Artykuły

Mroki antyku w Gardzienicach

"Trojanki" w reż. Andrea Serbana z Teatru La MaMa z Nowego Jorku i "Elektra" w reż. Włodzimierza Staniewskiego z Ośrodka Praktyk Teatralnych Gardzienice. Podczas letniego pokazu w Gardzienicach oglądała Aneta Wysocka z Akcentu.

Letniego wieczoru 25 czerwca 2004 roku polscy, choć nie tylko, miłośnicy teatru mieli niepowtarzalną okazję uczestniczenia w ciekawym przedsięwzięciu Ośrodka Praktyk Teatralnych Gardzienice oraz występującego u nich gościnnie amerykańskiego teatru La MaMa. Wystawiono wówczas dwie sztuki, oparte na tekstach Eurypidesa: "Trojanki" oraz "Elektrę". Pierwszy z tych spektakli, w wykonaniu zespołu z Nowego Jorku i wyreżyserowany przez Greka Andreę Serbana (notabene wjęzyku greckim), odbywał się w plenerze. Drugi, w reżyserii Włodzimierza Staniewskiego we współpracy z Mariuszem Gołajem, można było zobaczyć w niewielkiej sali.

Przedstawienia te łączy wiele. Nie tylko czas akcji - starożytność, od czterech dziesiątków lat pozostająca w centrum zainteresowań zespołu Ellen Stewart, a od lat niemal dziesięciu zajmująca Włodzimierza Staniewskiego. "Gardzienice", które w pierwszym z serii antycznych przedstawień, Apulejuszowych Metamorfozach (premiera 1997 r.), zatrzymały się na progu antyku, w realizacji sztuki Eurypidesa weszły już głęboko w mroki tamtych odległych czasów: tragedie ludzi, niejasne dla nich samych motywy działań, splątane ze sobą biografie kolejnych pokoleń ofiar i krzywdzicieli.

"Trojanki", choć to spektakl autonomiczny, pomyślany z dużym rozmachem i różny pod względem artystycznego zamysłu i wykonania od kameralnej niemal "Elektry", stanowiły niezwykle sugestywne wprowadzenie do niej. Były prologiem pałacowej tragedii, nie tylko ze względu na zależności chronologiczne, lecz także z uwagi na sposób przedstawienia postaci kobiecych. W obu widowiskach są one na pierwszym planie, co zresztą mówią już same tytuły, ale w "Trojankach" ukazane zostały jako cierpiąca zbiorowość, z której tylko raz po raz wyłaniają się bohaterki możliwe do rozpoznania i nazwania po imieniu, jak pohańbiona Helena czy zbolała Hekuba. W "Elektrze" natomiast kobieta autonomizuje się, zaczyna działać, stając się nie tylko ofiarą zła, ale również jego źródłem. Inaczej niż kochanka Parysa - pionek w grze bogów i w rozgrywkach mężczyzn, osierocona córka Agamemnona jest aktywną (choć nie do końca świadomą) uczestniczką zdarzeń. Aranżuje zbrodniczy akt, który jednak nie przynosi jej ukojenia.

La MaMa to istniejący od lat przeszło czterdziestu nowojorski teatr alternatywny, założony i prowadzony do dziś przez czarnoskórą Ellen Stewart (która 25 czerwca również gościła w Gardzienicach). Wielonarodowy zespół w swoich spektaklach nawiązuje do spuścizny różnych, także tych bardzo odległych od euroamerykańskiej, kultur (Japonii, Indii, Karaibów i in.), ale antyk interesuje ich szczególnie. Przed laty Ellen Stewart nawiązała kontakt z takimi gigantami polskiego teatru jak Kantor i Grotowski, sprowadzając ich do Nowego Jorku. Na jej zaproszenie był tam również zespół Włodzimierza Staniewskiego. Czerwcowym występem w Gardzienicach La MaMa rozpoczęła swoje tournée po Europie. Niestety, podczas tego tournée wystąpiła w Polsce tylko ten jeden raz.

Twórców współczesnej wersji "Trojanek" i "Elektry" nie zajmuje w tradycji śródziemnomorskiej to, co w niej świetlane i monumentalne, jasne i czyste, ale to co zagadkowe i tajemnicze, posępne i ciemne. Wejście w jej mroki jest kolejnym krokiem w poszukiwaniach uniwersaliów ludzkiej natury i pozwala na nowo zadać pytanie o źródło zła w człowieku, o tę paradoksalną koniunkcję wielkości i małości w duszy Elektry, Orestesa czy bohaterów spod Troi.

O starożytności możemy powiedzieć, że jest okryta mrokiem, z innego jeszcze powodu. Dlatego mianowicie, że wciąż niewiele o niej wiemy, zwłaszcza o ówczesnym dramacie, który wszak był integralną częścią życia społecznego i religijnego, sumieniem obywateli polis i ich szansą na duchowe oczyszczenie. Staniewski przekonuje, że tamten teatr trzeba odkrywać ze skrupulatnością archeologa, a czasem też przy użyciu jego narzędzi badawczych. Reżyser w taki właśnie sposób odtwarza wraz ze swoim zespołem ówczesną sztukę gestu - chieronomię, a źródłem tej rekonstrukcji są rozmaite przedstawienia graficzne z tamtej epoki. Tajniki warsztatu ujawnia widzom w swego rodzaju intermedium do "Elektry". Tym, na czym szczególnie mu zależy, było i jest współwystępowanie w widowisku na równych prawach - słowa, muzyki i gestu właśnie. Jak się okazało tamtego czerwcowego wieczoru, to ambitne zadanie jest wykonalne.

Niełatwo jednak ująć emocje w słowa. Na język dyskursywny prościej jest przełożyć to, co odwołuje się do rozumu. Powiedzmy więc jeszcze kilka słów o ideach, jakie wyłaniają się przy interpretacji "Elektry" oraz "Trojanek". Tragedie te łączy motyw krzywdy i zemsty, która nie ma końca, bo rodzi krzywdę nową i nowe pragnienie, by wziąć odwet. Triumfator spod Troi nie powraca do domu, by żyć tam długo i szczęśliwie. Zwycięzca zostaje zwyciężony przez widma z przeszłości. Śmierć rodzi śmierć, zemsta- zemstę. Ofiara z Ifigenii - zemsta Klitajmestry - odwet Elektry. Zamknięte, błędne koło przemocy i zła. Staniewski udosłownił to, co Eurypides niejasno sygnalizował. W jego spektaklu córka Agamemnona mści się nie tylko za śmierć ojca, ale także, a może przede wszystkim, za gwałt, którego się na niej dopuszczono. Taki sam gwałt, jakiego ofiarami były żony i córki pokonanych wojowników króla Priama. Trojanki, brutalnie traktowane przez zwycięskich Achajów, zostały skrzywdzone, tak jak na przestrzeni wieków krzywdzone były niezliczone rzesze kobiet, wydawanych są na pastwę zdobywców w kolejnych wojnach, trapiących ludzkość nieustannie i po dziś dzień. W tym także manifestuje się ponadczasowy charakter wielkich tragedii greckiego antyku, które nie mniej nam mówią o nas samych niż dramaty współczesne.

Gardzienickie ruiny, zwłaszcza nocą, stanowią - jak się okazuje - znakomite tworzywo, umożliwiające realizację śmiałych pomysłów inscenizacyjnych. Zniszczenia pozbawiły je formy, która wskazywałaby na jakąś epokę czy szerokość geograficzną, czyniąc z nich surowy materiał dla scenografa. Przy odpowiednim oświetleniu łatwo przeobrażają się w mury starożytnego miasta nad Morzem Śródziemnym, a po zainstalowaniu na nich pochyłej platformy zaczynają przypominać sakralne budowle Meksyku i Peru, z których po kamiennej pochylni ofiary zrzucane były z ołtarza kaźni do stóp piramidy. Finalne sceny "Trojanek" ogląda się tak, jak południowoamerykańscy Indianie oglądali swoje święte i krwawe rytuały.

Właściwie tylko o samym zakończeniu spektaklu można powiedzieć, że się je ogląda. Przez większość czasu nie jest się widzem, lecz uczestnikiem, stojącym w samym centrum wydarzeń, które dzieją się obok, jednocześnie i z każdej strony, na wyciągnięcie ręki i na odległość wzroku. Zakratowane wozy napełniane są łupami i jeńcami, wojownicy chwytają branki, wiążą je, tu rozdzielają matkę z kilkuletnim synem, stamtąd dobiega krzyk innej kobiety... Wszystko to w strumieniach letniego deszczu, który na greckiej ziemi pada rzadko, ale w Gardzienicach staje się kolejnym elementem scenerii, doskonale współgrającym z tym, co dzieje się wokół. Całość pełna jest niezwykłej dynamiki i żywiołowości, tak jak sztuki grane przez zespół Włodzimierza Staniewskiego - "Elektra", "Metamorfozy", "Carmina Burana", i tak jak przedstawienia antycznego teatru. Ta formuła przyczynia się do lepszego zrozumienia dawnych kultur, zwłaszcza greckiej starożytności, z którą współcześni obcują głównie za pośrednictwem statycznych posągów z brązu i z marmuru.

Na zdjęciu: scena ze spektaklu "Elektra".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji