Artykuły

Niewina jest wspólna

"Całopalenie" w reż. Igi Gańcarczyk w Teatrze Nowym w Krakowie. Pisze Łukasz Maciejewski w Teatrze.

W wypadku samochodowym ginie dziecko. W "Całopaleniu" Dei Loher w reżyserii Igi Gańczarczyk stajemy bezradni wobec tej tragedii.

Aktorzy patrzą widzom prosto w oczy, frontalnie. Nie ma ucieczki przed takim spojrzeniem. Zresztą po co uciekać. I niby gdzie. Klamka zapadła, chłopiec zginął, chłopca nie ma - co w zamian? Pustka.

Przypadek Edgara

Dea Loher napisała kolejny mocny, intrygujący tekst (krakowski spektakl był jego prapremierą): dramat, który wpisuje się w styl dotychczasowych prac autorki "Niewiny", afe równolegle jest swoistym teatralnym papierkiem lakmusowym odbijającym kondycję człowieka kryzysu, dla którego Musilowski szlagwort "ohne Eigenschaften" pozostaje jedynie sentymentalnym westchnieniem. Zgubiliśmy nie tylko właściwości. Nie znamy początku, środka ani finału. Nie znamy siebie.

W społeczeństwie kryzysu tylko tragedia nie spowszedniała. Tragedia wciąż dotyka osobiście. Uczestnicy dramatu z "Całopalenia" tkwią bezradni wobec zaradności złego losu. Są ludźmi w kryzysie: ekonomicznym i mentalnym. Splajtowało im życie, zbankrutowały wspomnienia. A jednak stają przed nami odważnie, nie boją się spojrzeń, błyszczą im oczy. Co chcieliby nam przekazać?

Rabę Kruk jest trochę podobny do czarnego ptaszyska. Ma ciemne włosy i ostre rysy twarzy. Jest inny, nie pasuje: uparcie milczy, nie ględzi; boi się patrzeć prosto w oczy, jak tamci. Niedawno zobaczył śmierć ośmioletniego Edgara. Niby nie był temu winien, tylko się przyglądał. Ale przecież wszystko widział, zapamiętał, przyniósł pecha.

Rabe, ten młody i przystojny chłopak, który oprócz przypadkowej śmierci dziecka widział juz wiele podobnych zgonów - był na wojnie, miał depresję, był w dupie: czuje teraz, że śmierć chłopca nie była żadnym zbiegiem okoliczności. To wszystko jednak jego wina. Dlatego musi przejąć kryzys mieszkańców dzielnicy, miasta i świata. Ofiarować się dla nich, zniknąć. Całopalenie.

Złe myśli ma również Edna - policjantka z pamięcią zetlałych marzeń: że będzie drugim Columbo, albo chociaż zdeprawowanym aniołem nad Berlinem z filmu Wendersa. Jest nikim. Nie wie nawet, czy czuje się do końca kobietą, czy jednak trochę mężczyzną. Jeszcze z tym walczy, ale coraz mniej, coraz ciszej, słabiej. Edna nie była winna śmierci dziecka, ale przecież to ona ścigała kierowcę, który wydawał się jej terrorystą, to ona potrąciła ośmiolatka. Ona...

Zuzanna i Ludwik, rodzice dziecka. Róza-Maria, babcia. Dom, w którym zamieszkała śmierć. Dom bez dziecka. Babcia ma trochę lepiej, demencja pracuje na jej korzyść. Nadal kupuje dla wnuczka gry zręcznościowe, ale bawi się sama. Taka chudziutka, taka biedna, płacze w kącie. Ludwik odrzuca klęskę, boi się wspomnień; Zuzanna przywołuje na pomoc własne ciało, woła Rabego Kruka, szybko zdejmuje majtki.

Kto jeszcze na nas patrzy? Piotrek- przyjaciel Olafa, kierowcy samochodu, który potrącił chłopca. Szuka bez sukcesu pracy, wędruje z psem, śpi w brudnym śpiworze i śni w tym śpiworze wyłącznie o Olafie, chociaż nigdy w życiu się do tego nie przyzna. Nie w tej dzielnicy, nie przy chłopakach. Jest wreszcie Karolina - to do niej należał samochód, którym jechał Olaf ścigany przez Ednę - co widział Rabe. Nie była winna śmierci dziecka, ale jest winna. Bo nie ma jednej piersi, miała chemioterapię, gzi się z ojcem zmarłego ośmiolatka, wywalili ją ze szkoły, jest wybrakowanym towarem. Niewina jest wspólna.

W domach z tektury

"Ludzie używają wspomnień jako paliwa do życia" - pisał Murakami w "Po zmierzchu". W "Całopaleniu" Dei Loher paliwem są wspomnienia wynikające z własnej lub z wmówionej winy. Wielki filozof, Karl Jaspers, podjął się sklasyfikowania różnych odmian winy i odczuwanej z jej powodu skruchy. Wymienił w tym kontekście m.in. winę moralną, którą odczuwamy (a przynajmniej powinniśmy odczuwać) wówczas, kiedy naprawdę zadaliśmy komuś cierpienie, sprawiliśmy ból. Jest jednak również alternatywny rodzaj winy, który Jaspers określa jako skruchę metafizyczną. To nie my bezpośrednio zadaliśmy cios, nie byliśmy w stanie zapobiec klęsce, a jednak, nawet wbrew logice, czujemy się winni. Za holokaust, za rzeź zwierząt, oraz za śmierć pewnego ośmioletniego chłopczyka. Kto podaruje nam rozgrzeszenie?

Dla efektownego, erudycyjnego krytycznego popisu mógłbym przywołać kilka dalszych filozoficznych wykładni, które tłumaczyłyby zachowania bohaterów sztuki Loher wobec dramatycznego, bolesnego doświadczenia. Dlaczego wszystkie te zachowania wydają się nam alogiczne i przekorne, dlaczego ludzie Wobec dramatu śmieją się, zamiast płakać; rozstają - zamiast łączyć w bólu, itd. Wydaje się jednak, że w "Całopaleniu" najważniejsze jest to, co umyka

klarownej nadbudowie interpretacyjnej i nie wynika wcale z filozoficznego czy teatrologicznego kontekstu, jest za to emanacją pierwszego, intuicyjnego "gestu" widza. Takim "gestem" może być sprzeciw, ale także empatia, ból, niemoc i strach, że kryzys bohaterów nas także dopadnie. Być może już tutaj jest, gdzieś - blisko.

Teatr, nie tylko niemiecki, lubi mozaikową strukturę. Losy ludzkie wikłają się ze sobą, przenikają, mizdrzą wobec alternatywnych kolein (losu). Oto my w wydaniu oficjalnym: syci, uśmiechnięci, całkiem zadowoleni. Garnitury wprawdzie z sezonowych wyprzedaży, ale za to buty skórzane; uśmiech trochę cyniczny, ale szminka prima sort. Przypadek Klary (Edgara) to bardzo ludzki przypadek.

Również w "Całopaleniu" Loher galeria scenicznych osobowości nie wygląda wcale osobliwie. Oglądając fotosy z przedstawienia, można wręcz podejrzewać, że zapowiada się jakieś miłe, urocze farsidło. To jednak zmyłka. Na początku bohaterowie wydają się żałosni, godni politowania. Sprawiają wrażenie parodystycznie przerysowanych karykatur, każdy ze swoim charakterystycznym tikiem, manią, machinalnie powtarzanym powiedzonkiem.

Aż w pewnym momencie orientujemy się, że spod tego gejzeru parodystycznych min i tików - wyłania się prawda. Najzwyczaj-niejsza prawda o ludziach.

Gańczarczyk ze scenografem, Robertem Rumasem, w ten sposób zaadaptowała niewdzięczną, bardzo kameralną przestrzeń sceny Nowego, że nie bardzo wiadomo, czy jesteśmy tylko w kiepskiej, czy już w zgoła fatalnej dzielnicy. To jeszcze Bieżanów, czy już Nowa Huta; Bródno czy Praga, itd. Na scenie jest niemal pusto, gdzieniegdzie tylko stoją jakieś wyblakłe geometryczne figury z tektury, nieładne wielościany, a snop światła punktowo oświetla twarze. Oświetla, ale ich nie ociepla. W domach z betonu (z tektury) nie ma wolnej miłości. Żadnej miłości. Kto jest winien tego letargu? Śmierć chłopca czy deficyt marzeń? Pozaciągane bez sensu kredyty czy życie na kredyt: w obliczu śmiertelnej choroby jednej z bohaterek? W ujęciu Dei Loher tego typu retoryczne pytania nie mają kresu. W gruncie rzeczy są najważniejsze.

Kobiety na skraju zatamania

Ten dojrzały, sprawnie opowiedzialny spektakl jest kolejnym dowodem na to,

że młody polski teatr jest dzisiaj przede wszystkim kobietą. Wysocka, Kleczewska, Olsten, Pęcikiewicz, Pietrowiak, Smolar, Sołtysik, Duda-Gracz, Strzępka... Gańczarczyk jest w tym samym teamie. Na starcie potrafi zaskakująco wiele. Zwodniczy, karkołomny i dosyć nieprzyjemny tekst Loher - z której "Przypadkiem Klary", jak pamiętamy, nie poradził sobie nawet Krystian Lupa - został przez młodą reżyserkę przetłumaczony na język poezji bezwiednej. Defekty, amputowane piersi, plaster na kolanie, odciski po za ciasnych butach, wskazują, że - niestety - nie jesteśmy towarem pełnowartościowym, nie o nas piszą piosenki, nie dla nas zaśpiewa Edzia Górniak, a jednak na wspólnym, udręczonym śmietniku co jakiś czas wykwita nieoczekiwany chwast zrozumienia, sympatii i miłości. W "Całopaleniu" młodej reżyserce udało się pokazać te współzależności z niezwykłą delikatnością. Zderzenie brudu życia z szlachetnością ofiary i z sensem cierpienia zyskało nadwyżkę uniwersalnej prawdy.

Siłą tego przedstawienia są także aktorzy. Ewa Kolasińska w miniaturowej roli starej kobiety, przywalonej miriadami zapomnianych słów, twarzy i gestów, daje jedną z najdojrzalszych kreacji w ostatnich latach. Świetna jest także Marta Ojrzyńska, która jako Karolina, eksnauczydelka i ekswłaścicielka piersi, kolejny raz ujawnia ten rodzaj scenicznego rozwibrowania, który pozwala jej płynnie uwiarygodniać skrajności - zadziorność "popu" i bezbronność "kultury". "Całopalenie" to także, co stało się od jakiegoś czasu chwalebną tradycją Teatru Nowego na Gazowej, zbiorowy debiut młodych aktorskich twarzy, spośród których odkryciem jest na pewno Tomasz Nosiński (Rabę Kruk). Autystyczny, niepojęty, intrygujący.

Największą niespodzianką była dla mnie jednak rola Iwony Budner. Grając Ednę, policjantkę po przejściach, Budner przywołuje echa wszystkich proustowskich neu-rotyczek ze spektakli Lupy, głównie po to, zęby z pełną premedytacją je spostponować. Z fizycznością nie ma sensu walczyć. Budner wygląda dzisiaj zupełnie inaczej, niż kiedy grała w kanonicznych przedstawieniach Lupy. Nie jest już dziewczęca. Klarysa ze "Szkiców z Człowieka bez właściwości"", Abellone z "Maltego", Ilona z "Lunatyków" nosi policyjny mundur i ciemne okulary. Mole dawno temu zżarły jej zwiewne tiulowe suknie - a jednak Budner, znakomicie prowadzona przez reżyserkę, nie pozwala zapomnieć o swoim utrwalonym scenicznym wizażu: wchodzi w konflikt z własnym aktorskim obrazem, żeby w ramach tego starcia zbudować nowy, w pełni świadomy portret. Budner w "Całopaleniu" jest kobietą z kina Pedra Almodóvara: na granicy nerwowego załamania, ale z uśmiechem - być może szyderczym, okrutnym, autoironicznym.

W finale wszyscy tańczą. Żywi i martwi, chorzy i zdrowi. Na maleńkiej scenie Teatru Nowego robi się naprawdę tłoczno. Konfetti, głośna muza, uśmiechy. Ale znowu: kolory są raczej brzydkie, muzyka jednak tandetna, a uśmiechy cokolwiek wymuszone. Oczyszczenie było zwodnicze. Jak w pięknym filmie "Magnolia" Paula ThomasaAndersona - z nieba zamiast deszczu na ludzi spadają ropuchy. Nie pierwszy raz trzeba będzie przełknąć tę żabę. Przetrwać kolejny dzień, miesiąc, rok, dekadę. Aż do finału. Prawdziwy kryzys dopiero się zaczyna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji