Artykuły

"Amadeusz" w Teatrze na Woli

W czerwcu odbyła się w Warszawie prapremiera polska sztuki Petera Shaffera pt. "Amadeusz". Poprzedziła ją do­syć znaczna kampania rekla­mowa, ponieważ podjął się jej reżyserii, w Teatrze na Woli Roman Polański. Z wielu po­wodów towarzyszy tej premie­rze wzmożone zainteresowanie krytyki i publiczności. Czasy są bowiem dość szczególne, a artyści z politycznej ariergardy postanowili stać się walczącą forpocztą, awangardą polskich przemian. Zawsze na czele, za­wsze u boku najważniejszych, zawsze w środku najważniej­szych spraw, z autentycznej potrzeby, z pasji społecznikow­skiej, i... z resztek megalomanii, z których jeszcze nie obdarło ich teatrum życia.

Chciałabym tu przypomnieć dwie publikacje prasowe zwią­zane z "Amadeuszem". Pierw­sza to wywiad Polańskiego dla "Przekroju". Dlaczego o Mo­zarcie - bo to po prostu bar­dzo dobra sztuka. Zaintereso­wanie psychologią, stosunkiem człowieka do człowieka, będą­cego przede wszystkim w sy­tuacjach specyficznych, w niecodziennych warunkach. Otru­cie Mozarta, jego rozgrywki z rywalem Salierim, stany psy­chiczne bohaterów, mają wiele podobieństwa z moimi filma­mi.

A więc - żadnej na prędce i na poczekaniu poszukiwanej aktualizacji - własna konse­kwentna linia artystyczna. Spokój i rzeczowość z jaką Polański o tym mówi, oczywi­stość, zdawać by się mogły po trosze nieskromne. Ale prze­cież dalej mówi z równie oczy­wistą prostotą: Wychowałem się w Polsce, tutaj spędziłem najpiękniejsze moje lata, tu­taj nauczyłem się filmu i ni­gdy nie myślałem, żeby zmie­nić ojczyznę. Bo Polskę ma się tylko jedną, jedyną. Nawet pa­ni nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo się cieszę, że mogłem reżyserować sztukę w Polsce, w tym bardzo burzliwym okresie dla naszego narodu. Pod­czas pobytu w kraju musiałem kilka razy wyjechać na dwa, trzy dni do Paryża i nie mo­głem się doczekać powrotu do Warszawy, do Teatru na Woli. Bo teatr jest tak bardzo ro­mantyczny, sam w sobie, a my Polacy byliśmy i jesteśmy za­wsze romantykami. Krzysztof Teodor Toeplitz w felietonie "Czy męczy nas głu­pstwo" pisze, tuż po premierze "Amadeusza": Tymczasem, jak uczy nas tego Shaffer (a także uczy Polański z Łomnickim wystawiając z wdziękiem, lek­kością i ukrytą intencją "Ama­deusza" w Teatrze na Woli, który nota bene właśnie ma upaść), sprawa polega (...) na tym, że obowiązkiem sztuki jest nie tyle oderwanie się od "teatru życia", ale zrozumienie, że z tego teatru zostanie tyl­ko tyle i tylko to, co twórczość artystyczna zdoła zeń zauważyć i przetworzyć na wartość wyższą. Chodzi po prostu jak się wydaje o to, że w ostatnich czasach - a może i na długo przed tym - zagubiony został u nas właściwy stosunek sztu­ki do życia, właściwa propor­cja między tym, co jest wymiarem codziennym, a tym co jest wymiarem artystycznym naszej egzystencji. Te naturalne porządki zmie­niają się ostatnio jak w przysłowiowym korcu. Codzienność nabiera wymiaru zgoła niecodziennego i tak niezwykłego, jak to się z rzadka tylko uda­wało sztuce, a sztuka - w swej masie - prezentuje wy­miar artystyczny, mówiąc oglę­dnie, taki sobie. Więc jak to właściwie jest? Nasz kompleks na dzisiaj jest mianowicie ta­ki - że oskarżamy się o luksus psychiczny ucieczki w sztu­kę, z pozoru łatwej, teraz co­raz bardziej ciążącej, skazują­cej na boczny tor. To dobrze, że zdarzają się fakty artysty­czne, które powodują, że ten tor staje się znowu ważny. A może jednak Teoplitz ma ra­cję? Chodzi o to, że jednowymiarowy, dosłowny, a często wręcz prawdziwie służalczy stosunek sztuki do aktualności w żadnym stopniu nie pomaga żyć współczesnym. To praw­da, że rozpala w nich i nasila te same troski i namiętności, które gnębią ich na co dzień, ale nie pozwala niczego się z tych namiętności nauczyć. Kult wartości wyższej, wyższego wymiaru, skomplikowane py­tania z zakresu teleologii sztu­ki... To fakt, że środowisko tea­tralne dało się ogarnąć gorą­czką walczącego romantyzmu, że artyści wpadają w sidła nie­tolerancji i jedynie słusznego oglądu świata, że sztuka przyj­muje impulsywnie nowe aksjo­maty, a krytykom walą się ak­sjologie. Lub pozostają jak blizny...

Tymczasem prawdziwie mą­dra sztuka nie potrzebuje po­padać w doraźne nerwicowe stany, dzięki temu właśnie, że oparta jest o najbardziej god­ny człowieka system wartości - w imię którego (zapomnia­nego w niedawnej codziennoś­ci) rzeczywistość upomina się teraz o prawdziwie godny czło­wieka sposób społecznej i narodowej egzystencji.

Myślę że przy okazji "Ama­deusza" dobrze jest o tym mó­wić. Spokój, z którym zapro­ponował nam to przedstawie­nie Polański, wynika z takiego właśnie przeświadczenia. Samo przedstawienie jest rzeczywiście wydarzeniem. I to nie dlatego, żeby było tak zaskakujące formalnie. Jest zre­alizowane za pomocą środków tradycyjnych, użytych świado­mie i celowo, o wyraźnej dra­maturgii obrazu scenicznego. W pierwszej części, na pozór improwizowane, jasne, swo­bodne w konstrukcji, zaś w drugiej malarskie, filmowe prawie, maksymalne zagęszcze­nie nastroju i obrazu. Sceno­grafię, bez skomplikowanych szarad interpretacyjnych - i kostiumy zaprojektowali Lidia i Jerzy Skarżyńscy

Klamrą dla przedstawienia jest postać Salieriego, spoczy­wająca w brudnym, chorym fotelu fmierci i szaleństwa, jak Beckettowskim śmietniku. Wydarzenia sceniczne są rodzajem wyznania. Wyznania mającego wiele z mroków prozy Dostojewskiego. Salieri samooskarża się o największą zbrodnię - nie wobec pospolitej ludzkości, ale wobec Boga - o zabicie geniusza. Nie o rękoczyn, ale zniszczenie nieodwołalne, z peł­ną premedytacją, jakichkol­wiek szans na jego ludzką eg­zystencję. Przedstawienie ma odwagę rzetelności, piękna i fachowości teatralnej profesji i jednocześnie skromności w wyborze środków. Petera Shaffera znamy w tea­trze jako autora głośnego "Equusa", wyreżyserowanego niedawno przez Henryka Tomaszewskiego w Teatrze Pol­skim we Wrocławiu. "Equus" wywołał wówczas szereg, kon­trowersyjnych opinii co do je­go wartości. "Amadeusz" to sztuka skonstruowana na po­myśle tyle prostym, co genial­nym, łączącym legendę i realia biografii Mozarta i Salieriego na zasadzie dramaturgicz­nego kontrapunktu.

A jednak nie jest to sztuka biograficzna, lecz o genialności sztuki, o mechanizmach psy­chologii społecznej, o skompli­kowanych zależnościach ludz­kiej psychiki, o twórczej i de­strukcyjnej presji wielkości i nieprzeciętności.

Roman Polański i Tadeusz Łomnicki tworzą ten spektakl w równym stopniu. Rozpoczy­na go scena rozplotkowanego dworu, rozplotkowanej ulicy. Obsesyjne szepty sączące naz­wisko "Salieri". Potem z mro­ku oko wychwytuje fotel Salieriego - zdziwaczałego star­ca, wygłaszającego bełkotliwe samooskarżenie. Jedynym spo­sobem na przywołanie ducha Mozarta na świadka własnych słów jest muzyka. I muzyka brzmi po prostu ze sceny. (Środki są proste i oczywiste - muzyka Mozarta i Salierego, a po jednej i po drugiej stro­nie rampy zasłuchani odbior­cy i doraźni sędziowie sztuki). Więc Łomnicki porzuca swój kaleki fotel i gra. Rozwija się ze szmat, w które jest spowity, w których się ukrywa, ostrożnie prostuje sylwetkę, przeczesuje dłonią włosy, i jawi się przed nami młody, w samym środku wydarzeń, o których opowiada. Ta metamorfoza za­chodzi w ciągu paru sekund w samej postaci Łomnickiego - ze zgrzybiałego, dziwacznego, przerażającego starca, ro­dzi się młody, pełen pogody i ogłady, sympatyczny, nad­worny kompozytor cesarza Austrii - Antonio Salieri. Wspaniały popis aktorstwa, który przejdzie do historii tea­tru. W Salierim zawarł Shaffer wielość postaw i motywacji - jest to znakomita po­stać teatralnej literatury - nie w sensie wartościującym mo­ralnie - lecz jako możliwość kreacji teatralnej po pierwsze, i jako niespotykana skala ludz­kich możliwości - po drugie. Salieri Łomnickiego jest spo­kojnym, zdystansowanym, nie­mal chłodnym narratorem; okrutnym i satanicznym ko­mentatorem, i wreszcie lukro­wanym, obłudnym, inteligent­nym i przebiegłym uczestni­kiem wydarzeń. W tej całej gamie postaw prawdziwie ludz­ki. Prezentuje zaskakujące bo­gactwo środków i wspaniałą interpretację roli.

Amadeusz - prostolinijny, słaby, zwyczajny, sympatycz­ny, trywialny, najbiedniejszy spośród nas. Polański jest w tej roli nie tak może doskona­ły, ale bezpośredni i bezpre­tensjonalny. Konsekwentnie buduje postać na kilku zasad­niczych cechach, w sposób na­turalny, wprost - prezentując prawdę postaci. W gatunku ak­torstwa zbliżony do tego, jaki absolutnie perfekcyjnie upra­wia Dustin Hoffmann. W sztu­ce kostiumowej powoduje to pewną dysharmonię, ale dzięki temu, być może, ów kostium staje się bardziej jeszcze tylko umownym znakiem, rekwizy­tem teatralnym. I buduje po­stać niemal współczesną - kruchą i bezradną, ale prze­dziwnie silną duchem, dzięki uświadomionej oczywistości jedynego sensu własnego istnienia, na przekór wszystkim, wyjątkowo licznie zsyłanym przez Boga i ludzi klęskom i niedostatkom codziennego życia. Na przekór, ciągle i mimo wszystko - życie dla wyższej ko­nieczności - genialnej har­monii sztuki.

Salieri triumfuje gorzko - Przejdę do historii, bo zabi­łem Mozarta. Lecz nikt nie da­je temu wiary. Piekielne męki "zbrodni i kary" potęgują się jeszcze, Salieri jest nie tylko absolutnie bezkarny, ale absolutnie niepotrzebny. Śmieć. Ukryty w szmatach, zawinięty we wspomnienia zidiociały sta­rzec, przyzywa znów do życia jedynego świadka wielkości własnej zbrodni - Amadeusza Mozarta. Bo bardziej niż o ży­ciu Amadeusza Mozarta jest to sztuka o Salierich - obdarzo­nych luksusem doczesności i jasnością widzenia rzeczy pięk­nych i niepospolitych. Niena­widzących geniuszu ludzkiego i Boga, za to, że nie ich wy­brał na czysty instrument od­twarzający nadprzyrodzoną do­skonałość. O samotności jednostek niepospolitych, których tylko zmaganie i walka łączy na moment w partnerów śmiertelnej rywalizacji. Niezwykle piękne i proste jest to przedstawienie. Trze­ba zobaczyć je koniecznie, od września będzie znów grane w Teatrze na Woli z Polańskim w roli Amadeusza. Jest w tym spektaklu jeszcze znakomita rola Jana Matyjaszkiewicza (Józef II, Cesarz Austrii), ansambl stanowi na ogół pro­fesjonalne tło dla tych dwóch adwersarzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji