Artykuły

Pochwała Sanoka

Na wrześniowym XIX Festiwalu Didurowskim pamięć o Mistrzu reprezentowali Józef Kański, Piotr Nędzyński i my z Bogusławem Kaczyńskim. Boguś osiągnął taki stopień uwielbienia publiczności, że pojawienie się na scenie w jego towarzystwie można porównać tylko do relacji, jakie zachodziły między Kiepurą a Didurem. O tym zresztą opowiadaliśmy ponad dwie godziny przepełnionej i zasłuchanej widowni - pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.

Festiwal im. Adama Didura [na zdjęciu] w Sanoku jest od wielu lat zachętą do szukania sensu polskiej kultury i wymiernego oddziaływania sztuki na duże grupy odbiorców. Daleko od miast skupiających teatry, filharmonie, muzea i media ma swą wcale pokaźną i wierną publiczność. Dzięki temu społeczność ziemi sanockiej przekazuje następnym pokoleniom pamięć o wybitnym polskim śpiewaku, soliście La Scali, pierwszym basie Metropolitan Opera, rywalu Szalapina, wybitnym pedagogu, twórcy Opery Śląskiej... Uff, mógłbym tak jeszcze długo wymieniać.

Wśród wielkich śpiewaków świata niemało jest Polaków. Większość urodziła się z dala od stolicy. Ada Sari w Wadowicach, Kiepura w Sosnowcu, Garda w Zawierciu, Bandrowski w Lubaczowie, Paprocki w Toruniu, Wojtaszek-Kubiak w Dobroniu, Toczyska w Grudziądzu. Z tych wszystkich miejscowości tylko

Sanok zachęca do festiwalowego kultywowania pamięci o swym wybitnym krajanie z Woli Sękowej, bieszczadzkiej wioski, w której Didur przyszedł na świat w 1874 r.

Nie każdemu mistrzowi polskiej wokalistyki pisane są festiwale in memoriam w jego rodzinnych stronach. Sembrich-Kochańska urodziła się w Wiśniowczyku koło Tarnopola, Zboińska-Ruszkowska, Korolewicz-Waydowa i Hiolski we Lwowie, Wermińska w dworku szlacheckim gdzieś na Ukrainie, Żylis-Gara i Ła-dysz w Wilnie, a więc tam, gdzie po ich ojczyźnie zostało już tylko wspomnienie.

Festiwale w Sanoku to nie tylko wokalistyka i pamięć o Didurze. Zajmuje się tym wszystkim Waldemar Szybiak, świetnie wykształcony w Łodzi specjalista od sztuki filmowej, ale poruszający się swobodnie po wielu dziedzinach kultury. Widać to po wzorowo prowadzonym Sanockim Domu Kultury, którego dyrektorem jest od blisko lat dwudziestu.

Mamy więc coroczny obóz humanistyczny dla młodzieży, festiwalowe kino artystyczne, stałą działalność wystawienniczą, recitale, spektakle baletowe, warsztaty, a nawet otwarty konkurs kompozytorski.

Tłumnie zgromadzona publiczność słucha i ogląda corocznie w najlepszych wykonaniach: "Normę", "Traviatę", "Cyganerię", "Rigoletto", "Don Pasquale", "Tannhausera", "Don Carlosa", "Borysa Godunowa", "Madame Butterfly", "Halkę", a ostatnio w plenerze "Straszny dwór".

Na wrześniowym XIX Festiwalu Didurowskim pamięć o Mistrzu reprezentowali Józef Kański, Piotr Nędzyński i my z Bogusławem Kaczyńskim. Boguś osiągnął taki stopień uwielbienia publiczności, że pojawienie się na scenie w jego towarzystwie można porównać tylko do relacji, jakie zachodziły między Kiepurą a Didurem. O tym zresztą opowiadaliśmy ponad dwie godziny przepełnionej i zasłuchanej widowni.

Kiepura zdobył miłość tłumów dzięki głosowi, charyzmatycznemu kontaktowi z ludźmi, popularności, jaką daje sztuka filmowa, i rzetelnej dbałości o własną karierę. Didur osiągnął wszystko tylko poprzez wieloletnią służbę sztuce operowej i na tym właściwie poprzestał.

Podczas naszego wieczoru Kaczyński, zanim zaczął mówić, zebrał większe oklaski niż Ada Sari w La Scali i Wałęsa w amerykańskim Kongresie. Po zakończeniu klaskano jeszcze mocniej i dłużej. Kilka me-lomanek zemdlało, jedna pani na widowni próbowała urodzić dziecko, a pewien podbeskidzki biznesmen wyszedł z sali bez portfela, który - jak twierdził - ukradziono mu podczas owacji na stojąco.

Patrzyłem na to pełen zazdrości. Poczułem się trochę tak, jak Adam Didur w opowieści przytoczonej przez Wacława Panka w jego książce o Kiepurze:

"Zdarzyło się to po przedstawieniu Manon w wiedeńskiej Staatsoper. Wyszli razem z gmachu opery i Didur zbeształ Kiepurę za wyśpiewane po spektaklu piosenki. Ten zaś wysłuchał uwag przyjaciela spokojnie i bez słowa podszedł nagle do kwiaciarki siedzącej koło Staatsoper.

- Czy pani wie, kim ja jestem?

- Ależ oczywiście, Herr Kammersanger.

- A ten pan kim jest? - zapytał, wskazując na Didura.

- Nie wiem, proszę pana.

- No, widzisz - Kiepura zwrócił się do Didura. - I co ty mi tu będziesz nauki prawił...".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji