Artykuły

Niechby tam barchan był!

276. Krakowski Salon Poezji. Parodie wierszy Juliusza Słowackiego czytali: Krzysztof Orzechowski, Grzegorz Łukawski i Rafał Dziwisz. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

W Nocy Teatrów wilgotny ziąb szedł od ziemi, zewsząd podwiewało - a Krzysztof Orzechowski, dyrektor Teatru im. Juliusza Słowackiego, okutany, Matko Święta, samą tylko białą koszuliną do kostek, przypominającą giezło renesansowej księżniczki, albo te szaty nocne, co w nich sto lat temu miały zwyczaj sypiać mieszczańskie "pierdoły" po sześćdziesiątce! Jakby tej Lekkomyślności mało było - na głowie jego, miast szlafmycy, jedynie ażurowy wieniec z ziół i dzikich owoców! Słowem - zamartwialiśmy się wszyscy... A co będzie, Matko Święta, jeśli pod spód nic nie założył?... Nie, niemożliwe, by nie założył!... Jakieś kalesonki, bokserki ze sztucznego misia, bądź przynajmniej barchanowe majtałasy... Tak, Matko Święta, niechaj tam będzie barchan - owszem, szczyt elegancji to nie jest, ale za to grzeje!... Niech barchan tam będzie, bo inaczej, gdy mocniej pod wieje, dyrekcja "wilka" złapie niechybnie, "wilka" i katar, a o reszcie strat zwyczajnie strach myśleć...

Z grubsza tak żeśmy się zamartwiali, troszczyli, najświętsze świętości o pomoc prosili - a on tylko się śmiał. Giezłem renesansowej księżniczki i ażurowym wieńcem z ziół i dzikich owoców sam siebie w nawias wziął świadomie - i rechotał sam z siebie. Kim był? Raczej - czym? Pastiszem koturnowej powagi? Parodią wodzostwa? Groteskowym bogiem? Żartem? Wicem? Małpim przedrzeźnianiem armii do nieprzytomności napuszonych osobników? Krzywym zwierciadłem dostojeństwa oraz czci-godności? Wszystkim tym naraz?

Okazało się, że wszystkim tym naraz, czyli - chyba niechcący - alfą i omegą III Krakowskiej Nocy Teatrów, a zwłaszcza sednem Salonu Poezji. Od 23.00 Grzegorz Łukawski, Rafał Dziwisz i właśnie Orzechowski - od 21.00 wciąż tak samo odziany, wciąż złapaniem "wilka" oraz kataru dzielnie ryzykując - przez godzinę czytali pastisze, parodie największych, najbardziej znanych wierszy Juliusza Słowackiego, które to parodie, pastisze oraz inne żartowne rymowanki Anna Burzyńska i Dziwisz popełnili. I co? W okolicach północy wieszcz już słaniał się, gruntownie zamroczony.

Zwyczajnie, tak po prostu, po ludzku - zmalał przez godzinę. Wygięło go. W krzywych lustrach żartownych rymowanek twarz mu wykrzywiło tak, że był całkiem jak... ty. Uczłowieczony - jakby z cokołu zlazł, święte koturny zzuł, świętą fryzurę zburzył, świętą peleryną za okno wyrzucił i tu, na widowni zasiadł, by w trakcie najpieprzniejszych parodii pulchną sąsiadkę po lewej poobmacywać ździebełko, po czym postać dyrekcji w gieźle i wieńcu na czole kontemplując, zdecydować, do której knajpy po Salonie ruszyć, by Noc Teatrów gorzałką zakończyć mianowicie. Prościej mówiąc - z piątku na sobotę na Salonie było jak zawsze, gdy parodia udana.Ludzkość, a raczej mądra część ludzkości od zawsze parodiuje, pastiszuje, przedrzeźnia, w nawias bierze, język pokazuje po prostu po to, by nie pęknąć od nadmiaru cudzej i własnej wielkości. Z piątku na sobotę nikt w Teatrze im. Juliusza Słowackiego nie pękł, w niebo nie wzleciał żaden balon. Jedyne, co się ewentualnie stało, to to, że brawurowy Orzechowski "wilka" złapał. Pewności nie ma,ale na wszelki wypadek: tfu, na psa urok.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji