Artykuły

Gwałt na córce Rydzyka

Bezczelność - teatry zamknęły drzwi przed wysłanniczką "Naszego Dziennika" - pisze Robert Jaruga w Nie.

21 kwietnia "Nasz Dziennik" lokalnego papieża Tadeusza Rydzyka usiłował porazić społeczeństwo polskie doniosłą w swoim mniemaniu informacją z pierwszej stronicy: "Prawdziwa Sztuka Krytyki Się Nie Boi". Stała się bowiem rzecz straszliwa i bezprecedensowa. Nadworny krytyk teatralny Tadeusza Rydzyka pani Temida Stankiewicz-Podhorecka nie otrzymała darmowego zaproszenia z Teatru na Woli w Warszawie, utrzymywanego za państwowe pieniądze. Wieść ową hiobową nadało w eter Radio Maryja. Portal internetowy ojca Rydzyka rozesłał po świecie, a Telewizja Trwam pokazała na ekranie.

Przypuszczaliśmy, że katolickie społeczeństwo będzie o tym opowiadać w tramwajach jadąc do roboty i stojąc w ogonkach do kas supermarketów. Popadnie też na wiosnę w jesienną depresję. Puściliśmy się w te tramwaje i supermarkety - ale tam zamiast żałoby odnosiło się wrażenie, że osobnicy płci obojga mają dokładnie w dupie to, czy Temida została zaproszona na spektakl za darmo, czy mogłaby nań iść, kupując sobie bilet. Ponieważ mamy w sobie ogromne zdolności empatyczne, wyczuliśmy, że owa straszliwa znieczulica społeczna musi być dla pani Temidy niczym piekący ból w odbycie.

Oficjalnym powodem niezaproszenia Temidy na spektakl do Teatru na Woli było to, że zachowywała się na podobnej uroczystości jak kawał chama, krytykując na głos poczynania aktorów. Temida przyznaje, że i owszem, ale robiła to cichaczem. Ponadto spektakl był tak nudny, że widzowie wyłazili. Uważa jednak, że jej gadatliwość była tylko pretekstem. Chciano jej się pozbyć, gdyż dyrekcji teatru nie podobają się jej recenzje, atakujące antysztukę, liberalizm i postmodernizm, których było w Teatrze na Woli od zajebania.

Temida mieczem krytyki szatkuje zwyrodnienia niemające nic wspólnego z prawdziwą sztuką, zwłaszcza seks, goliznę i wulgaryzmy. Ludzie się do nich zniechęcają. Spektakle z braku widzów zdejmowane są z afiszy, natomiast dramatopisarze i od nich zawiśli aktorzy popadają w niesławę. Tak zdaje się pani Temidzie. Razu jednego poproszono ją nawet, aby przesiadła się z pierwszego rzędu gdzieś dalej, aby jej obecność nie krępowała aktorów. Poczytuje to sobie ona za dowód swojej niszczącej obscenę mocy.

Pani Temida jest krytykiem dobrym, choć talentu pisarskiego Pan Bóg jej oszczędził. Jej recenzje warte są czytelnictwa, a to z powodu, że dotyczą głównie dramatów, które ogląda z obrzydzeniem i - jak sadzę, jeżeli oczywiście nie udaje - w mękach. Tak naprawdę jednak atrakcyjność onych sprowadza się do opisów tego, co się autorce nie podoba:

"...ileż można oglądać zastawiony jedzeniem stół, na którym raz po raz jacyś osobnicy uprawiają ordynarną kopulację, tarzając się w sałatkach, kanapkach, wędlinach etc. A potem dochodzi do stołu Ferda i napycha sobie usta tym samym jedzeniem. Przecież niedobrze się robi na sam widok..." 1.

Albo "Nadgorliwość ekspresji w środkach wyrazu, jakieś sceny opętania, Piętro malujący jakiś bohomaz na niebiesko, a następnie sikający nań, czy Lucia - nimfomanka poszukująca przygód erotycznych pośród jakichś mętów ulicznych, kryminałki thrillery itp." 1.

Lub "To karykatura pogrzebu, którego uczestnicy, idąc gęsiego w kondukcie żałobnym, wykonują ruchy kopulacyjne. Rozmaite fragmenty ról z tańczonych przez Niżyńskiego baletów mieszają się tu z parodią fragmentów pochodzących z Ewangelii. Jest też karykatura Eucharystii zawarta w deformacji słów wypowiadanych przez księży podczas Mszy Świętej. Tutaj brzmi to tak: "Niepokój wszystkim i duchowi twemu" (słowa wielokrotnie powtarzające się i nadające rytm spektaklowi), "Wieczny niepokój racz im dać, Panie", "Oto nasza ofiara, to tańczcie na moją pamiątkę". I postać udająca Chrystusa z belką na ramionach tańczy" 2.

Ewentualnie: "A oto inne postaci: dwie panny ubrane jak papugi, zajadające się cukierkami, skaczące po materacach i wydające z siebie jakieś nieartykułowane dźwięki. Te dwa żeńskie przygłupy to ponoć księżniczka Lena (Agnieszka Roszkowska) i jej guwernantka (Dominika Kluźniak). A już zupełne kuriozum stanowi centralna postać spektaklu, książę Leonce (Krzysztof Zarzecki), mający wygląd idioty skrzyżowanego z dewiantem. W tej sytuacji nie powinna nikogo dziwić obleśna, obrzydliwa scena kopulacji księcia idioty z telewizorem (dosłownie)" 3.

Pani Temida też specjalnie się nie cacka, opisując ludzi teatru jako: niedouczonych, odmóżdżonych, wulgarnych lub żałosnych. Pełne braku umiłowania bliźniego są opinie na temat polskiego teatralnictwa w ogóle: Amatorszczyzna i knajactwo najniższego autoramentu dorwało się do teatru zawodowego.

O grze aktorów: Wątpię, czy ktokolwiek jest w stanie uwierzyć, iż to kretyńskie pajacowanie może mieć cokolwiek wspólnego z dziełem Kartezjusza. Zachowują się niczym marionety, automatycznie powtarzając dziwaczne gesty serwowane przez jegomościa, którego gra Marcin Tyrol.

O twórcach: "Idiotyczne pomysły reżyserów, zwłaszcza tych niedouczonych, nie mają granic" 4.

I tak dalej i dalej. I w tym tonie, z którego wynika, że pani Temida ma w ogromnej nienawiści teatr i to, co się w nim dzieje.

Wydaje się jednak wielce niesłuszne z punktu widzenia interesów teatru, że Temida już nie będzie oceniać teatralnych wytworów, określając je, umownie to nazwijmy - chujowymi - gdyż każda negatywna opinia Temidy dla wytrawnych teatromanów jest właściwym sygnałem, aby na spektakl pójść.

Pani Temida powinna się zatem cieszyć z powodu decyzji teatrów zdejmujących z niej krzyż oglądania bezeceństw. To wszak nakładało na nią dodatkową nieprzyjemność pisania o nich i to ze skutkiem odwrotnym do zamierzonego. Jej protesty trącą więc hipokryzją, zwłaszcza że Temida niczego poza wyżywaniem się na aktorach i pisaniem na nich paszkwili nie potrafi, a z czegoś żreć trzeba. Chyba że Temida uważa, iż eleganckim jest przyjąć zaproszenie na darmowy obiad, potem publicznie się nim zrzygać i żądać od fundatora zaproszenia na następny. Takie uważanie jest socjopatią.

Doradzałbym zatem pani Temidzie kupować po prostu w kasach bilety. Dalej trzeba ciągnąć ten wózek lub przekwalifikować się na recenzenta homilii z warszawskich kościołów. Show-biznes jak każdy inny. Scenografia na ogół urzekająca. Nasycenie nonsensami wystarczające, aby ukręcić z nich jakiś bat. I co zdaje się najważniejsze - wstęp tam mają za co łaska. A publikować można w tygodniku "NIE".

1 "Nasz Dziennik" 31 stycznia 2007

2 "Nasz Dziennik" 11 lutego 2009

3 "Nasz Dziennik" 9 maja 2007

4 "Nasz Dziennik" 11 kwietnia 2007

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji