Artykuły

W pułapce Schwaba

Zmarły przedwcześnie Werner Schwab, bohater ostatniej premiery uniwersyteckiej w Teatrze im. Wilama Horzycy (12 IV), to autor tekstów dość drastycznych, epatujących przemocą, często obscenicznych i wulgarnych, a w ostatnich latach niezwykle popularnych oraz teatralnie atrakcyjnych; można tak wnioskować po liczbie inscenizacji jego utworów, których w Europie Zachodniej w samym tylko 1993 r. było aż siedemdziesiąt.

Należy tu jednak wskazać, podpierając się lekturą szeregu recenzji i omówień, że w znacznej części teatralnych realizacji utworów austriackiego pisarza nie dostrzega sic bogatej podbudowy intelektualnej, kontekstu literacko-filozoficznego tej dramaturgii, ograniczając Schwaba do kolejnego skandalisty bazującego na okrucieństwach pozbawionych głębszego sensu, wyrażanych poprzez opisywanie różnego rodzaju aktów przemocy i konstytuujących się na poziomie języka - brutalnego, dosadnego. W takim też tonie, niestety, swą bytność na polskiej scenie rozpoczęły "Prezydentki", kiedy to e 1997 r. e Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie reżyser Tomasz Dutkiewicz dostrzegł w sztuce Schwaba jedynie satyrę na mieszczaństwo, tworząc plaska prowokację, epatującą nienawiścią i pogardą dla "gównianego" świata. Utwory Schwaba stanowią zatem swego rodzaju pułapkę inscenizacyjna, w która bardzo łatwo wpaść, jeśli ich teatralne odczytanie pozostaje na poziomie tego. co najwyrazistsze - brutalizmu i obrzydliwości, a co stanowi jedynie powierzchnię tych dramatów.

Krzysztof Rau, reżyser "Prezydentek" wystawianych w Teatrze im. W. Horzycy - jak deklarował na spotkaniu po spektaklu - w swojej inscenizacji próbował wyjść poza rodzajowość, ku metafizyce. Jest to chyba najdalej posunięta w tym kierunku realizacja sceniczna dramatu Austriaka, pamiętając oczywiście takie przedstawienia, jak: krakowskie Grzegorza Wiśniewskiego z 1999 r.. koncentrujące się na uwypukleniu zacierania się granic między tym co realne, a marzeniami bohaterek (istotną rolę miała w tej koncepcji scenografia); oraz niezapomniany spektakl Krystiana Lupy (również z 1999 r.) z Wrocławia, w którym to akcent pada, powołując się tu na słowa samego reżysera, na wydobycie rytualności tkwiącej w języku, mającej zbliżać do transcendencji. Istota toruńskiego przedstawienia zawiera się już w samej scenografii autorstwa Marka Brauna. Rau nie umieszcza swych "Prezydentek" w małej, wypełnionej aż po sufit rupieciami (zdjęcia, pamiątki, dewocjonalia, naczynia) kuchni, jak sugerują didaskalia tekstu Schwaba. Scenografia w Horzycy jest plastyczną, wyraźną aluzja do Ostatniej wieczerzy Leonarda da Vinci. Greta, Erna i Maryjka pojawiają się jak gdyby po Ostatniej Wieczerzy, po której zaczynają sprzątać: zbierać naczynia ze stołu, ustawiać krzesła. Innym elementem scenografii jest oddzielająca scenę od widowni, nadająca nowych znaczeń w perspektywie odbioru czarna rama sceniczna, wypełniona siatką. To bowiem, co dzieje się w tej symbolicznej przestrzeni, ma być równie symbolicznym, "namalowanym" przez Raua obrazem współczesnej Ostatniej Wieczerzy, wysnutej z fantazji i marzeń "uroczystości", po której dokonuje się ofiara. Czy nie jest to jednak pójście o krok za daleko? Jakie jest bowiem podobieństwo między niewinnym aktem poświęcenia Chrystusa - wino rozlane na stole sprzątanym przez kobiety na początku spektaklu, a śmiercią Maryjki, której krew zostaje przelana tui tym samym siole w zakończeniu? Czy zastosowanie tej analogii nie jest przypisaniem dodatkowych, niepotrzebnych znaczeń i wartości opisanej przez Schwaba zbrodni?

Przedstawienie można podzielić na trzy części, każda utrzymana jest w innej konwencji. Największą pułapkę rodzajowości stwarza począiek dramatu Schwaba. Rau wymyka się jej poprzez odrzucenie w grze aktorskiej realistyczności. fotograficzności w odtwarzaniu gestów . W przeciwieństwie do Lupy, który rozwiązanie upatrywał w zastosowaniu poetyki śniącego ciała, reżyser spektaklu w "Horzycy" skłania się do prowadzenia aktora w rytmie przerysowania, nienaturalności, a nawet karykatury. Na uwagę zasługuje tu zaskakująca kreacja Kariny Krzywickiej (Erna), epatującej fizycznym zdeformowaniem: przygarbienie, kuśtykanie, charakterystyczne zaciskanie dłoni: intonującej mocno obniżonym głosem, którym gra na forte. Druga część spektaklu utrzymana jest w poetyce z pogranicza snu i jawy. Każda z aktorek nadaje wypowiedziom swej postaci inny rytm i tempo, łączy je jednak ta sama gra wzrokiem - spojrzenia wybiegającego poza scenę, która stanowi dominantę tej odsłony, bowiem stwarza nową, istniejącą jedynie w świadomości "Prezydentek" przestrzeń sceniczna, budowaną przez trzy niezależne historie o tej samej "uroczystości". Wrażenie to jest wspomagane gra świateł. Bohaterki nie czekają na zakończenie opowieści poprzedniczki, przepychają się ze swoimi marzeniami, w końcu Erna i Greta (Anna Romanowicz-Kozanecka) odbierają głos Maryjce (Maria Kierzkowskai. Jednak to do niej należy najbardziej drastyczna i poruszająca, można by nawet konkludować, że "oczyszczająca", ostatnia część sztuki. Fenomenalny artystycznie finisz Kierzkowskiej podkreślają w zmagające nastrój muzyka i oświetlenie. To ona demaskuje fantazje, urastające do rangi rytuału, które stały się bardziej rzeczywiste niż realnie istniejące międzyludzkie relacje, i inicjuje akt okrucieństwa. Wdrapując się w ogromnym napięciu na stół. stara się dorosnąć jak gdyby do rangi jednej ze świętych męczennic: ..Wyniesiona ponad wszystko stoi Maryjka z jaśniejącym łonem. A ludzki stolec na jej ciele przemienia się w złoty pył." Śmierć Maryjki nie ma jednak nic wspólnego z męczeństwem, z niewinną ofiarą, jak zdaje się sugerować Rau. Odgrywana przez Kierzkowską postać nie pozostaje przecież bez winy, w napadzie agresji niszczy marzenia swych koleżanek. I nawet jeśli znaleźlibyśmy usprawiedliwienie dla jej zachowania, to cały czas pozostaje pytanie: w imię czego ta "ofiara"'.

Spektakl Krzysztofa Raua to przedstawienie z pomysłem, ze znakomitą obsadą aktorską, to Schwab, który nie obrzydza, a wzrusza, porusza. Reżyser oczarowuje nas na długi czas i pytania, które postawiłam powyżej, pojawiają się dopiero w momencie próby zwerbalizowania istoty metafizyczności tej sztuki teatralnej. Rau na pewno nie wpada w pułapkę Schwaba. w której znaleźli się ci, którzy ograniczali swe inscenizacje do płaskiego brutalizmu. Jednak w jego przypadku pojawia się pytanie: czy w pułapce Schwaba nie tkwi również ten, kto skrajną obsceniczność zastępuje skrajną metafizyka?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji