Artykuły

Poeta i jego klęska

Po raz drugi na scenie teatru warszawskiego pojawia się problem i dramat poety. Po bardzo kameralnym "Chattertonie" Alfreda de Vigny (który okryty rumieńcem wstydu opuścił scenę teatru Ateneum) - na afiszu teatru Współczesnego wszedł dramat Seana O'Casey z ostatniego

okresu walk Irlandii o pełną niepodległość p.t.: "Cień bohatera", zrealizowany przez młodych reżyserów z PWST.

Oto on, Donal Davoren, ukryty w małym pokoiku handlarza-domokrążcy, człowiek, który pragnie służyć Nieugiętej, Niezaangażowanej Poezji, niezależnej od tych czy owych wstrząsów historycznych. Ale nie podobna odejść całkowicie od świata, odejść niezauważonym przez ludzi. Nawet jeśli człowiek nie ukazuje swej twarzy, pozostawia za sobą ciemny kontur postaci: cień. Według niego zostanie on "odczytany" i "osądzony". I Donal Davoren, znany jedynie ze swego "zarysu", z legendy został osądzony: staje się w oczach ludzkich bohaterem, ukrytym powstańcem, mózgiem dokonujących się zdarzeń. Cała galeria skretyniałych mieszczan, niedowarzonych młodzieńców uważa go za ów ukryty, przerastający ich ideał i wierzą, że jeśli oni nie są zdolni do żadnego gestu ponad swoją niewielką miarę, to "on" uczyni go za nich. On wypełni jakiś kontyngent bohaterstwa i poświęcenia, którego im nie dane było uzbierać. Nieporozumienie bardzo wygodne i kompromisowe dla obu stron. Poeta pisze sobie spokojnie wiersze, a straszni mieszczanie i zapaleni chłopcy "z terminu" są przekonani, że on już zrobi wszystko co trzeba w tzw. "sprawie wolnościowej".

I nagle niespodziewanie idylla się kończy: oto nadchodzi wielka próba, ostateczny egzamin. Bohater narodowy okazuje się słabym człowiekiem. Nie potrafi udźwignąć zgody na własną, niezasłużoną, śmierć. Jego fałszywy cień rozwiewa się, a na gest prawdziwego bohaterstwa waży się zwykła, prosta dziewczyna. Oto główny sens sztuki.

Młodzi reżyserzy, absolwenci PWST, Zygmunt Hübner i Bronisław Pawlik stanęli przed dziełem dosyć trudnym do zrealizowania, składającym, się co najmniej z kilku warstw. Bo przecież właśnie w tym, małym pokoiku handlarza-domokrążcy, poprzez sylwetki przeciętnych ludzi należy wyrazić wielką sprawę moralną, tutaj rozegrać ma dramat jednostki, po którą nagle wyciąga rękę Historia. Jednostki, przed którą staję nagle wybór ostateczny: albo zginąć samemu, albo pozwolić drugiemu człowiekowi zginąć zamiast siebie. Przy tym utwór zbudowany jest bardzo niebezpiecznie, cały akt pierwszy jest właściwie wstępem do błyskawicznego rozegrania się dramatu w końcu aktu drugiego. Zachowanie równowagi, wydobycie z pierwszego aktu takiego ładunku emocjonalnego, aby nie był tylko prezentacją postaci, ale i mocną ekspozycją nadchodzącej tragedii wymagało wielkiego doświadczenia reżyserskiego. I brak tej równowagi był najsłabszą stroną warszawskiej realizacji "Cienia bohatera". Przez dosyć niemrawy akt pierwszy trzeba było przebrnąć aby znaleźć się w świetnie wyreżyserowanym akcie drugim. Tam dopiero młodzi twórcy widowiska dali poznać swój "pazur'' i to nie byle jakiej ostrości. Jakże doskonale udało im się osiągnąć narastanie nastroju grozy i oczekiwania, to było naprawdę świetne pogranicze koszmaru, tak znanego nam z czasów ostatniej wojny. Zastanawiam się, czemu nie mogę wypowiedzieć podobnych pochwał pod adresem, części pierwszej przedstawienia i dochodzę do wniosku, że najbardziej przyczyniło się do tego niewłaściwe obsadzenie roli Donalda Daworena. Andrzej Łapicki, którego pamiętamy i jako świetnego wykonawcy typów komediowych ("Ich czworo"!) - tutaj nie zdołał się wcielić w nową dla siebie posiać. Od początku nie wypadł "na serio", dzięki czemu akt pierwszy stracił swój kościec.

Widzieliśmy w nim przystojnego i sympatycznego młodziana, być może subiekta z perfumerii lub magazynu włókienniczego, który bardzo zręcznie prowadzi romans z miłą sąsiadeczką, ale nie wiadomo właściwie dlaczego deklamuje od czasu do czasu z natchnioną miną Shelleya i Szekspira, dlaczego coś tam skrobie od czasu do czasu w kącie na papierze. Za to właśnie owa sąsiadeczka spoglądał na niego i uwielbieniem, jemu właśnie "ludzie z kamienicy" odczytują petycje skierowane do powstańców armii republikańskiej, jego otaczają szacunkiem i wątpliwą dyskrecją. Ale nas nikt nie nabierze. Od razu wiemy, że to nie jest ani bohater, ani nawet poeta. Po prostu nieporozumienie. Cień bohatera rozwiewa, się na samym początku, przeto nie trzeba nawet oczekiwać ostatniej próby. Bardzo zobowiązujące określenie przez autora swego utworu "tragedia" staje się zupełnie niezrozumiałe.

Zgoda reżyserów na takie potraktowanie postaci Donala Davoren przez Andrzeja Łapickiego redukuje w dużej mierze problematykę dramatu O'Casey. Odpada wielka, ostateczna konfrontacja poety ze "światem", który go odszukał, zmaganie się z nakazem chwili, wielkie studium strachu, pozostaje jedynie zabawne qui pro quo. Trudno mi nawet powiedzieć, czy Łapicki grał źle czy dobrze, myślę nawet, że grał interesująco, ale to po prostu nie była postać z tej sztuki. Bagatelka! Pozostały jeszcze świetne sylwetki mieszczan z najlepszą rolą wieczoru, która na długo utkwi w pamięci widzów, mianowicie Seumasem Shieldem, handlarzem domokrążnym kreowanym przez Tadeusza Fijewskiego. To naprawdę doskonała aktorska robota, cienka, wyrazista, subtelna jak rysunek na szkle. Ile było w tej postaci gorzkiego humoru, ile goryczy inteligenta spadającego na dno społeczne, któremu "kultura" pozostaje jako niepotrzebny dodatek do smutnej funkcji domokrążcy. Minnie Powell (Irena Krasnowiecka) sympatyczna, choć nieco zbyt blada. Reszta wykonawców wykazała się wyrównanym poziomem gry.

Dekoracja, niestety, obrzydliwa. W tekście mówi się wprawdzie o brzydocie wnętrza, ale w nowoczesnym teatrze można chyba wydobyć "ideę brzydoty" innymi środkami, nie tylko przez naturalistyczne nagromadzenie rupieci. Być może, przy wydobywaniu na jaw tych czy owych potknięć należałoby przypomnieć, że sztuka O'Casey nie należy do najłatwiejszych w robocie i że jest to pierwsza rzecz zrealizowana przez młodych reżyserów Hübnera i Pawlika. Mimo tych czy owych zastrzeżeń ten start budzi duże nadzieje na przyszłość. I niech będzie tylko

dowodem tego przekonania fakt, że nie stosujemy w krytyce wobec młodych twórców "Cienia bohatera" taryfy ulgowej.

(data druku artykułu nie jest znana)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji