Artykuły

Skazana na teatr

Przyjaciele aktorki opowiadają, że Zofia przez te 50 lat bycia w gdańskim teatrze, seksbombą tej sceny nigdy być nie przestała. Długie lata zachwycała urodą, bił z niej niezwykły czar. To adoratorom przybywało lat, ona była wciąż młoda. Wspomnień Zofii Mayr wysłuchała Gabriela Pewińska.

Cukierki dla panienki mam

Była tak piękna, że całe rzesze panów marzyły, żeby chociaż ucałować czubek jej ślicznego bucika. Byli i tacy, co dzięki niej pokochali teatr. I przychodzili na przedstawienia, żeby choć popatrzeć na tę boską istotę. I tak przychodzili, przychodzili, w końcu już bez teatru żyć nie mogli.

Gdy występowała w "Wassie Żeleznowej" Gorkiego, co wieczór w pierwszym rzędzie, zawsze na tym samym miejscu, zasiadał starszy pan, nauczyciel z gimnazjum. I choć sztukę grali ze sto razy nie opuścił ni jednego przedstawienia. Wpatrzony w Zośkę wzdychał.

- Kiedy schodziłam ze sceny demonstracyjnie wyciągał książkę i... czytał! - śmieje się aktorka. - Grający ze mną koledzy mówili: Bezczelny! Ale tuż przed rozpoczęciem spektaklu patrzyli przez dziurkę w kurtynie: Legawiec (tak go nazywali) już jest, możemy zaczynać!

W prezencie, miast kwiatów, Legawiec przynosił swojej muzie w buteleczkach po perfumach... wódeczkę. Choć wódki nie piła, aktorzy byli zachwyceni: - Zosiu - naciskali. - Ależ pijesz, nie wyprowadzaj go z błędu! Niech nie poprzestaje w tym uwielbianiu ciebie.

Przyjaciele aktorki opowiadają, że Zofia przez te 50 lat bycia w gdańskim teatrze, seksbombą tej sceny nigdy być nie przestała. Długie lata zachwycała urodą, bił z niej niezwykły czar. To adoratorom przybywało lat, ona była wciąż młoda. Biegali za nią zazdrośni o każdy oddany na scenie pocałunek. Niektórzy z tej miłości, co przeszło już do legendy, nawet pistoletem we foyer wymachiwali...

Kibić wcięta, pierś wypięta

Gdy pojawił się w Gdańsku Zygmunt Hübner oszalała cała damska połowa teatru. - Wszystkie się w nim kochały! - śmieje się Zofia. - Aktorki, inspicjentki, sprzątaczki! Przychodzę kiedyś do teatru, wchodzę do bufetu, a tu moje koleżanki pacykują się, perfumują, usta malują. Nieprzytomne, bo Hübner przyszedł. Na próbie ktoś mu powiedział: Wszystkie się w panu kochają! A on na to: Tylko Zosia nie! W latach 60. żona Zdzisława Maklakiewicza, gwiazdy gdańskiej sceny układała króciutkie piosenki o aktorach. Napisała i o Zosi:

Kibić wcięta

Pierś wypięta

Ach, ci mężczyźni to zwierzęta!

Czy się znajdzie taki frajer,

co by nie chciał Zosi Mayr...

Piękny biust Zosi przeszedł do legendy Do dziś niektórzy opowiadają: Najpiękniejszy w pięćdziesięcioletniej historii tego teatru! Nigdy tych krągłości specjalnie nie eksponowała, ale raz... Grali sztukę "Arka Noego". - Miałam na sobie tunikę, wystarczył jeden ruch, by zsunęła się z ciała - śmieje się. - Widziałam wzrok kolegów aktorów którzy obstawiali zakłady: spadnie, czy nie spadnie? No i kiedy? Nie mogli się skupić na grze! Ani ja. W końcu, a siedziałam tyłem do widowni, wykonałam zaledwie mały gest... Wtedy jeden z kolegów krzyknął: Ararat! To był sygnał na spuszczenie kurtyny, która opadła, jak moja tunika...

Chłopak czy dziewczyna?

Na teatr właściwie była skazana. Lwowski, aktorski klan Mayrów zamyka, jak na razie, Erwin Mayr, bratanek Zosi. Ona sama twierdzi, że aktorką została tylko dlatego, że we wszystkim naśladowała swoją siostrę. Zosia była cukierkowa. Jej siostra Iga - wysoki chudzielec z wielkimi oczyma. Cukierek zadebiutował na scenie w roli chłopaka. Aktor grający Jędrka w "Placówce" rozchorował się. Ojciec Zosi Otto Mayr (pseud. Otmar Rjamski) - dyrektor koszalińskiego teatru, także Zosina siostra nalegali, by została Jędrkiem. No jak mogła odmówić grającej Zośkę - wariatkę Idze! Nałożyli jej perukę i wypchnęli na scenę. Wśród obstawiających zakłady: Chłopak to gra czy dziewczyna, był nawet ksiądz.

Któregoś dnia w teatrze pojawił się Stanisław Kwaskowski, to on objął dyrekcję w Teatrze Wybrzeże po Iwo Gallu. Zaprosił całą trójkę - ojca i dwie panny Mayrówny do Trójmiasta. Był rok 1950. Nie chciała wyjeżdżać. Jeszcze nie zdążyła otrzeć łez, już siedziała w pociągu. Gdynia z okna wagonu wyglądała jak upstrzony światełkami lunapark.

Teatr Wybrzeże miał wtedy trzy sceny. W Gdyni, tam gdzie dziś stoi Teatr Muzyczny. We Wrzeszczu, tam gdzie dziś opera i w Sopocie. Cała jej młodość została na tych scenicznych deskach. W pamięci przesuwają się obrazy: oczy aktorów, głos inspicjenta, specyficzny zapach, twarze krawców słychać szmer z widowni. Ta muzyka sceny To fascynowało ją zawsze. Po każdym przedstawieniu odprawiała swoisty rytuał. Czekała na moment, aż wszyscy wyjdą, siadała na widowni i wsłuchiwała się w teatralną ciszę.

Zawsze wychodziła z teatru ostatnia. Także wtedy, gdy budynek gdyńskiej sceny poszedł z dymem. - Przepytywał mnie jeden strażak - wspomina. - I co - pytał zdziwiony - siedziała pani tak sobie i nie wyczuła żadnego podejrzanego zapachu, żadnego swądu? Pytał głupio, bo przecież gdybym cokolwiek zauważyła, to wezwałabym pomoc! Wyszło na to, że to ja sama podpaliłam...

Skarpetki przynoszą pecha

Pożary ją w pewnym sensie prześladowały. Podczas spektaklu "Dowód osobisty" zapalił się na scenie abażur. Nie przerwała monologu, choć ludzie z przerażeniem patrzyli, aż zajmie się ogniem cała scena. Tym razem jednak udało się ugasić ogień zawczasu i dokończyć sztukę.

Przetrzymała nie tylko ogień, ale i... szczura. - Wszedł na scenę, ogromny jak kot - pamięta. -Mówiłam tekst, a on dreptał... Widownia wstrzymała oddech, gdy zbliżył się do moich bucików... Ale potem zniknął w jakiejś dziurze. Mimo że scenę przeniesiono do Gdańska i tam spędziła większą część swojego życia, do dziś mieszka w Gdyni. Dlatego przez pół wieku przemierzała te 30 km dwa razy dziennie w te i we wte. Na próby rano, na spektakle wieczorami. Autobusy kursowały nieregularnie, więc jechała, czym się dało. Na szczęście pewnego dnia zakochał się w niej autobusowy kierowca. Podwoził ją pod sam teatr, do radia lub do telewizji, skąd na żywo emitowano spektakle.

- Boże, ileż ja grałam ról! - wzdycha nagle Zosia i aż ręce załamuje. - Ciekawe, czy ktoś to kiedyś policzy? Nie zdarzyło jej się, by zapomniała na scenie tekst, ale też była piekielnie zabobonna. - W "Szesnastolatce" byłam dziesięcioletnią dziewczynką - opowiada. - A że graliśmy przedstawienie długie miesiące zniszczyły się skarpetki, które wkładałam do kostiumu. Któregoś dnia przebieram się przed wyjściem na scenę, patrzę, a garderobiana zabrała stare i zostawiła mi nowe! Wpadłam w histerię! Uparłam się, że jak mi tamtych nie odda, to nie zagram! Te stare skarpetki były szczęśliwe! A nowe mogły przynieść pecha... Na scenę wchodziłam też zawsze prawą nogą. I musiałam się przeżegnać.

Lalki jak ludzie

Jedna ze sztuk, w której wystąpiła, opowiadała o tym, jak to ojciec nie chciał wydać córki za mąż za chłopaka, który się o nią starał. Córkę grała Zofia. Trwa drugi akt. Nic nie zapowiada niespodzianek.

- Na sopocką scenę wchodziło się po schodach - wspomina aktorka. - Nagle słyszymy czyjeś kroki. Naszym oczom ukazuje się oficer marynarki. Jak malowany! I choć spektakl trwa, ten pcha się na scenę! Do aktora, który grał mojego ukochanego podchodzi - i, choć ten myśli, że wojskowy wyciągnie pistolet i będzie strzelał - on bierze go za rękę i mówi na oczach oniemiałej widowni: Ja bardzo panu współczuję, mam to samo! Bardzo pana rozumiem... Na scenę, pamięta, wkroczył kiedyś także radziecki żołnierz. Z karabinem! Usiadł za stołem, który był elementem scenografii i chlapnął sobie z butelki po wódce, choć przecież to tylko woda była. - Nicziewo! - uspokajał oniemiałych aktorów - Cuo-roszo!

Mówi, że pierwsze role są niezapomniane. Że nigdy potem nie czuje się czegoś takiego, co przeżywa się podczas pierwszych spektakli w życiu. Ale jej ukochaną kreacją jest ta ze "Staromodnej komedii", która swą premierę miała co prawda na słupskiej scenie, ale grała ją także w Teatrze Wybrzeże. - Przyszły wtedy tłumy - pamięta. - Nie sądziłam, że ta opowieść o starych ludziach w końcu, może tak się i młodym spodobać! Po przedstawieniu podeszły do mnie dwie dziewczyny i chłopak. On wyciągnął z kieszeni torebkę cukierków i wręczył mi: Tak bardzo chciałbym coś pani ofiarować, a mam tylko te landrynki... To był najpiękniejszy prezent jaki dostałam! No, oprócz lalki!

Bo Zofia zbiera lalki. Od dziecka. Dziesiątki małych i dużych. Zofia lalki kocha nad życie. Mówi, że są. jak ludzie. I po jednym ze spektakli zamiast kwiatów wręczono jej na scenie lalkę o pyzatej buzi.

Czekoladki od taty

Gdy ciężko zachorował jej ojciec, to był najgorszy dzień w jej życiu. Tak spłakana, że aż spuchnięta wyszła na scenę. Premiera. "Wielki człowiek do małych interesów". Poczciwy dyrektor Antoni Biliczak stał za kulisami i kiwał, że z ojcem wszystko dobrze, że może spokojnie mówić. I jeszcze to przedstawienie, gdy ojciec, jej Mistrz umarł. "Żołnierz królowej Madagaskaru". Mogła nie wystąpić. Siostra przekonała ją: Co by powiedział nasz tatuś? Kazałby ci grać! Więc grała. I to, gdy partnerujący jej aktor dostał wylewu krwi z żołądka. W kulisach trzymała jego głowę na kolanach, a krew bryzgała na jej białą suknię. Nie zdążyła się przebrać do kolejnej sceny. W takiej mówiła tekst roli.

Dziś, mimo że jest już starszą panią, ze sceną się nie rozstała. Rok temu wystąpiła w prywatnym Teatrze Sześć w "Lekcji" Ionesco. Wraz z twórcą tej sceny Ryszardem Jaśniewiczem. Przyjacielem i scenicznym partnerem. Razem zagrali kilkadziesiąt spektakli. W tym oklaskiwane w Gdańsku "Mniszki". Kilka lat wcześniej furorę zrobili z "Krzesłami" i "Silniejszą" w Paryżu.

- Zosia to absolutny talent - mówi aktor. - Wie, że teatr to misja i świętość. Jest pracowita, skromna i niepazerna na pieniądze. Mogła grać za darmo, robiła scenografię i współreżyserowała nie oczekując zysku. No i jeszcze jej nadzwyczajna uroda! Jest najlepszą polską aktorką.

Zawsze, po tylu latach Zosia przynosi do garderoby czekoladki. Wciąż ma nadzieję, że odnajdzie smak tych, które tata dawał kiedyś córkom przed każdym spektaklem. Przynosiły szczęście.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji