Ściana śmierci
Współczesność powiała ze sceny zapachem spalin. Zgrany w ciągu wielu lat teatralnych realizacji dramat młodego Słowackiego ,,Balladyna" odświeżył się dzięki młodemu Hanuszkiewiczowi i motocyklom marki honda. Wypada tu powiedzieć, że hondy to ostatni krzyk nowoczesnej techniki - 250 ccm, pięciobiegowa skrzynia biegów, spora moc i szybkość maksymalna. Nic więc dziwnego, że na takich motorach tandem Słowacki-Hanuszkiewicz zajechał daleko - aż na scenę. Teatru Narodowego.
I dopiero tam okazało się, że ten dramat to tragigroteska wypełniona wątkami szyderczymi, politycznymi, szekspirowskimi, moralistycznymi, ale przede wszystkim ludomańskimi, odwołującymi się do żywego dnia współczesnego naszej wsi, z gromadami szalonych motocyklistów pędzących wśród obsadzonych wierzbami pól i łąk.
Szkoda jednak, że reżyser, zatrzymał się w pół drogi. Szlak naszej nowoczesności wyznacza dziś nie tylko motoryzacja (także zresztą nie wykorzystana w przedstawieniu do końca - Balladyna po dojściu do władzy winna wjeżdżać na scenę rollsroycem lub chociaż wołgą) ale także seks. Goplana byłaby nam o wiele bliższa, gdyby jeździła hondą w stroju topless.
Balladyna ginie zabita piorunem, jej siostra zarżnięta nożem, matka zamęczona torturami, mąż zasiekany w bitwie, kochanek zakłuty w łóżku, król powieszony na gałęzi. Do pełnego obrazu współczesności zabrakło jedynie ofiary wypadku drogowego.
Ale i tak "Balladyna" w reżyserii Hanuszkiewicza przestała być
drętwą lekturą szkolną, a stała się sztuką wszystkim nam bliską, zupełnie jakby napisał ją Przeździecki.