Artykuły

Inscenizacja bez wymyku

"Opowieści o zwyczajnym szaleństwie " w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Powszechnym w Łodzi ocenia Leszek Karczewski.

Waldemar Śmigasiewicz szukał w tekście Zelenki prawdopodobieństwa. I znalazł - ale jakim kosztem...

Otworzyć "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" kluczem obyczajowym - to oglądać nudę i marazm. Oddać je środkami realistycznymi - to zająć widzom naprawdę sporo czasu. By "walc samotnych" - Piotra (Marek Bogucki) i jego sąsiadów - mógł toczyć się we właściwym sobie rytmie: polegiwanie w łóżku, rozmowa telefoniczna, kłótnia, polegiwanie, rozmowa... Gorzej, że wówczas spółkowanie z odkurzaczem, z umywalką, z manekinem, pod przynoszącym rozkosz wzrokiem obserwatora, staje się przede wszystkim dewiacją, a nie znakiem alienacji. Tekst Zelenki wiele na tym traci. A jego filmowa narracja, rozbijająca wątki na mikroscenki, nie ma teatrowi wiele do zaoferowania. Już jego dramatyczność jest wątpliwa.

Wewnątrz tego dyskusyjnego zamysłu Waldemara Śmigasiewicza migoczą jednak świetne pomysły. Choćby parodia chwytu charakteryzowania postaci przez otoczenie. Jesteśmy w Czechach - więc wszyscy bohaterowie uparcie popijają piwo (z pustych butelek). W pewnym momencie mozół piwoszy zostaje sprytnie przełamany przez picie wody mineralnej. Satysfakcjonuje także funkcjonalna scenografia Macieja Preyera: rząd wyznaczonych przez metalowe pręty pokoików-klatek, bez ścian. Dzieli ona postacie, umieszczając je w kolejnych, precyzyjnie wydzielanych światłem celach, umeblowanych kanapą, pojedynczym fotelem albo telewizorem. Żeby odwiedzić sąsiadów, trzeba otworzyć pustą ramę drzwi, przejść korytarzem między nieistniejącymi ścianami i wejść kolejnymi pustymi drzwiami.

Podobnie nierówne jest aktorstwo. Ewa Tucholska jako Alicja - ta, która musi być obserwowana podczas stosunku - gra co prawda stylowo, ale nie w tym stylu (realistycznym). Jej zbudowana z zewnętrznych, rzekomo komicznych tików postać sytuuje tę grę raczej w złym stylu. A wystarczyło przyjrzeć się Grzegorzowi Pawlakowi, jej scenicznemu partnerowi: wystudiowany "luzik" muzycznego partacza Jerzego nie wystarcza, by ukryć nerwicę - drgająca nóżka zapowiada decyzję podpalenia hotelu.

Najciekawszą kreację stworzył Jan Wojciech Poradowski jako nieporadny ojciec głównego bohatera, z którym równie mechanicznie wita się, jak żegna. Świetny w scenie wspólnego palenia skręta z Sylwią, artystką dłubiącą w glinie jego portret - trzęsie się ze śmiechu nad tym, że ma al-zheimera. I udaje mu się wymknąć realistycznej motywacji tej sceny. Takiego wymyku potrzebuje cała inscenizacja "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji