Artykuły

Słabnące moce tworzenia

Ostatnie zamieszanie w teatrach Warszawy spowodowane niepisaną zmową dyrektorów przeciw niewygodnemu krytykowi, który nie chciał dryfować wraz z nowymi prądami, jest obrazem kompleksu wobec "wielkiego świata" - pisze Dr Małgorzata Bartyzel w Naszym Dzienniku.

Próby nadążania za "wielkim światem" trendami, modami, izmami są zawsze odpryskiem własnej niemocy zderzenia się z rzeczywistością - czy to artystyczną, czy to społeczną, polityczną lub w innym jej określonym kontekście. Tam wielki świat, a tu nasza prowincja, ograniczoność, małość. Z kompleksu naszej małości wyrastają wyobrażenia i lęki przed tym, co lepsze, większe, silniejsze. Kiedy jednak opada zewnętrzna, nabłyszczona sztucznie zasłona wielkości, niekiedy pozostaje tylko dużych rozmiarów bezkształtna masa, niezdolna do jakiegokolwiek porywu czy uniesienia. Niewarta także, by ulec przed nią zwykłym lękiem.

Lepiej wszelako umiłować tę własną prowincję, ziemię, z której się wyrosło, swoje zakorzenienie uczynić mocnym atutem własnego i trwałego miejsca w otoczeniu wielkiego świata, o czym już ponad 100 lat temu pisał Maurice BarrÝs. O fatalnych konsekwencjach "Buntu kwiatu przeciw korzeniom" pisał także jeden z najwybitniejszych twórców pokolenia wojennego Andrzej Trzebiński. Można by rozszerzać tę historię słabości, niemocy i uległości przed większym i jeszcze wyolbrzymionym "lepszym światem", zatracając całkowicie poczucie rzeczywistości. W naszych warunkach droga do tego zatracenia jest wszak prostsza, bo technika komunikacyjna przez łącza telewizyjne, cyfrowe i inne daje nam możliwość całkowitego rozmycia się w ogromie szumów informacyjnych, nakładania kształtów, znaków i znaczeń. Możemy więc dryfować po świecie rzeczywistym i nierzeczywistym, ulegać wiatrom i emocjom, bez celu, lub podążając za celami wyznaczonymi przez nieznane prądy. Żeby w tym wszystkim nie zginąć, trzeba mieć własne korzenie, kotwice i drogowskazy. Wszak mimo gwałtownego skoku technologicznego, najnowszych kierunków w sztuce i zbiorowych fascynacji w życiu społecznym kondycja ludzka jest stała i elementarne wartości oraz potrzeby dobra, prawdy i piękna, wciąż warunkują sens naszego życia.

Śmierć przedwcześnie ogłoszona

Ostatnie zamieszanie w teatrach Warszawy, spowodowane niepisaną zmową dyrektorów przeciw niewygodnemu czy też niepoprawnemu krytykowi - pani Temidzie Stankiewicz-Podhoreckiej - który się jakoś w kulturze polskiej, a także tej klasycznie europejskiej zakorzenił i nie chciał dryfować wraz z nowymi izmami, stanowi najczystszy obraz owego kompleksu.

Nie jestem zwolennikiem tezy o upadku sztuki teatru. Śmierć teatru wieszczono co kilkaset lat, potem częściej, gdy świat nabierał przyśpieszenia. Po narodzinach kina wielu wydawało się, że teatr znalazł trwałego następcę. Z nastaniem radia, potem telewizji co i rusz zapadały wyroki. Tymczasem rozwijały się nowe formy teatru radiowego, rozwijającego wyobraźnię, i teatru telewizji, rozszerzającego perspektywę przestrzenną, ale zarazem zbliżającego do oka i gestu aktora.

Współczesny teatr dramatyczny stoi w obliczu zwielokrotnionej konkurencji pokus i jeżeli ulegnie tym presjom, musi tę konkurencję przegrać. Nie doścignie w zmienności i migotliwości obrazów wideoklipów, nie przegoni epickością, choć od kilkudziesięciu lat staje się bardziej epicki, nie sprosta banałowi telenoweli, bo widz w swej bezpośredniości oczekuje skróconej konwencją znaku teatralnego zwielokrotnionej treści, niespłaszczonej nudy, okraszonej niekiedy golizną. Schlebianie zaś gustom niewybrednej publiczności może co prawda przykuć uwagę ciekawskich na parę wieczorów. Zaspokojenie tych instynktów trwa jednak chwilę, bez pozostawienia trwałych śladów. Teatr zaś, choć należy do najbardziej ulotnych, to paradoksalnie i do najtrwalszych sztuk, i wciąż przejmują nas tragedie sprzed tysięcy lat.

Każda epoka miała swoje "telenowele". W czasach szekspirowskich np. były to zespoły chłopięce, nadużywające znacznie środków scenicznego wyrazu. Cieszyły się one dużą popularnością pośród gawiedzi. Z dezaprobatą wspomina o nich Szekspir w "Hamlecie", przestrzegając aktorów przed uciekaniem się do równie niewybrednych środków. Szekspir w scenie z aktorami sam staje się krytykiem teatralnym i przybierając tę postać, za sprawą Hamleta diagnozuje stan współczesnego mu teatru. Można by w tej scenie odnaleźć równie dobrze opis dzisiejszej batalii o teatr i podobne dzisiejszym próby cenzurowania prawdziwej historii. Przypomnijmy kilka fragmentów:

(Akt III scena 2)

Proszę cię, wyrecytuj ten kawałek tak, jak ci go przepowiedziałem, gładko, bez wysilenia. Ale jeżeli masz wrzeszczeć, tak jak to czynią niektórzy nasi aktorowie, to niech lepiej moje wiersze deklamuje miejski pachołek. Nie siecz też za bardzo ręką powietrza w taki sposób; bądź raczej ruchów swoich panem (...) Nie posiadam się z oburzenia słysząc, jak siaki taki barczysty gbur w peruce w gałgany obraca uczucie, prawdziwy z niego łach robi, by zadowolić uszy narodku, który po największej części kocha się tylko w niezrozumiałych gestach i wrzawie.

(...) Nie bądź też z drugiej strony za miękki; niech własna twoja rozwaga przewodnikiem ci będzie. Zastosuj akcję do słów, a słowa do akcji, mając przede wszystkim to na względzie, abyś nie przekroczył granic natury; wszystko bowiem co przesadzone, przeciwne jest zamiarowi teatru, którego przeznaczeniem jak dawniej, tak i teraz było i jest służyć niejako za zwierciadło naturze, pokazać cnocie własne jej rysy, złości żywy jej obraz, a światu i duchowi wieku postać ich i piękno.

(...)

Widziałem ja aktorów i znaleźli się tacy co ich chwalili, głośno nawet; aktorów, którzy (bogobojnie mówiąc) ani z mowy, ani z ruchów nie byli podobni do chrześcijan ani do pogan, ani do ludzi, a rzucali się i ryczeli tak, iż pomyślałem sobie, że chyba jaki najemnik natury sfabrykował ludzkość; tak bezecnie ją naśladowali (przekł. J. Paszkowski).

Krytyk musi reagować

Podobne do Szekspirowskich uwagi dzisiejszego krytyka nie znajdują popleczników pośród wielu teatralnych realizatorów, tych zwłaszcza, którym wydaje się jeszcze, że dokonują nowatorskiego odkrycia, choć w historii teatru powszechnego mieli wielu poprzedników. Nie o wszystkich da się szczegółowo opowiedzieć, bo faktycznie większość ich śladów oblekła się w niepamięć. Pierwszy upadek teatru wtopił się w gruzy starożytnego Rzymu. Chwilę wcześniej rozwiązłość i igrzyska odebrały siłę oddziaływania tej sztuki. Odrodził się ponownie na gruncie europejskim w wiekach średnich z dramatu liturgicznego. Nie będziemy teraz analizować wszystkich wzlotów i upadków teatru. Wiemy jednak, że powstawał we wszystkich cywilizacjach i autonomizował z widowisk rytualnych - obrzędowych. Tam, gdzie wykształcił duże, dojrzałe formy, posiłkował się po drodze nurtami pobocznymi, ożywiał eksperymentem. Faktyczna debata teatralna toczyła się jednak w samym teatrze, na deskach scenicznych o kształt, sens, formę i siłę oddziaływania. Sceniczne potyczki o teatr od "Improwizacji w Wersalu" i odpowiedzi teatralne na ich koncepcje, poprzez batalię o "Hernaniego" przybierały burzliwe postaci. Wydarzenia teatralne wpływały na bieg zdarzeń historycznych - w Polsce m.in. w okresie Sejmu Wielkiego, a w czasach nam bliższych np. "Dziady" w 1968 roku.

Jako Naród przetrwaliśmy czas niebytu państwowego dzięki kulturze, w tym teatrowi właśnie, o czym wielokrotnie przypominał Jan Paweł II (sam wychowanek Teatru Rapsodycznego, który nie tylko treścią, ale i formą wypowiedzi i reakcji porywał tłumy). Wszystkie te przełomowe wydarzenia teatralne charakteryzowały się żywą, niekiedy gwałtowną, reakcją publiczności.

Teatr jest wszakże miejscem spotkania i wzajemnego oddziaływania aktora i widza. W cytowanym "Hamlecie" scena teatru w teatrze również wywołuje dalekie reperkusje pośród widzów. Jakikolwiek nie byłby nurt czy gatunek, widz, w tym również krytyk, przyszedł, by zareagować.

Tymczasem współcześni eksperymentatorzy, wieszczący niekiedy antyteatr, postmodern czy też inne spóźnione acz poprawnościowe nowinki, oczekują pietyzmu w odbiorze własnych odkryć i braku reakcji, komunikacji. W tak bardzo zdemokratyzowanym świecie i teatrze chcą selekcjonować odbiorców i stymulować odbiorem. Kto później o tak wypreparowanym teatrze będzie pamiętał? A może chodzi o to, że pamiętać nie warto?

To jednak przeszkoda buduje dramaturgię, jej pokonywanie, zmaganie się z nią człowieka, z przeciwnościami kształtuje bohatera, określa, kim jest. Jeżeli w teatrze krytyk jest przeszkodą do realizacji przedsięwzięcia artystycznego, to albo teatr potrafi się z tym zadaniem zmierzyć, albo też ogarnęła go taka niemoc, że w deklarowanej wokół otwartości wytworzył się już tak silny przeciąg, że żadna już siła oddziaływania i wzajemności nie ma szansy się tam zdarzyć.

Ja jednak wierzę w moc i niezwykłość teatru. Trzeba tylko na powrót odnaleźć wspólny dla widza i twórcy język. Warto też wywołać nową dyskusję z krytyczną refleksją o teatrze, bo zanik krytyki teatralnej potęguje słabnące moce tworzenia.

Autorka jest teatrologiem, animatorem kultury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji