Artykuły

Brel

W witrynie sklepu muzycznego opodal plac Louise ogromny, zawierający kilkanaście płyt album Jacquesa Brela o oszałamiającej cenie kilku tysięcy franków. W stoisku muzycznym supermarketu "GB" rzuca się w oczy przede wszystkim komplet płyt Jacquesa Brela. W kio­sku na stacji meta... W siadem lat po śmierci autora "Amsterdamu", "Jefa" i "Bigotek" jego popularność w Belgii nie tylko nie maleje, ale zdaje się rosnąć. Również w "Płaskim kraju" - Flandrii, gdzie, w swoim czacie za piosenkę "Fdamandowie" został po prostu wyklęty i gdzie formalnie zabroniono mu występów.

Sięgam po te płyty wybierając się tydzień po obejrzeniu w warszawskim teatrze "Ateneum" przedsta­wienia "Brel", do brukselskiej siedziby Międzynarodowej Fundacji Jacquesa Brela i siłą rzeczy wracam pamięcią ku tamtemu spektaklowi. A także znacznie dalej. Do roku 1967 i warszawskiej Sali Kongresowej, w której wówczas wystąpił z reci­talem.

Cieszył się już ogromną sławą. Równą Aznavourowi, Becaud, Brassensowi. A mimo to jedna trzecia widowni świeciła pustką. Mówiono - jest wspaniały, ale zbyt trudny w odbiorze. Zbyt wiele wymaga od widza, to dlatego. I było w tym mówieniu trochę prawdy. Na jego koncercie nie można było zwyczajnie odprężyć się, odpocząć, zapomnieć. Wojciech Młynarski, tłumacz jego piosenek i współreżyser przedstawienia w "Ateneum", napisał po la­tach, iż pod koniec tamtego recitalu czuł się strasznie zmęczony. Nie dzi­wię się. Odczuwałem wtedy po­dobnie. A zmęczenie powodowało ogromne napięcie, z jakim słuchało się tego wysokiego, chudego Belga, interpretującego swoje piosenki raz prawie szeptem, innym razem na granicy krzyku. W pocie i z chrypieniem gardła. I z pasją. Z szaloną, niemal materializującą się pasją, nie pozwalającą oderwać od niego wzro­ku nawet na chwilę.

Tak. Kto miał szczęście widzieć Brela w Kongresowej, ten widział go już będzie zawsze. I będzie wie­lokrotnie podążał wyobraźnią do por­tu wielkiego jak świat, co się zwie Amsterdam, i do marynarzy, którzy od lat pieśni swe nucą. tam. Podo­bnie jak Wojciech Młynarski, który bodajże wtedy, w tej kongresowej sali postanowił, że kiedyś, kiedyś zmierzy się z poezją Jacquesa Brela. I próbował tego przez osiemnaście lat. I dopiął swego.

"Brel" w "Ateneum". Mała scena, minimum scenografii, pięcioro śpiewających aktorów. Czy dostarczają tych samych emo­cji? Brel śpiewał tak, a nie inaczej, gdyż nie było to zwykłe śpiewanie. On miał parę spraw do załatwienia. Parę problemów, którymi nawet nie tyle chciał; ile musiał podzielić się z innymi. Parę spostrzeżeń na temat życia, miłości, przyjaźni, starości, śmierci wreszcie, z którymi - uwa­żał - nie wolno mu było pozostać samemu. A że ludzie początkowo nie pragnęli go słuchać, dlatego jego piosenki, stawały się coraz bardziej drapieżne, brutalne, niekiedy wręcz bezwzględne i okrutne. Nawet wtedy, gdy tyczyły miłości i przy­jaźni - wartości cenionych przezeń chyba najwyżej; o tej samej miłości i przyjaźni potrafił jednocześnie pisać i śpiewać w tonacji najciep­lejszej.

Może dlatego, iż wybierając pew­nego dnia samotną, niełatwą drogę potrzebował ich najbardziej ?

Brel urodził się w 1929 roku w Brukseli. Ojciec bogaty właściciel fabryki, solidnie przygotował go do życia. Dał mu wykształcenie, pracę w swojej firmie i być może zadbał nawet o to, aby syn właściwie się ożenił - będąc człowiekiem bardzo młodym Jacques miał już żonę i dwo­je dzieci. Któregoś dnia porzucił wszystko i wszystkich (zaznaczając jednak w liście do żony, że nie opuszcza jej na zawsze). W tym sa­mym liście napisał, że nie chce od ojca żadnych pieniędzy. Pojechał do Paryża, by zrobić karierę poety i pieśniarza. Początkowo szło mu to niezwykle opornie. Kilka lat wege­tował zaspokajając ponoć niejedno­krotnie głód bułką z serem i szklanką wina. Potem karta odmieniła się. Wygwizdywany przez mieszczańską publiczność małych knajp, w któ­rych, ku jej oburzeniu, pozwalał, sobie szydzić z tego, co mieszczaninowi najbliższe, zetknął się wreszcie z właścicielem "Olimpii" - Bruno Coquatrixem. A on postanowił zaryzy­kować i dać mu szansę. .

Wygrali obydwaj. Zblazowana publiczność "Olimpii" ożyła. A wy­gwizdywany, przeklinany Brel w je­den wieczór stał się gwiazdą. I po­został nią do swoich ostatnich dni. I jest nią nadal. I będzie jeszcze długo.. Również w Polsce. Między innymi dzięki owej piątce aktorów z "Ateneum", która przełożone przez Wojciecha Młynarskiego teksty nie tylko odczytuje znakomicie ale tak­że interpretuje prawie nie mniej przekonywająco, niż czynił to sam ich autor. Zwłaszcza dzięki Micha­łowi Bajorowi i Marianowi Opani, w wykonaniu których poszczególne utwory przemieniają się w zwarte, zamknięte minidramaty, gdzie żad­ne słowo nie pojawia się przypadkiem. Tak jak nieprzypadkowa jest kompozycja całego spektaklu. Naj­pierw piosenki obyczajowe, wśród nich słynni wymienieni już "Flamandowie" doprowadzający niegdyś do szewskiej pasji mieszkańców Flandrii.

Potem chwila nostalgicznej reflek­sji o "Płaskim kraju", który Brel kochał chyba bardziej niż ci zabra­niający mu w nim występów. I wreszcie pieśni o przyjaźni, sensie życia, wobec którego Brel przyjmował postawę - jak powiedział nie­gdyś w jednym z wywiadów - " nie wiem, ale spróbuję wiedzieć".

Siedziba Międzynarodowej Funda­cji Jacquesa Brela mieści się na bulwarze Jardin Botanique. W podziemnym pasażu handlowym. Sie­dziba, to może zresztą zbyt szumnie powiedziane. Po prostu kilka nowo­cześnie zaprojektowanych i urządzo­nych pomieszczeń. Od frontu galeria wystawowa, w głębi kilka wydzie­lonych pokoi. W jednym można posłuchać płyt nagranych przez Brela, w innym obejrzeć filmy, w których grał, które reżyserował, do których pisał scenariusze oraz filmowe re­jestracje jego koncertów. I jeszcze biuro, biblioteka. Fundacją kierują córki artysty: Chantal, France i Isabelle, wespół z jego bratem Pierrem. Podstawowy ich cel - zgromadzenie możliwie pełnej dokumentacji doty­czącej twórczości, życia i w ogóle działalności ojca i brata. Dotarcie do tych wszystkich faktów z jego życia, które kształtowały go i inspirowały.

Oczywiście, nie jest to cel sam w sobie. - Jacques Brel bowiem - uważa jego córka France - to nie tylko zbiór tekstów i piosenek. To również niezwykła wrażliwość. Ona ostała się powodem utworzenia fundacji. Utworzyliśmy ją po to, by tą jego najważniejszą cechą obda­rowywać innych.

W jaki sposób? Przygotowując opracowania, katalogi, informacje o pracy i życiu Brela, a ponadto czy może przede wszystkim wspierając młodych poetów, muzyków, malarzy i innych twórców wyróżniających się podobną jak on wrażliwością. Organizując im wystawy, koncerty, wieczory autorskie. Szukając nowych talentów.

Międzynarodowa Fundacja Jacquesa Brela powstała w końcu 1981 roku, a więc stosunkowo niedawno. Jej działalność spotyka się od samego początku z życzliwym zainteresowa­niem w wielu krajach, przede wszystkim zachodniej Europy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji