Artykuły

Gdańsk. Ennio Morricone na Festiwalu Solidarności

Ennio Morricone [na zdjęciu], 81-letni włoski tytan muzyki filmowej, to z wyglądu niepozorny, nierzucający się w oczy, uśmiechnięty okularnik z zaczeską na łysince.

Nie zabiega o sławę, wieczory spędza z rodziną przy paście i dobrym chianti i - co ważne - nie przepada za samochodami. Nie ma własnego automobilu i wszędzie truchta pieszo, z czym wiążą się czasami komiczne dolegliwości.

Oto pewnego razu, jak wspominał w jednym z wywiadów, zaproszono go do jury prestiżowego włoskiego festiwalu filmowego w Wenecji. Nasz bohater spacerkiem dotarł z hotelu przed festiwalowy gmach i nieoczekiwanie stanął oko w oko w murem ochroniarzy, którzy za nic nie chcieli uwierzyć, że zażywny staruszek to kompozytorska chluba Italii. - Wzięli mnie za oszusta, bo w ich przekonaniu sławny Morricone powinien zajechać przed aulę co najmniej posrebrzanym rolls-royce'em - kpił mistrz.

Drugiej takiej przygody nie przeżyje na pewno w najbliższą niedzielę w Gdańsku, gdzie osobiście uświetni trwający tam Festiwal Solidarności. Morricone wystąpi w Stoczni Gdańskiej na koncercie dla 30 tys. widzów w roli uzbrojonego w batutę dyrygenta orkiestry symfonicznej i 100-osobowego chóru akademickiego. Dla artystów stanie olbrzymia scena i ekran, na którym wyświetlane będą filmy i dokumenty, dopełniające graną przez artystów muzykę.

A ta także zapowiada się smakowicie. Jako że w tym roku mija 30. rocznica pierwszej wizyty Jana Pawła II w Polsce, włoski maestro poprowadzi orkiestrę do wykonania parady własnych kompozycji do tzw. papieskich filmów. Usłyszymy m.in. muzykę z "Karola - człowieka, który został papieżem" i "Papieża, który pozostał człowiekiem". Ale nie zabraknie też wielkich filmowych hitów mistrza, choćby muzyki do "Misji", "Nietykalnych" czy "Ofiar wojny".

Bo to właśnie świat nut stanowi sens życia genialnego Włocha. Gdy kończył studia w rzymskim konserwatorium Accademia di Santa Cecilia (rodzice zapisali go tam, gdy Ennio miał 12 lat), wydawało się, że poświęci się muzyce klasycznej i komponowaniu symfonii, w których prym wieść będzie barokowa trąbka, ukochany instrument Morricone.

Szybko jednak porzucił klasyczną szatę i zatrudnił się jako chałturnik w nocnych klubach Rzymu. Pogrywał oczywiście na trąbce, co wyróżniało go spośród tłumu klubowych klezmerów.

Już w połowie lat 50. muzyk brylował w studiach telewizji RAI, a już kilka lat później, komponując muzykę do filmu "IL Federale" ("Faszysta"), rozliczeniowej psychodramy w typowo włoskim stylu, rozpoczął podbój srebrnego ekranu.

Tak skutecznie, że do dzisiaj ma na artystycznym koncie ponad 400 kompozycji filmowych, Oscara Honorowego za całokształt twórczości, stos wszelakich możliwych nagród i dozgonną miłość kinomanów na całym świecie. Z czego jest - jak sam twierdzi - najbardziej dumny, bo "kino będzie trwało wiecznie".

I w tym miejscu koniecznie trzeba przywołać reżyserską sławę, dzięki której Morricone wpłynął na przepastny ocean popularności. Chodzi oczywiście o Sergio Leone, który w 1965 roku zamówił u kompozytora muzykę do spaghetti westernu "Za kilka dolarów więcej".

Film, w którym zagrał Clint Eastwood, zrobił furorę na całym świecie i zrodził lawinową modę na pastiszowe westerny. Każdy szanujący się kinoman ma w swoich zbiorach największe perły tego gatunku, choćby "Dobry, zły i brzydki" (1966) i "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" (1968). Krytycy są zgodni, że ich urok polega głównie na sugestywnej muzyce Morricone.

Ale choć moda na western w stylu włoskiego absurdu przeminęła, kompozytor gładko przeszedł do tworzenia filmowych hitów w każdym możliwym rodzaju. Z równą łatwością i zegarmistrzowską precyzją składa nuty do kryminalnej sensacji ("Frantic" Romana Polańskiego z 1988 roku), przesiąkniętego erotyzmem dramatu ("Malena" Giuseppe Tormnatore z 2000 roku) czy wreszcie świeżo nakręconej wojennej jatki spod ręki Quentina Tarantino (zeszłoroczne "Bękarty wojny").

I wciąż nie może narzekać na brak propozycji. Reżyserski ogonek chętnych na jego usługi wciąż rośnie tak bardzo, że kompozytor zdradził ostatnio dziennikarzom, że będzie miał co robić przez najbliższą pięciolatkę.

Po jego kunszt sięgnęli nawet rockowcy. Słynna amerykańska grupa Metallica wykorzystuje na koncertach fragment jego utworu "The Ecstasy Of Gold" (1983). A z kolei astronomowie nazwali jedną z odkrytych asteroid, figurującą w katalogu ciał niebieskich pod numerem 152188, nazwiskiem Morricone. Jeśli przypomnimy, że pod Rzymem stoi pomnik kompozytora, ufundowany przez fanów słynnego serialu telewizyjnego "Ośmiornica" (do siedmiu jego sezonów muzykę napisał oczywiście nasz maestro), to mamy dowód na jego globalne rządy.

Dlatego nie dziwcie się, że wzgardził luksusami Hollywoodu, nad które przedkłada błękitne pejzaże Lacjum. I wpadnijcie na niedzielny koncert do Gdańska, by poznać ostatniego herosa wielkiego kina, opromienionego genialną muzyką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji