Artykuły

Inauguracja nowego etapu (fragm.)

HISTORYK, który zajmie się kiedyś w przyszłości dziejami polskiej opery, raz po raz napotykać będzie na zjawiska z pozoru niezrozumiałe, sprzeczne ze sobą i trudne do wytłumaczenia. Dostrzeże bez wątpienia to, że poszczególne sceny operowe przeżywały okre­sy zadziwiającej stagnacji i efektownego, żywego rozwoju, że - hołdując bądź to określonym koncepcjom - estetycznym, bądź też po prostu przypadkowości - cieszyły się w jakimś okresie swej pracy powszechnym zainteresowaniem i uznaniem, lub też wegetowały w dość wąskich ramach własnego środowiska. Wszystko to jest jeszcze wytłumaczalne i przytrafia się chyba zawsze i wszędzie, zależy bo­wiem w gruncie rzeczy od czyn­ników obiektywnych, takich jak warunki pracy, obsada wokalna i instrumentalna, dobór realiza­torów i repertuaru, wreszcie - od rangi, jaką dana scena po­trafiła sobie zdobyć. Ale jak wytłumaczyć wcale nierzadkie przypadki, że ta sama scena, i, ci sami odtwórcy, dosłownie dzień po dniu, prezentują wi­dowiska skrajnie różne pod względem stylu i jakości? Jak interpretować fakt, że poziom artystyczny wielu naszych scen operowych jest bardzo daleki od tego, co nazwać by można wy­równanym standardem realiza­cji? Jak wreszcie rozumieć to, że przy każdej zmianie kie­rownictwa artystycznego dana scena praktycznie rozpoczyna swą działalność - od początku?

W takim właśnie momencie znalazła się w chwili obecnej Opera Wrocławska. Przez ostat­nich kilka lat przeżywała ona okres, który trudno byłoby na­zwać szczęśliwym. Wprawdzie od czasu do czasu zdobywała się scena ta na ambitne i udane przedsięwzięcia (przykładem niech tu będzie prapremiera "Pierścienia wielkiej damy" wrocławskiego kompozytora Ry­szarda Bukowskiego, jedynej chyba opery osnutej na tekście Norwida), ale były to wyjątki.

OBECNIE dyrekcję i kie­rownictwo artystyczne tej placówki objął Robert Sa­tanowski. W swoim czasie do­prowadził on do wielkiego arty­stycznego rozkwitu Operę Poznańską, potem zdobył znaczny rozgłos za granicą, a nie tak dawno wziął na siebie trudne zadanie wyprowadzenia z kry­zysu Opery Krakowskiej, co - z różnych względów - pozo­stało zadaniem dla jego na­stępcy. Niemniej z jego przyby­ciem do Wrocławia miejscowe środowisko wiąże wielkie na­dzieje i przyznać to trzeba - udziela mu jednomyślnego nie­mal poparcia w realizacji rozle­głych i szerokich aspiracji. Wią­żą się one, co oczywiste, z gruntownymi zmianami w stylu i tempie pracy, z jej intensyfi­kacją i rozszerzeniem horyzontów. A wszystko to naturalnie wymaga czasu: nie sposób po paru miesiącach oczekiwać ra­dykalnych przeobrażeń, skrajnej metamorfozy...

Na inaugurację nowego etapu swej działalności Opera Wro­cławska przedstawiła trzy pre­miery, wszystkie pod batutą Roberta Satanowskiego. W so­botę, 19 listopada, na scenę we­szła nowa inscenizacja "Halki" Moniuszki, a tegoż wieczoru, w auli "Leopoldina" Uniwersytetu Wrocławskiego odbyła się pra­premiera widowiska muzycznego "Sonata Belzebuba" (muzykę i libretto - według Witkacego - napisał Edward Bogusław­ski). Następnego dnia natomiast na dużej scenie wystawiona zo­stała jedyna opera Beethovena - "Fidelio"'), od niepamiętnych czasów nie grywana w Polsce. Te trzy premiery stały się nie­jako obrazem aktualnej sytu­acji i zarazem perspektyw wro­cławskiej opery.

Po bardzo niedobrej pod każdym względem "Halce" przedstawie­nie "Sonaty Belzebuba" wprowa­dziło w zupełnie inny świat. W samym zamyśle tkwi oczywiście duże artystyczne ryzyko: świet­ny tekst Witkacego nie bardzo daje się podporządkować mu­zyce i konwencjom gatunku operowego. W rezultacie mamy też do czynienia raczej z wido­wiskiem słowno-muzycznym niż z operą, niemniej jednak wi­dowisko to jest bardzo dobrze zrealizowane scenicznie (reżyser - Bogdan Hussakowski) i aktorsko, nie zagubiło wcale spe­cyfiki stylu Witkacego, a nie­które rozwiązania są wręcz znakomite. Okazało się, że śpiewacy wrocławskiej opery dy­sponują ogromnymi możliwościami nie tylko wokalnymi, ale i aktorskimi (Jadwiga Gadulanka, Maciej Witkiewicz, Ma­riusz Majewski), doskonale współpracując na scenie z tak wybitnymi i doświadczonymi aktorami teatralnymi, jak np. Erwin Nowiaszak. Ten nurt dzia­łalności (w jakiejś mierze - eksperymentalnej) wydaje się mieć przed sobą dużą przyszłość i na pewno wart jest kontynu­acji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji