Chopin odżył w "Rampie"
Całość fabuły oparta jest na pytaniu, jakie kilkanaście lat temu postawił Stanisław Dygat. - Co by się stało, gdyby Chopin pojechał do Ameryki?
Jak zachowywałby się na Manhattanie wśród maklerów nowojorskiej giełdy, mieszkając w dzielnicy chińskiej, włoskiej czy murzyńskiej.
Czy mógłby palić fajkę pokoju z indiańskim wodzem lub śpiewać w murzyńskim chórze kościelnym.
Jeżeli jesteśmy już przy chórze murzyńskim, to czy można go przedstawić lepiej niż fosforyzujące bielą zęby w zupełnie ciemnej sali. Bardzo ciekawa jest scenografia i wystrój sceny pełen banków, kasyn i tego wszystkiego, co kojarzy nam się z Ameryką.
Całość pełna dobrej muzyki autorstwa Jana Raczkowskiego, Jacka Mikuły, Jerzego Derfla, Piotra Rubika i Juliusza Loranca, bardzo dobrego aktorstwa Piotra Furmana, Wojciecha Paszkowskiego, Katarzyny Kozak, Joanny Pałuckiej, Agnieszki Paszkowskiej i Stefana Każuro.
"Chopina w Ameryce" wyróżnić warto za bogactwo ciekawych pomysłów wykorzystanych w grze aktorskiej, jest to znakomita śmietanka dowcipu i dobrego smaku jakim wykazał się i autor, i aktorzy.
W przedstawieniu bierze udział dyrektor "Rampy", autor i reżyser przedstawienia Andrzej Strzelecki.
Strzelecki liczy na pełną widownię przez przynajmniej kilkadziesiąt przedstawień. I chyba słusznie, gdyż jest to wielki eksportowy show.