Artykuły

Agamemłon

W nabożnym skupieniu, w przejmującej ciszy słuchaliśmy płynącego ze sceny potężnego, metalicznego głosu Ireny Eichlerówny - Klitajmnestry z tragedii Ajschylosa "Agamemnon".

Nagle między wspaniałe strofy antycznego klasyka wdarł się jakiś dziwny szept, płynący z głębi sali:

- Ach że ty grecką chałwą karmiona giestapówko, ja bym się z tobą obleciał...

Szept wydał mi się dziwnie znajomy, obejrzałem się więc ostrożnie by nie zwrócić uwagi publiczności i dostrzegłem w dalszych rzędach skrzywioną niechętnym grymasem twarz pana Piecyka.

Ponieważ dawno już się nie widzieliśmy, postanowiłem odszukać go w antrakcie, ale zagubiliśmy się jakoś w labiryncie korytarzy Teatru Narodowego i dopiero po przedstawieniu natknąłem się na starego znajomego w autobusie 111.

- Jakież wrażenia wyniósł pan panie Teosiu z tego znakomitego widowiska?

- Za dużo mokrej roboty. No i skąd tam kosmonauci? Ja rozu-mie, że trzeba uczcić pierwszą mieszaną parę tak wysoko w obłokach, ale nie tak na hurra, nie w staroświeckiej sztuce.

- Zaraz, zaraz, o czym pan mówi, gdzie pan zobaczył kosmo-nautów?

- Jak to gdzie? Wszystkie artyści są za nich przebrane. Ato-mowe czapki na uszy, skórzane sakpalta i ciężkie kapcie na pół-metrowych dębowych zelówkach, żeby nieważkości zapobiec.

- Ależ myli się pan, to są stylizowane greckie kostiumy, ciężkie długie peruki i tradycyjne koturny, które podwyższały aktorów.

- Faktycznie w tych warunkach nawet artysta-kurdupel może greckiego gieroja odstawiać. Ale to są czary-mary na Grójec i w prencypalnem ponkcie Warszawy na Teatralnem Placu, nie można takiej grandy puszczać.

A w ogólności całe te przedstawienie powinno być dozwolone od lat 18, a tam się widzi chłopaczków po czternaście i jeszcze młodszych. A potem sie dziwiem że młodzież kotom oczy wyjma i drzewka w ogrodzie u pani Szelburg - Zarębiny podpala.

- Niech pan się zlituje, a cóż to ma wspólnego z tragedią Ajschylosa czy Eurypidesa?

- Jak to co ma spólnego? Toś pan nie widział co sie tam na scenie wyprawia. Agamnenoszczak z wojny wraca, a kochająca żona cholera w łóżku nożem gardło mu podrzyna. I za co, że Cygankie - wróżkie sobie przywiózł z Zachodu? Nie był w porządku, racja. Nie powinien z Cyganką do domu wracać, ale takie rzeczy sie zdarzają. U nasz na Targówku jeden sierżant z 36 pułku to samo zrobił. Insi ludzie poprzywozili trofiejne radia, fortepiany, lodówki, a on rude Niemkie spod Amerykanów przytargał do domu. To co sierżantowa miała zrobić, zimnem trupem położyć męża i rudzielca? Dała jem po parę po-grzebaczy, mąż sprzytomniał, a Niemra po opatronku nazad wyje-chała. A tu mąż trup, Cyganka trup!

- Panie Teosiu to nie była Cyganka, to Kasandra, córka króla Priama obdarzona przez Apolla darem proroczym.

- Dosyć na tem, że wróżyła w dechę i przepowiedała ogólną gimze, taką że jakżeś pan może zauważył pod koniec przedstawienia mało kto przy życiu na scenie sie został. Ale najgorsza była sama Agamemłonowa.

- Ach, to pod jej adresem wymknął się panu jakiś niepochlebny epitet podczas pierwszego aktu?

- Wstyd mnie troszkie pali, bo zdaje sobie sprawozdanie, że to artyści do pucu wszystko odgrywają, ale cóż, nerwy sie z tem nie liczą. Nic jej takiego znowuż nie powiedziałem. Bo weź pan pod uwagie że męża i jego kochankie kuchennem nożem przez zazdrość wykończyła, a sama tyż była klawiutka. Jak król Agamemłon był na froncie ona ze strażakiem z Ligi Obrony Przeciwpożarowej, czyli tak zw. LOPP, na kocie łape żyła, a po śmierci śp. męża, prezesa rady ministrów z niego zrobiła.

- Ależ to nie był strażak tylko Aigistos.

- Jak sie zwał tak sie zwał, ale w strażackiej czapce przedstawia. I patrz pan jaki drań, jak sie upił, podobnież w Zaduszki na grobie nieboszczyka króla czeczotkie tańczył. A sierotki po niem, chłopaczka i dziewczynkie, za pastuszków na wieś do pegieeru odesłał.

Sierotki sie zresztą na niem jak panu wiadomo odegrali i w pare lat później łeb tasakiem bez trzonka mu odcięli. To samo zresztą zrobili z mamusią. Chłopczyka naszpontowała siostrzyczka imieniem Elektrownia.

- Elektra, grana zresztą wspaniale przez Elżbietę Barszczewską.

- A Cyganka to nie gra jak anioł? Ale cóż z tego. Sztuka jest nożownicza i młodzież absolutnie nie powinna być na nią wpuszczana. Chociażby przez sam gramofon.

- Przez jaki gramofon?

- Nie słyszałeś pan, ile razy w tej sztuce ktoś komuś gimze robi zaraz gramofon za sceną puszcza, żeby krzyk zagłuszyć, czyli żeby poruty nie było.

- Jest pan w błędzie panie Teosiu, to nie żaden gramofon, tylko znakomita ilustracja muzyczna Stefana Kisielewskiego, podkreślająca nadzwyczaj sugestywnie ten dramatyczny moment. To świetny pomysł inscenizacyjny.

- Pomysł jak pomysł, ale nic nowego. Już Hipek Wariat jak przed wojną na ulicy Foksal pod trzynastem kuchte od doktora rę-cznikiem dusił, płyte "Perski jarmark" uruchomił. A znowuż Ma-zurkiewicz motor w garażu zapuszczał. Kisielewski w gazetach musiał to przeczytać.

- No a jak się panu podobała trzecia część widowiska, ta arcyzabawna inscenizacja "Żab" Arystofanesa?

- No owszem, na czasie. Cyrk numer 7 dopiero od sierpnia ma przyjechać do Warszawy, to tyż nasze artyści robią co mogą żeby go zastąpić. Porozpinali sie w różnych miejscach, wierzchem jeżdżą jeden na drugiem.

Insze poważne gwiazdorzy damskie podniszczone gołe popiersia z plastiku sobie poprzypinali, sztuczne brzuchy i tak zwane podśladki. Publicznem słowem sie sztorcują. Derekcja w pierwszem rzędzie siedzi i boki zrywa ze śmiechu.

Osobiście bawiłem się nie za mocno. Ciut-ciut za śmieszne. Bojałem sie, że pękne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji