonim; i zewnętrznie, iw psychologii pokazanego niedopasowania osób do stroju i osób między sobą - zabrakło.

Dziadek zagrany klarownie, czysto, powściągliwie przez Zbigniewa Besserta ładnie skomponował się z soczystą, żywą. wyrazistą Beatą - Ludmiły Tarpackiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji