Michaił Bułhakow Witkacym podszyty
"Mistrz i Małgorzata" w reż. Piotra Dąbrowskiego w Teatrze im. Węgierki w Białymstoku. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.
Spektakl przykuwający uwagę, chwilami wręcz magiczny, ale pozostawiający uczucie niedosytu. Tak najkrócej można określić najnowszą inscenizację "Mistrza i Małgorzaty" przygotowaną w Teatrze im. Węgierki w Białymstoku.
Dla reżysera Piotra Dąbrowskiego jest to trzecie spotkanie z powieścią Bułhakowa. W 1979 roku wystąpił on w polskiej prapremierze utworu, zrealizowanej przez Andrzeja Marię Marczewskiego. Przed pięciu laty przygotował własną inscenizację na scenie w Zakopanem. Teraz powrócił do "Mistrza i Małgorzaty" jako dyrektor i reżyser teatru w Białymstoku.
W nowej wersji, znacznie ciekawszej od zakopiańskiej, można znaleźć wiele interesujących i pięknie poprowadzonych scen oraz sporo niekonsekwencji. Dąbrowski nie zdecydował się na ułożenie logicznej całości dramaturgicznej z wybranych fragmentów powieści, lecz postanowił przedstawić chronologicznie i po bożemu wiele jej wątków, co osłabiło ogólną wymowę przedstawienia.
Dobrym pomysłem było przeniesienie akcji do współczesności, niewolnej przecież, tak jak czasy Bułhakowa, od korupcji, ale i poszukiwań prawdziwych wartości. Dlaczego jednak dzisiejsi literaci, ubrani jak najbardziej trendy, czytają pożółkłą "Prawdę"? We współczesności rozgrywają się też sceny w domu wariatów, choć za dużo jest w nich z klimatu Witkacego, a znacznie mniej z Bułhakowa.
W skupieniu słucha się rozmowy z odwróconym plecami do widowni Joshuą Ha Nocrim (świetny Marcin Bartnikowski) o potrzebie Dobra, choć Poncjusz Piłat (w tej roli reżyser Piotr Dąbrowski, specjalista od ról charakterystycznych, obsadził niestety siebie) nie ma nic z filozofa i męża stanu. Tadeusz So-kołowski nie wiedzieć czemu wymyślił sobie, że Woland mówi głosem... Piotra Fronczewskiego i podkreśla to odpowiednią intonacją każdego zdania. To także nadaje tej postaci wymiar witkacowski.
Siłą czterogodzinnego spektaklu jest przede wszystkim wątek tytułowych bohaterów, czyli opowieść o sile miłości i nadziei. Pięknie poprowadzona została zwłaszcza postać Małgorzaty Dorota Radomska zagrała kobietę kruchą i delikatną, której wiara w miłość daje siłę i sprawia, że zdolna jest do największych poświęceń.
W pamięci zostają końcowe sceny, kiedy Małgorzata czyta Mistrzowi jego powieść. Nastrój buduje muzyka Michała Lorenca i cytaty m.in. z Czajkowskiego oraz światło reżyserowane przez znakomitego operatora Wiesława Zdorta.