Artykuły

Trzy drogi do reformy kultury

Nie tylko Polska ma problemy z reformą instytucji kultury i sztuki. Świadczą o tym przykłady z Czech, Francji i Niemiec. Jak dotąd nikt nie znalazł idealnej recepty na efektywne finansowanie kultury - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Bierność, uzależnienie od publicznych dotacji i złe zarządzanie były, podobnie jak w Polsce, zmorą czeskich instytucji kultury. Dlatego władze Pragi już w 2002 roku sformułowały plan reformy teatrów miejskich, który w ogólnych zarysach przypominał obecne propozycje prof. Jerzego Hausnera. Czechy: reforma i protesty. Czeski plan przewidywał zrównanie dostępu do publicznych dotacji dla podmiotów prywatnych i publicznych, przekształcenie teatrów miejskich w spółki lub oddanie ich w zarząd organizacjom pozarządowym, a także współprowadzenie niektórych scen razem z prywatnymi przedsiębiorcami. Działalność teatrów miała być finansowana z czteroletnich grantów przyznawanych zarówno instytucjom prywatnym, jak i publicznym. Pierwsze zmiany przyniosły pozytywne efekty, teatry dostały większą swobodę w decydowaniu, na co wydają środki z publicznych grantów. Zyskały sceny niezależne, na które miasto przeznaczyło 20 proc. wszystkich środków na teatry. Swój status zmieniły znane praskie sceny - Teatr Semafor został przekształcony w spółkę, której właścicielem został jego założyciel Ji ~ Suchy. Miasto przekazało spółce budynek jako darowiznę. Spółką został także Teatr Komedie, a słynny Einohern~ Klub (Klub Dramatyczny), gdzie w 1989 roku podczas aksamitnej rewolucji powstało Forum Obywatelskie (OF), stał się organizacją pożytku publicznego.

Konflikt wybuchł jednak w 2008 roku, kiedy prawicowe władze miejskie zaproponowały uzależnienie wysokości dotacji od liczby widzów. System preferował teatry musicalowe i lalkowe, odwiedzane przez turystów, kosztem artystycznych i eksperymentalnych. Jednocześnie zmniejszono środki na wieloletnie granty. Przed wieloma znanymi teatrami stanęło widmo likwidacji. Semafor, który przetrwał próbę likwidacji w 1968 roku i katastrofalną powódź w roku 2002, ogłosił upadłość. Premierę najnowszej sztuki Havla "Odejścia" w Teatrze Archa sfinansowali w całości prywatni sponsorzy. Na liście zagrożonych scen znalazły się także Teatr Na zábradl~, z którym związani byli Vaclav Havel i Jan Grossman, Dejvické Divadlo, w którym debiutował Petr Zelenka, i Teatr Braci Formanów, a także festiwale - Tanec Praha, Prague Fringe Festival, Festiwal Filmu Europejskiego.

Przeciwko planom władz artyści i widzowie demonstrowali pod praskim ratuszem, w prasie ukazał się list protestacyjny, pod którym podpisało się kilkanaście tysięcy osób. Pod naciskiem opinii publicznej władze wycofały się z pomysłów komercjalizacji.

Francja: przywileje i strajki

Do niedawna wydawało się, że Francja ma najlepszy w Europie system finansowania kultury. To zasługa André Malraux, pisarza i eseisty, a zarazem pierwszego ministra kultury w rządzie francuskim (1959-68), który wspieranie kultury i sztuki uczynił jednym z głównych zadań państwa. System centralnego finansowania i zarządzania instytucjami oparty na regionalnych dyrekcjach do spraw kultury miał uniezależnić twórczość od presji rynku. Teatry, galerie, filharmonie, muzea finansowane przez państwo i władze lokalne miały nie tylko produkować spektakle, koncerty i wystawy, ale przede wszystkim podnosić świadomość kulturalną w społeczeństwie.

Państwowy mecenat przyczynił się do zbudowania wysokiej pozycji francuskiej sztuki, zwłaszcza teatru. Nie przypadkiem Peter Brook, jeden z najwybitniejszych reżyserów teatralnych na świecie, przeniósł się w latach 70. z Londynu do Paryża i założył własną kompanię w Teatrze Bouffes du Nord. Narodowe teatry francuskie nawiązały współpracę z europejskimi scenami (paryski Théâtre National de Chaillot współprodukował najnowszą premierę Krzysztofa Warlikowskiego "(A)Pollonia").

Rysy na idealnym wizerunku pojawiły się w 2003 roku, kiedy rząd podjął próbę ograniczenia przywilejów aktorów i pracowników technicznych, którzy po przepracowaniu określonej liczby godzin w sezonie (obecnie 507 w ciągu 10 miesięcy) mają prawo do zasiłku przez następny rok. Pracownicy zastrajkowali, doprowadzając do odwołania festiwalu teatralnego w Awinionie. Rząd jednak postawił na swoim i skrócił okres pobierania zasiłku do ośmiu miesięcy.

Francuski system utrudnia pracę teatrów. - Wymóg przepracowania określonej liczby godzin w krótkim czasie zmusza ludzi do nieustannego poszukiwania nowych projektów, bo praca przy jednym spektaklu to za mało, by osiągnąć wyznaczony pułap. W efekcie przedstawienia szybko schodzą z afisza. Trudno jest także wznowić je w następnym sezonie, bo po skończonym cyklu pokazów aktorzy rozjeżdżają się do innych zajęć - mówi Magdalena Marek, niezależna producentka teatralna mieszkająca we Francji.

W Polsce dzięki istnieniu stałych zespołów spektakle grane są po pięć i więcej lat, w związku z czym mogą dojrzewać i się rozwijać. Dlatego zdaniem Magdaleny Marek takim powodzeniem cieszą się we Francji dopracowane spektakle Krzysztofa Warlikowskiego czy Krystiana Lupy. We francuskich warunkach takie przedstawienia by nie powstały.

Niemcy: wolność i reguły

Kultura i sztuka w Niemczech są niezależne od nacisków politycznych, a zarazem suto finansowane z podatków. Pozwala to niemieckiemu teatrowi na krytykę burżuazji i elit politycznych za pieniądze publiczne. Niedawno w hamburskim Deutsches Schauspielhaus reżyser Volker Lösch wystawił sztukę Petera Weissa "Marat/Sade", do której zaangażował bezrobotnych w charakterze chóru. Przerywali oni akcję opowieściami o swych prawdziwych doświadczeniach, a w finale odczytali ze sceny listę 30 najbogatszych mieszkańców tego handlowego miasta wraz z opisem ich majątku. Odpowiedzialna za kulturę senator Karin von Welck wystosowała list w obronie dobrego imienia milionerów, sama jednak stała się obiektem powszechnej krytyki, kiedy dyrektor Friedrich Schirmer zarzucił jej próbę cenzury.

Gwarancją swobody twórczej jest w Niemczech system zespołowych, stałych teatrów dotowanych z funduszy landów i gmin. Na przełomie lat 60. i 70. dla oszczędności łączono teatry dramatyczne, muzyczne i zespoły baletowe w wielkie kombinaty ze wspólną administracją i zespołem technicznym. Druga fala reform nastąpiła na początku lat 90. w związku ze zjednoczeniem. Z fuzji Deutsche Oper Berlin, Komische Oper i Deutsche Staatsoper powstała Fundacja na rzecz Opery w Berlinie, która pochłania większość z miejskich dotacji na teatr.

Dziś Berlin ma tylko 9 publicznych teatrów (Warszawa - 22) i 18 prywatnych, które mogą starać się o publiczne subwencje. W sumie na teatr w budżecie Berlina zarezerwowane jest ponad 200 mln euro (budżet warszawskich teatrów miejskich to ok. 100 mln zł). W publicznych instytucjach przestrzegane są reguły, które stymulują nieustanny przepływ talentów. Obowiązuje system dwuletnich kontraktów aktorskich i cztero-, pięcioletnich dyrektorskich. Inaczej niż w Polsce, gdzie trzecia z kolei umowa o pracę musi być zawarta na czas nieokreślony, aktor niemiecki dopiero po 15 latach przepracowanych w jednym teatrze może liczyć na stałe zatrudnienie. - Praca aktora w Niemczech to życie na walizkach. Kiedy do teatru przychodzi nowy dyrektor, jest jasne, że zbuduje nowy zespół. To pozwala na stworzenie nowego ducha - mówi reżyserka Grażyna Kania, która pracuje w teatrach niemieckich i polskich.

Minusem niemieckiego systemu jest presja posiadaczy abonamentu, którzy stanowią większość widowni. Co roku teatr musi wyprodukować około 10 premier (w przypadku łączonych scen teatralno-muzycznych nawet 20), by utrzymać ofertę dla publiczności. Spektakle po kilkunastu powtórzeniach często schodzą z afisza, nawet gdy są bardzo dobre. Kania: - Publiczność chce nowości. Widzowie abonamentowi często dyktują, co chcą oglądać, a czego nie. Mają władzę. Masowo zwracane abonamenty mogą kosztować dyrektora stołek, bez względu na to, jak ambitny miał program.

Tak było w Kassel, gdzie publiczność nie zaakceptowała estetyki reżysera Armina Petrasa i doprowadziła do odwołania dyrektora Christopha Nixa, który go zatrudnił. Niekiedy jednak to widzowie bronią dyrektora przed usunięciem, jak w 2002 roku w Zurychu, gdzie publiczność zorganizowała pikiety i demonstracje w obronie Christopha Marthalera, którego rada teatru chciała odwołać przed końcem kontraktu. W rezultacie Marthaler pozostał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji