Artykuły

Taki nawał emocji

Przed Bożym Narodze­niem w teatrach pusto: przerwa świąteczna. Ale w Rozmaitościach trwa gorączkowe ustawianie scenografii do "Burzy", bo premiera już 5 stycznia. Czeka na nią teatral­na Europa.

Naprawdę Europa - bez przesady. Spektakl Warlikowskiego Hebbel Theather do Berlina zaprosił w ciemno. (Na Międzynarodowy Festiwal Teatral­ny w Awinionie pojadą z Rozmaitości "Dybuk" tegoż reżysera i "Relacje Kla­ry" w inscenizacji Krystiana Lupy).

Pokaz fragmentu "Burzy" dla me­diów - kilkunastu dziennikarzy, fo­tografowie, dwie kamery. Rozgar­diasz. Zjawia się Krzysztof Warlikowski z miną cierpiącego artysty.

W czerwonym, znoszonym swetrze zbliża się do widowni:

- Dzień dobry... To będzie tylko jedna scena. W takim świetle dla kamer, a w takim dla fotografów. Proszę.

Nikt nie zdążył o nic zapytać. Ak­torzy pograli 20 minut. Rozmowa Gonzala, Sebastiana, Alonza i Antonia, siedzących w samolotowych fo­telach klasy biznes. Stroje - współ­czesne. Brawurowo zagrana, choć statyczna scena. Pozbawiona kontek­stu, wywołuje dezorientację wśród żurnalistów. Młody dziennikarz krzyczy do organizatorów:

- To teatr Polskiego Radia, a nie scena dla kamery! Jeśli coś takiego chcecie pokazać w telewizji, to proszę więcej po nas nie dzwonić!

Zwija ekipę. Wychodzi. Siadamy przy stole na scenie. Seria pytań "o czym to będzie". Koleżanki z radia proszą reżysera, by powiedział coś o "Burzy" 2002. Adam Ferency opo­wiada o konstrukcji roli. Pojawia się Magdalena Cielecka z Andrzejem Chyrą. Ktoś próbuje porozmawiać:

- Proszę się nie zbliżać, zarażam! - ucina Cielecka. Koniec konferencji.

Rozmawiam z reżyserem na boku. Warlikowski ucieka w gotowe formu­ły: ostatnia sztuka Szekspira, "przefiltrowanie" przez własną wrażliwość, problem pamięci i odpowiedzialności zbiorowej... A co go interesuje w klasy­ce? Ano współczesność; kto inspiruje - niezmiennie Jan Kott. Pytam, jak oce­nia specyficzny sposób czytania klasy­ki przez Jerzego Grzegorzewskiego: - Bez sensu. Widziałem "Sen no­cy letniej" w Narodowym. Rozpacz­liwe szukanie porozumienia z pu­blicznością. Zabolało mnie to przed­stawienie, bo nie widziałem w nim ani cienia pomysłu. Grzegorzewski to intelektualista.

Iwo Vedral, stały asystent Warlikowskiego, opowiada:

- Krzysztof nie lubi takich imprez. Sam wybrał scenę, wiem - mało atrakcyjną, zwłaszcza dla telewizji, ale ważną w spektaklu. Mało dyna­miczna? Krzysztof nie jest reżyserem, on nie umie reżyserować, nie potra­fi np. ustawić sceny... Ważne to, co w środku aktora, emocje, sposób ich przekazania, no coś, co iskrzy w rela­cjach między nimi a widownią - mówi Vedral. Rozmaitości słyną ze znakomite­go marketingu. Efekt? Warlikowski mówi, że w Polsce - poza współpra­cą z Krystyną Meissner - pracuje już tylko w Rozmaitościach (w czerwcu - premiera "Dybuka"). W marcu Kry­stian Lupa wystawi tu najnowszy spektakl. Michał Merczyński, nowy dyrektor naczelny Rozmaitości dy­namicznie wziął się do roboty.

Samopomoc

- Grzesiek Jarzyna postawił przede mną dwa zadania: remont i nowe źródła finansowania. Teatr to droga zabawka. Dlatego zakładamy Funda­cję Przyjaciół Teatru Rozmaitości. Zgromadzi środki na poszczególne premiery - mówi Merczyński.

Pierwszy wkład wyłoży Fundacja Feliksa Łaskiego z Londynu (od lat wspiera najlepsze warszawskie teatry). Toczą się negocjacje z Towarzystwem Ubezpieczeń i Reasekuracji Warta. Są i niemałe wpływy z drogich biletów. Rozmaitości zarabiają także na każ­dym wyjeździe - średnio około 5 proc. wartości kontraktu.

Ułatwieniem są koprodukcje z pol­skimi partnerami (Teatr Polski w Po­znaniu, Teatr Współczesny we Wro­cławiu) i zagranicznymi (berliński Hebbel Theater czy Theorem). Mini­sterstwo Kultury współfinansuje nie­które wyjazdy. Czy nie powinno rów­nież dokładać do spektakli, dzięki którym polski teatr jest wysoko oce­niany na świecie?

- To pytanie nie do mnie... Nam najbardziej zależałoby na ustawie o instytucjach kultury ze szczegól­nym uwzględnieniem, schematu do­tacji: dotacja ubiegłoroczna+inflacja+1 proc. Dobrym pomysłem jest przeznaczanie dochodów z gier licz­bowych na kulturę. Ale tu piłka jest po stronie ministra Dąbrowskiego - uważa Merczyński.

Nad projektem remontu pracuje prof. Jerzy Gurawski - współpracow­nik Jerzego Grotowskiego. Radzi tak­że kierownik techniczny Festiwalu w Awinionie Cyryl Givort.

- Stale szukamy mecenasów. Na sto prób jedna przynosi efekt. Po­tem liczy się umiejętność negocja­cji i dotrzymywanie umów. Kiedyś w Szkocji zgromadzono duże pienią­dze od 10 sponsorów - w zamian za obietnicę kolacji z królową brytyj­ską. Ale królowa odwołała przyjazd, co groziło klęską projektu. Urucho­miono potężne lobby i udało się! Elżbieta II się zjawiła! - opowiada Merczyński.

- A może Rozmaitości mogłyby zaoferować kolację w towarzystwie Magdaleny Cieleckiej?

- No nie, nie uciekamy się do ta­kich sposobów - śmieje się dyrektor.

Zmiana

Warlikowski wyciąga z aktorów sil­ne, często najbardziej skrywane emo­cje. Stać go na ryzyko. Stanisława Ce­lińska przyznała w wywiadzie: "To Warlikowski pierwszy wyciągnął do mnie rękę. Kiedy grywałam same farsy, obsadził mnie w "Hamlecie" w roli Gertrudy. Nikt inny by się na to nie odważył!".

W czasie prób z głównej roli zrezy­gnował Janusz Gajos. Wielu czekało.. na ten eksperyment.

- Janusz przyszedł z przygotowaną wizją roli, nie udało nam się porozu­mieć... Rezygnacja była jego dojrzałą decyzją - opowiada Warlikowski.

- Fajnie byłoby zobaczyć Gajosa w głównej roli, ale to byłby Prospero Gajosa i "Burza" Warlikowskiego. Troska o jakość całości zdecydowała - dodaje Vedral. Sam Gajos przyzna­je, że nie udało mu się pozbyć oczekiwań wobec reżysera i spektaklu. Adam Ferency, kiedy został mu nie­spełna miesiąc na przygotowanie ro­li, mówi:

- Jeszcze nigdy nie pracowałem nad tak wielką rolą w tak krótkim czasie. Ale jestem spokojny o efekt!

Sukces

Trzecia generalna, teatr pełen teatro­logów, znajomych i przyjaciół króli­ka. Warlikowski skupiony, bez zde­nerwowania siedzi za stolikiem. Rzadko - przez mikrofon - wydaje polecenie technikom. Odprężony, żywo reaguje z publicznością na no­we pomysły aktorów. Spektakl trwa około 2 godz. 40 minut bez przerwy. Po próbie reżyser rozmawia z oświetleniowcami i akustykami. Aktorzy czekają na ostatnie uwagi.

Już premiera. Gaśnie światło. Huk samolotowych silników. Zaczyna się burza. Sceny, które Szekspir zapla­nował jako śmieszne, wciągają ni­czym odgrywane w transie, z czasem - przerażają; sceny poważne rozbija­ją elementy komiczne. Aktorstwo najwyższej próby: Kalita w scenie bratobójstwa przechodzi sam siebie, Celińska - na najwyższych obro­tach, reszta też nie pozostaje w tle.

Po ostatni dramat Szekspira, uzna­ny za summę jego poglądów na teatr, sięgali najwięksi reżyserzy - dwukrot­nie Peter Brook, Peter Hall, Giorgio Strehler. W Polsce wystawiali go m. in. Leon Schiller, Stefan Jaracz, Krysty­na Skuszanka, Krzysztof Zaleski, Ru­dolf Zioło, Zbigniew Brzoza. Trudną rolę Prospera kreowali u nas m.in, Ka­rol Adwentowicz, Gustaw Holoubek, Aleksander Bednarz i Jan Peszek.

Ciężkie brzemię tradycji... Ale re­cenzje w prasie codziennej - entu­zjastyczne. Kolejne festiwale zgłasza­ją propozycje terminów i honora­riów. Kilka dni później Warlikowski otrzymuje Paszport Polityki "za przy­wracanie wiary w artystyczne i etycz­ne posłannictwo teatru".

Teatr Warlikowskiego niewiele ma wspólnego z intelektualną refleksją nad rzeczywistością, bardziej - z in­tuicyjnym jej odczuwaniem, czasem wręcz fizycznym i bolesnym. Pod efektowną, oddziałującą na wy­obraźnię formą teatralną często kryje się pustka i banał. Ale jego wizja, dzię­ki silnemu napięciu emocjonalne­mu i niepospolitemu zaangażowa­niu aktorów, zmusza do myślenia.

Być może zapowiada prawdziwą burzę w polskim teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji