Artykuły

Festiwal Cieni. Dzień drugi

O Festiwalu Cieni w Krakowie pisze Marta Bryś z Nowej Siły Krytycznej.

Pierwszy w Polsce Festiwal Teatru Cieni miał szansę zaszczepić w polskiej świadomości teatralnej nowe zjawisko. Zapewne w jakimś stopniu plan ten zostanie zrealizowany, choć jego jakość jest wątpliwa. Także dlatego, że dyscyplina ta dopiero się rozwija.

Spektakl "Ballady i romanse czyli cztery opowieści o miłości" był rodzimą produkcją Teatru Groteska, więc pod tym względem jego obecność na Festiwalu nie dziwi. Kompilacja wierszy "Lilie", "Świteź" i "Romantyczność" powstała, jak zapewniają twórcy, z fascynacji polskim romantyzmem. Zagrożeniem każdej fascynacji jest bałwochwalstwo i ślepe zapatrzenie, prowadzące do idealizacji pożądanego obiektu. Spektakl dzieli się na trzy części - w pierwszej aktorzy grają postaci, w drugiej cieniem rzucanym przez maleńkie lalki czy dom inscenizują fabułę "Lilii", a w trzeciej aktorom towarzyszą dwie ogromne lalki dziewczyny i chłopca. Prowizoryczna scenografia (drewniana ściana, stół i kilka krzeseł, a w części "Świteź" falujące prześcieradło), nadekspresyjne, niedbałe i groteskowe aktorstwo, tautologia tekstu i wydarzeń scenicznych, ilustracyjność i patos sprawiają, że spektakl jest pretensjonalny i uciążliwy. Twórcy zaznaczyli też, że traktują polski romantyzm "z przymrużeniem oka", ale do mrużenia oczu udało im się sprowokować chyba tylko widzów.

Drugi spektakl to "17 sentencji o świetle" [na zdjęciu]Norberta Götza - eksperyment ze światłem białym, kolorowym, rozczepionym. Artysta świecąc na prowizoryczne przedmioty wyświetlał ich kształty, a czasem tylko barwy na białym płótnie. Trwający godzinę występ miał prostą strukturę - Götz wyświetlał krótką sentencję, a następne ilustrował ją wiązkami światła (np. zdanie o świetle, które składa się z małych cząsteczek, przypominających drobinki piasku pokazano jako świecące kropko z pękniętego w środku szkła). Trudno ocenić, na ile kolejne wiązki światła były nowatorsko prezentowano, ponieważ aktor siedział plecami do widowni, manipulując kolejnymi przedmiotami. Jego występ przypominał trochę dziecięcą fascynację światłem odbitym od lustra czy układaniem dłoni tak, by ich cień rzucał konkretny kształt na ścianę. I pewnie taka naiwność formy i pomysłu doskonale by się sprawdziła, gdyby nie towarzyszyły jej pretensjonalne i patetyczne sentencje, mające uświadomić widzom jak ważnym elementem rzeczywistości jest światło i że dzięki niemu istnieje świat. Jedna z początkowych sentencji ilustrowana jest bardzo humorystycznie i imponująco w wykonaniu - Götz wydobywa wiązki światła tak, by na płótnie pojawiły się dwa niewielkie ludzkie kształty, a później w rytm popowej muzyki rozciąga ich ręce, nogi, kreując zabawną choreografię. To jedyny moment, gdy Götzowi udaje się wyzwolić z atmosfery pseudo mroczności i odkrywania tajemnicy.

Jedyne, co warte było wczoraj zobaczenia na festiwalu to wystawa lalek i masek azjatyckich na foyer Teatru Groteska. Precyzja i kunszt wykonania sugerują, że być może w kolejnych edycjach festiwalu uda się zaprezentować spektakle nieco ambitniejsze, bardziej interesujące.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji