Artykuły

Co mogą zdziałać aktorzy

W przedstawieniu "Fantazego" w warszawskim Ateneum czystą rozkosz daje gra aktorów. Największą sceną, kulminacyjną, staje się dialog Idalii z Rzecznickim. Ani Aleksandra Śląska, ani Jan Świderski nie starają się swych postaci pomniejszać. Moż­na nawet powiedzieć, że ich bro­nią. Idąlia w ujęciu Śląskiej to kobieta głęboko zraniona, inteli­gentna i przenikliwa. Gdy histeryzuje w pierwszych scenach, gdy nie może się powstrzymać od łez - nie symuluje. Wierzy­my, gdy mówi, że przyjechała do domu Respektów wbrew ra­dom lekarzy i na przekór własnym, tysięcznym zakazom. Snuje potem fantastyczny plan poży­czenia pieniędzy Janowi, by okrężną drogą rozbić małżeństwo Fantazego z Dianną; rozumiemy co się kryje na dnie jej uczuć i postępków. Miłość w o wiele większym stopniu niż ambicja! Darowizna majątku na rzecz Ja­na, gdyby została przyjęta, mo­głaby hrabinę skazać na biedę, zagrozić jej towarzyskiej pozycji. Skoro Idalia tego środka chce użyć, musiało zadecydować przy­wiązanie, i to zapewne zmysło­we, fizyczne (do czego nawet ro­bi potem aluzję).

To wszystko wyczuwamy w grze Śląskiej, a piękno formalne, znakomity warsztat, barwa gło­su (tak sugestywna, iż mimo woli, poddają się jej młodsze aktor­ki) i wyczucie melodii wiersza nie tylko nie mącą czystości kon­strukcyjnej, ale ją nawet po­twierdzają. Dlatego wielka sce­na z Rzecznickim staje się bata­lią, godną dialogu Alcesta i Ar­seny w "Mizantropie". Rzecznicki, jak go ujmuje Świderski, też się potrafi "bić z kobietami na pa­łasze". Może nawet lepiej od Fantazego!

Podrażniona i podniecona za­czepkami partnera Idalia odpo­wiada opanowanym, ale pogard­liwie miażdżącym atakiem na "lokajskie" przymioty marszałka Rzecznickiego. Widzimy, jak się w nim wszystko gotuje. Odrzuca względy na towarzyską przy­zwoitość, resztkę delikatności. Nie jest brutalem z natury; do­piero gniew i rozdrażnienie go brutalizują. Nagle wyjaśnia się zagadka porwania. Świderski od uszczypliwości przechodzi do sta­nu zdenerwowania i rozpaczy. Dla niego (jak to potem wyja­śni Idalia) śmieszność jest groź­niejsza niż dla kogokolwiek in­nego.

Idalia może już sobie pozwolić na wspaniałomyślność - nawet wobec Rzecznickiego. Zasługa aktorskiej interpretacji na tym także polega, że hrabina od ra­zu czuje jak bardzo sytuacja po­krzywdzonej i bezradnej kobiety może jej ułatwić odzyskanie Fantazego. W scenie końcowej ukazuje Śląska grę miłości i spo­tęgowanej chęci życia. Idalia nie godzi się na samobójstwo; teraz właśnie chciałaby oddychać peł­nią kobiecego szczęścia. Apeluje do patriotyzmu, czy obywatel­skiego poczucia Fantazego. Wi­docznie jednak miłość jest tak zachłanna, że każe się godzić na­wet na wyrzeczenie się życia.

Świderski gra Rzecznickiego pełnego drwiny (przykład: rozbawiona złośliwością twarz gdy idzie sporządzać kontrakt ślub­ny). Nie jest to postać całkowicie zgodna z koncepcją Kazimierza Wyki, gdy podejmował obronę Rzecznickiego. Cały czas broni jednak Świderski psychicznych racji człowieka, który umiał zrobić karierę, wyzyskując koniunk­turę i pomoc przyjaciela - mi­lionera. Jego Rzecznicki ulega pasji dowcipkowania i natrzą­sania się z bliźnich (nawet z Fantazego oraz własnej żony). Odzyskuje jednak pełnię czło­wieczeństwa pod naporem nie­spodziewanego nieszczęścia.

Trzecia wybitna rola spektak­lu: Ignacy Machowski - Major. To jedna z najpiękniejszych po­staci stworzonych przez tego ak­tora, imponująca jednolitością, celowością środków a przede wszystkim - prostotą. Nie "ce­lebruje", nie patetyzuje opowie­ści o największej porażce życia, jaką było jego załamanie się w decydującym momencie. Nie mógł obecnie inaczej postąpić, jak poświęcając swe życie nie tylko dla szczęścia dwojga mło­dych, ale i wyrównania życio­wego rachunku, rehabilitacji.

Tej prostoty zabrakło wyko­nawcy roli Jana, niezmiernie utalentowanemu Andrzejowi Se­werynowi. W kilku momentach stawał się przejmujący a nawet wstrząsający, np. w monologu końcowym aktu II. Ale czy było potrzebne wypowiadanie kwestii w postawie leżącej, tony niemal melodramatyczne? Pamiętam prostą a jakże wymowną rolę Seweryna w "Głupim Jakubie" Rittnera.

Co prawda, na postaci Jana (i kilku innych osób tego spektak­lu) zaciążyło jeszcze coś innego. "Fantazy" to utwór pisany pod wrażeniem tragicznej konspiracji Konarskiego. Słowacki nie mógł pisać ze względów rodzinnych konkretniej. Niemniej czuje się głęboki podtekst, od pierwszego aktu, od wstrząsu jakiemu ule­ga Respektowa, słysząc o wizy­cie carskiego oficera i od pyta­nia Dianny o "trzy polskie krzy­że" na Syberii. Myślę, że wysta­wiając "Fantazego" trzeba mieć ciągle w pamięci fakt, że ten zadziwiający utwór cały czas rozgrywa się na pograniczu spraw prywatnych i publicznych. Dianna przychyla się do prośby matrymonialnej Fantazego jedy­nie ze względu na los chłopów w wioskach jej rodziców. W kil­ku moich esejach o "Fantazym", przedrukowanych w dwóch książkach wysuwałem hipotezę, że Dianna została przez Jana wciągnięta do konspiracji. Oczy­wiście Major jest w te sprawy wtajemniczony. Na pewno i Stelka. Temu podtekstowi wielkich spraw dawał aluzyjny wyraz Andrzej Pronaszko w scenografii krakowskiego spektaklu.

Chodzi w związku z tym o sprawę Dianny i Stelki. Ewa Milde ciekawie i oryginalnie mó­wi początek słynnej tyrady Dian­ny. Słyszy się jakby pogłos stłu­mionego szlochu, podniecone bi­cie serca; wyczuwa przyspiesze­nie oddechu. Potem na chwilę aktorka odwraca głowę, nie pa­trzy na partnera. Druga część, wyjaśniająca przyczynę zgody na małżeństwo, brzmi już mniej przekonywająco (może z tego powodu, że nie ma odnośników w całej inscenizacji). Jednak ty­rada wywiera wrażenie; na sali słyszy się pulsującą ciszę. Szko­da, że pierwsze pojawienie się Dianny, zapewne wskutek nie najlepszego funkcjonowania sce­nografii (zwłaszcza kostiumów) i światła przechodzi bez wrażenia.

Grażyna Barszczewska jako Stelka jest chyba nie najszczęśliwiej obsadzona. Rosła i bujna, nie sprawia wrażenia dziecka. Opowiadanie o rozmowie Re­spektów z Dianną zawodzi, za­pewne z powodu zbyt małej skali głosu. Reżyserski pomysł rozgrywania pewnych zdań mo­nologu, jako obserwacji wpisy­wanych do sztambucha, nie jest szczęśliwy. Dosłownością inter­pretacji razi wprowadzenie ży­wego psa z tego tylko powodu, że Stelka mówi o swym "ministrze policji".

Respektowie to postacie, które żyją wśród niepokojów i rozte­rek. Innymi oczyma na nich spojrzymy, gdy pomyślimy za­równo o grożącym rodzinie ban­kructwie, jak i o fakcie pozba­wienia Respekta stanowiska marszałka w momencie wybuchu powstania. Jerzy Kaliszewski ukazywał ową rozterkę i niepo­kój, mniej akcentując interesow­ność i komedianctwo. Obie wy­konawczynie roli Respektowej nie rozwiązywały sprzeczności na tym polegającej, że owa dama, gorąco pragnąca małżeństwa córki z milionerem, raz po raz zdaje się je swą niezręcznością udaremniać. Wydaje mi się, że lęk przed Idalią, a mo­że i przed opinią każe Respek­towej grać komedię, w którą się sama zaplątuje. Jerzy Kamas - to Fantazy świadomy swego li­terackiego powołania. Nie tylko pięknie akcentuje poetycką fra­zę, ale i szczerze przeżywa wstrząs psychiczny, zapoczątko­wany tyradą Dianny, a spotęgo­wany rzekomym porwaniem Idalii. Także jego rozwój ducho­wy odbywa się pod wpływem wstrząsów ("Fantazy" mógłby być więc potraktowany jako odsłanianie niespodziewanych pokła­dów człowieczeństwa). Myślę jednak, że Kamas za mało ak­centuje punkt wyjścia: przewrot­ny pomysł, by kupić sobie dum­ną pannę z zadłużonego domu, nie ukrywając wobec niej lekce­ważenia i nawet nie udając, że jest pod jej urokiem. Może na­wet z zamiarem sprowokowania opinii. Niepotrzebne wydaje mi się gniewne rozrzucanie liści, gdy Fantazy dowiaduje się o qui-pro-quo, które go miało ska­zać na samobójstwo.

Scenografia Marcina Stajew­skiego chyba nie pomaga w od­bieraniu wrażeń, razi pomysłami powierzchownymi, zaciemnia sens wydarzeń, upraszcza to co powinno być splotem wielo­znaczności. Natomiast zabrakło pozoru bogactw, o które dba bankrut Respekt.

Trzeba zaliczyć na dobre re­żysera, Macieja Prusa, że tekst podaje niemal integralnie, po­zwala każdemu słowu i zdaniu zabrzmieć w jego licznych odcie­niach. Ryzykowne połączenie dwóch epizodycznych postaci umożliwia Janowi Żardeckiemu wykazanie się pomysłowością i dowcipem w drobnej roli Kaje­tana. Za to zbędna wydaje mi się wstępna "pantomima" Fantazego i Rzecznickiego. Inny ona miała sens w przedstawieniu Wiercińskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji