Artykuły

Liczne i śliczne teleatrakcje

"Pięć minut" w reż. Jerzego Moszkowicza w Teatrze Animacji w Poznaniu. Recenzja Ewy Obrębowskiej-Piaseckiej w Gazecie Wyborczej-Poznań.

Nie stół jest dziś najważniejszym sprzętem w domu, ale telewizor. Tu krzyżują się rodzinne szlaki. Tu jest centrum zainteresowania oraz dowodzenia. O nim i o niej - telewizji - opowiada najnowszy spektakl Teatru Animacji.

Przedstawienie adresowane jest do młodzieży: gimnazjalistów, licealistów. Może być dla nich bardzo atrakcyjne. Jego bohaterowie to karykaturalnie przedstawiona rodzina: matka, całkowicie skupiona na tym, żeby widzieć co jest trendy; synek, cały oddany temu, żeby być cool, córka - szara i myszkowata - nosząca w tekturowym pudełku swoją tajemnicę oraz ojciec, charakteryzujący się głównie tym, że go nie ma. Przerysowane postacie mogą bawić, ale dają też szansę na identyfikację z nimi: chcemy tego czy nie - bywamy karykaturalni w oczach naszych dzieci, a i sami nie pozostajemy im dłużni.

Jako się rzekło - centrum rodzinnego domu stanowi tu telewizor. Ogląda się go tradycyjnie (patrząc na ekran), ale też od środka. Środek to królestwo demiurgicznego redaktora, prowadzącego jeden z tysiąca kultowych programów, zatytułowany "Twoje 5 minut". Być w telewizji! Oto cel nadrzędny, marzenie, obsesja...

Twórcy przedstawienia zabawili się z mediami i zasypali widzów licznymi atrakcjami. Płynnie przechodzimy z mieszkania do telewizyjnego studia. Postacie wcielają się w kolejne (równie karykaturalne jak ich pierwowzory) role. Wszystko tu iskrzy, miga, skrzy się i na kilometry pachnie techniką. Projekcje wideo wędrują nie tylko po ekranach, ale i po ścianach, a z głośników bucha głośna, modna muzyka.

W całym tym zamieszaniu gubi mi się gdzieś temat spektaklu i jego przesłanie. Nie oczekiwałam - Boże broń! - straszącego banałem morału: telewizja jest zła. Nie spodziewałam się też panegiryku na jej cześć. Ale finał "Pięciu minut" za bardzo rozmywa mi się w kilku co najmniej puentach. Bo oto nasza rodzinka zostaje zamknięta w szklanym pudełku, a córka-myszka wyrywa się z niego, pozostawiając na ekranie telewizora swoje tajemnicze pudełko. Na tym jednak nie koniec. Za chwilę wszyscy aktorzy zdejmują kostiumy, zmywają charakteryzacje i pokazują nam, że teatr to także fikcja. I tu się gubię. Bardzo prawdopodobne, że młodzi widzowie lepiej niż ja poradzą sobie z tym spiętrzeniem znaczeń. Ba! Nie będą sobie nim zaprzątać umysłu. Mnie jednak brak na scenie czegoś, co brzmi autentycznie. Bo teatr wciąż jest dla mnie miejscem, w którym spotykają się prawdziwi, żywi ludzie. I jak ludzie ze sobą rozmawiają.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji