Artykuły

Sen i śmierć

Płótna Velazqueza i Zurbarana ilustrują dwa główne nurty dramaturgii Calderona: nurt dworski i religijny, teatr w służbie monarchii i Kościoła. Przedstawienie "Życie jest snem" w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego bliższe jest atmosferze obrazów Zurbarana. Jest właś­ciwie spektaklem o śmierci, o jej nieuniknio­nym następstwie. Po obu stronach sceny, z przodu, fragmenty dwóch pomieszczeń. Pra­cownia astronoma i dworska komnata, usta­wione jak martwe natury. Jedna z klepsydrą i zwierzęcą czaszką, druga z porozrzucanymi owocami i muzycznym instrumentem. Rodzaj vanitates charakterystycznych dla XVII-wiecznego malarstwa. Między nimi toczy się akcja dramatu, spektakl życia, złudy zamknięty apo­teozą śmierci. Na stojącą w głębi sceny cegla­ną bramę opada czarny baldachim, z dwoma ludzkimi szkieletami, obejmującymi globus zie­mi. Śmierć rozpoczyna władanie nad światem. Pod łukiem, z drugiej strony, pochylona postać w kapturze, na ziemi ciała zabitych, przed bra­mą postaci dramatu. Ten obraz zamykający łódzkie przedstawienie decyduje o znaczeniu całej inscenizacji. Segismundo nie odnosi tryumfu, zdobyta władza nie cieszy. Jedyne co zyskuje, to świadomość samego siebie, świadomość znikomości ludzkiego życia. Pewność śmierci, która jest wyjściem ze snu. Postaci w spektaklu Zawodzińskiego ukazane są na ogół w półcieniu, jak na obrazach hisz­pańskich mistrzów. Jedyne co niszczy plastyczny kształt przedstawienia - dzieło Zawo­dzińskiego i Zuzanny Korwin - to nadmierna ilość barw, brak zdecydowanej tonacji. Doty­czy to głównie kostiumów, zbyt fantastycz­nych.

"Życie jest snem" rozgrywa się jednocześnie na trzech poziomach. To dramat filozoficzny, ro­dzinny i dramat władzy. U Zawodzińskiego czy­telne jest tylko filozoficzne, najważniejsze prze­słanie tekstu. Basilio (Andrzej Głoskowski) i Clotaldo (Ireneusz Kaskiewicz) rozmawiają ze swoimi dziećmi, tak jakby zwracali się do osób trzecich. Decydują o ich życiu bez odrobiny prawdziwej emocji. Jedynie Segismundo (Da­riusz Siatkowski) grany jest z pasją, czasami posuniętą za daleko. Namiętności można wy­razić w różny sposób, nie trzeba nerwowo po­ruszać się po scenie, symulując erotyczne roz­kosze. Dobrze i, co najważniejsze, prawdziwie brzmią słowa księcia, że "życie jest snem, tylko snem i ten, kto żyje, śpi i śni siebie, pokąd nie prześni siebie". Segismundo jest u Calderona szlachetny, ale przy tym bezwzględny w walce o władzę. Oddaje Rosaurę (Hanna Bieluszko) Astolfowi (Bronisław Wrocławski), skazuje na więzienie przywódcę buntu, który wyniósł go na tron. W przedstawieniu Zawodzińskiego brak jest napięcia między naturalnością księ­cia a jego rozważnym, choć momentami bruta­lnym, zachowaniem. Trudno wówczas odpo­wiedzieć, dlaczego tak łatwo rezygnuje z uko­chanej kobiety, przyjmuje istniejące konwen­cje.

Mariusz Saniternik gra w spektaklu błazna. Kpi z poglądów innych, urąga powadze śmierci. Jest śmieszny i tragiczny zarazem. Za tę odwa­gę trzeba zapłacić. Błazen umiera, trafiony przypadkową kulą. Ginie w absurdalny spo­sób. Jako pierwszy przechodzi bramę dzielącą dwa światy: świat życia i świat po drugiej stro­nie. Pozostali zastygają w oczekiwaniu. Wizja śmierci rozpoczyna i kończy przedstawienie Zawodzińskiego. Jest rodzajem ramy, w której poruszają się postaci dramatu. Zycie jest snem, który kiedyś się skończy i właśnie śmierć jest momentem przebudzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji